Zasmuca nas nieunikniona konieczność śmierci. Zasmuca nas śmierć bliskiej osoby: matki, babci, prababci, siostry, matki chrzestnej.
Śmierć brutalnie niszczy wszystkie relacje, które konstytuują ludzką osobę. Śmierć niszczy także sam byt człowieka będący nośnikiem osoby. Śmierć to najtragiczniejszy wydarzenie dla osobowego bytu. To wydarzenie zawsze przychodzi za wcześnie, choć przecież w środku życia obejmuje nas śmierć.
Śmierć nieraz obejmowała Zmarłą w środku życia. Pamiętam z jej opowiadań o grozie jaką była mobilizacja ojca, podczas gdy ona kupowała zeszyty, aby 1 września 1939 rozpocząć naukę w liceum; o grozie bombowców niemieckich przelatujących nad Radzionkowem; o grozie przechodzących przez Radzionków wojsk sowieckich; o bólu po śmierci jej syna; o bólu starości ostatnich lat; nawet złowieszczo brzmiała zamiana Katowic na Stalinogród; dożyła dyktatury koronawirusa, który jak śmierć niszczy personalne relacje przez dystans społeczny, maski, izolację ludzi starych. Śmierć ją obejmowała, tak jak i nas obejmuje w środku życia. Śmierć w środku życia objęła ks. Wojciecha Wójtowicza, przewodniczącego Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych w Polsce. To on jeszcze w ubiegłym roku zaprosił mnie do wygłoszenia dzisiaj w Gnieźnie wykładu do rektorów polskich Wyższych Seminariów Duchownych. Wracając po spotkaniu ze mną zginął w wypadku drogowym. Zaprawdę zasmuca nas nieunikniona konieczność śmierci.
Ale tak jak nas zasmuca nieunikniona konieczność śmierci, tak powinniśmy znajdować pociechę w obietnicy przyszłej nieśmiertelności. Tą obietnicą przyszłej nieśmiertelności żyła nasza Zmarła. Przez chrzest została złączona ze śmiercią ale i zmartwychwstaniem Jezusa. Jako matka chrzestna była przy moim włączeniu w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Urodzony 22 czerwca 1956 do życia, które biegnie ku śmierci, narodziłem się 12 lipca tegoż roku do życia po życiu. W bierzmowaniu otrzymała Ducha Świętego, który dokonał zmartwychwstania Jezusa, po to by dokonał i jej zmartwychwstania. Od Pierwszej Komunii Świętej przyjmowała lekarstwo nieśmiertelności, z którym Chrystus związał obietnicę zmartwychwstania w dniu ostatecznym. Ona była także dla niej wiatykiem, czyli pokarmem na drogę przez śmierć do nieśmiertelności. W sakramencie pokuty dokonywało się jej duchowe zmartwychwstanie. Sakramenty były dla niej architektoniką nieśmiertelności. O obietnicy nieśmiertelności przypominała naszej Zmarłej Wielkanoc, każda mała Wielkanoc, czyli niedziela i odpust św. Wojciecha męczennika, czyli świadka nieśmiertelności.
Zasmuceni nieuniknioną koniecznością śmierci ale i pocieszeni obietnicą przyszłej nieśmiertelności, żegnamy naszą zmarłą noszącą imię Lidii, pierwszej chrześcijanki Europy, ochrzczonej przez Apostoła Pawła w Filippi. Chrzest Lidii przedstawia płaskorzeźba na drzwiach katowickiej katedry Chrystusa Króla. Niedawno wspominaliśmy świętą Monikę. Znamy jej prośbę: „Ciało złóżcie gdziekolwiek…o jedno tylko proszę, abyście wszędzie, gdzie będziecie, pamiętali o mnie przy ołtarzu Pańskim”. Zanim jednak Monika wypowiedziała te słowa rozmawiała ze swoimi synami o przyszłości poza tragiczną biologiczną barierą śmierci. Tą przyszłością jest życie, którego „oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło”. Jak wspomina św. Augustyn w „Wyznaniach” chłonęli sercem niebiańskie promienie wypływające ze źródła życia, które jest w Chrystusie. Niech słowa dzisiejszej prefacji o obietnicy przyszłej nieśmiertelności, w świetle której życie naszej zmarłej zmieniło się, ale nie skończyło, będą dla nas jak dla Moniki i jej synów niebiańskimi promieniami wypływającymi ze źródła życia, którym jest Chrystus.