No i mamy wiosnę! Oszołomione, zimową jeszcze dawką wiedzy umysły doktoranckie, łkają o odrobinę świeżego powiewu wolności i zmiany dyscypliny. Chciałoby się wybiec z domu, porzucić, choć na chwilę aulę wykładową i zrobić coś konstruktywnego, poodwiedzać stare kąty, zobaczyć nowe. Tak, więc nadszedł dzień, aby odkurzyć plecak i buty, zarzucić na siebie kurtkę i wyruszyć w drogę. Oto trafiła nam się wyborna ku temu okazja – wycieczka, a raczej propozycja zwiedzenia Zabytkowej Kopalni Węgla Kamiennego„Guido” znajdującej się w starym górniczym miasteczku na Górnym Śląsku, Zabrzu! Nasz ks. prof. Bogdan Ferdek namawiał naszą kompanię na kolejny wspólny wyjazd już od jakiegoś czasu, toteż rozochoceni obietnicą „ekstremalnych” przeżyć, naszą wyprawę rozpoczęliśmy od odwiedzin zaprzyjaźnionej parafii rzymsko-katolickiej p.w. św. Andrzeja w Zabrzu, gdzie podczas miłej rozmowy mogliśmy delektować się wybornym ciastem oraz aromatyczną kawą i herbatą. Ks. Proboszcz Arkadiusz Kinel przyjął nas niczym gości honorowych i ujął niesamowitą gościnnością oraz ciekawymi opowieściami o górniczej historii Zabrza jak i samej parafii. Mieliśmy również okazję obejrzeć wspaniały zabytkowy kamienny kościół, należący do parafii św. Andrzeja. (Więcej o parafii i kościele na: http://www.andrzej.zabrze.pl/)
Do celu podróży dotarliśmy niespiesznymi ulicami Zabrza, gdzie powiodła nas chęć eksplorowania nieznanego. Na reszcie bilety zakupione, obowiązkowe kaski na głowach, pora wyruszyć w głąb ziemi. Jednak póki co wypadałoby wysłuchać kilku zabawnych opowieści z ust bardzo gryfnego chopa, który nie przejmując się naszą językową ignorancją snuł ślunsko gadkę niczym poplątaną pajęczą sieć, w którą my oczywiście z uśmiechem wpadliśmy. Niestety pozostawił nas w rękach młodej, ale już nie tak dowcipnej, lecz równie gryfnej dziołchy, która poprowadziła nas w głąb opowieści, kolejno na poziom 170, a następnie 320. Przyznam się, że ja osobiście nigdy nie byłam tak głęboko pod ziemią, co więcej nie zdarzyło mi się jeszcze jechać prawdziwą windą górniczą, która jest osobliwa i powiem, że osoby cierpiące na klaustrofobię mogą mieć problem z wejściem i pozostaniem w niej na parę chwil w absolutnej ciemności. Strachliwym mogę doradzić, żeby na czas pobytu w jej wnętrzu zamknęli oczy – to naprawdę pomaga. Sama winda jest sprytnie skonstruowana – jakby trzypoziomowo. Otóż składa się ona z trzech komór, jedna nad drugą, do których upychani są jak śledzie niepodejrzewający niczego zwiedzający, po 9 osób na komorę. Wsiadanie jest swoistym przeżyciem, najpierw wsiada pierwsza grupa, drzwi się zamykają, winda przesuwa się o wysokość jednej z komór w górę, wsiadają kolejne osoby, znowu słychać trzask zamykających się wrót, a winda przesuwa się w górę o wysokość kolejnej z komór i wypełnia ostatnią grupą turystów. Ostateczne zamknięcie drzwi, trzy dzwonki i ruszamy! Najpierw powoli, potem szybciej aż prędkość rozwija się do momentu, kiedy winda zaczyna delikatnie brzdękać i ocierać się o ścianę szybu, by po chwili wyhamować i opaść delikatnie jak mgiełka zatrzymując się z gracją i zgrzytem jednocześnie. Domyślacie się, że przy wysiadaniu obowiązuje ta sama procedura co przy wsiadaniu, tak macie rację.
Teraz kilka informacji o samym muzeum w pigule:
Zabytkowa Kopalnia Węgla Kamiennego „Guido” jest unikatowym na skalę światową zabytkiem techniki górniczej. Została założona w 1885 roku przez Hrabiego Guido Henckel von Donnersmarcka, któremu zawdzięcza swoją nazwę. Zwiedzanie udostępnione jest na dwóch poziomach: 170 i 320.
Poziom 170 obejmuje oryginalne wyrobiska wydrążone w latach 1887-889 w skałach pochodzących z okresu karbońskiego wraz zachowanymi ponad stuletnimi stajniami konnymi. Prezentuje dzieje powstania węgla oraz górnictwo XIX-wieczne.
Poziom 320 został wydrążony na przełomie XIX i XX wieku. To system chodników opartych na dwóch wyrobiskach o łącznej długości ponad 2 km. Szczególną atrakcją jest przejazd podwieszaną koleją górniczą oraz pokaz pracy wielkogabarytowych maszyn górniczych – kombajnu chodnikowego Alpina AM 50 oraz kombajnu ścianowego.
Muzeum organizuje również, poza zwiedzaniem indywidualnym i grupowym, szereg imprez tematycznych jak: zwiedzanie z atrakcjami dla szkół, koncerty muzyczne i przedstawienia teatralne, oraz Noc Muzeów Europy pod ujmującą nazwą „Mroki Kopalni”. Jest ono również miejscem szkoleń biznesowych, konferencji i spotkań integracyjnych.
Jeśli kogoś interesują szczegółowe informacje na temat kopalni polecam odwiedzenie ich strony, która znajduje się pod adresem: www.kopalniaguido.pl
Organizator dbając nie tylko o nasze potrzeby duchowe pomyślał również o czymś dla ciała. Na poziomie 320 znajduje się piękne wnętrze, podobno położonego najgłębiej w Europie Pubu, w którym oprócz piwa pszenicznego, które można również zakupić na wynos w ozdobnej butelce, oraz innych napoi orzeźwiających, możliwe jest po wniesieniu stosownej opłaty nabycie kilku pamiątek, między innymi czarne mydło z dodatkiem „prawdziwego” węgla.
Nasza trzygodzinna podróż po podziemiach Guido zakończyła się, już nie tak strasznym jak za pierwszym razem, wyjazdem na powierzchnię.
Wiem, że to, czego doświadczyliśmy było jedynie namiastką prawdziwego trudu górniczej doli, która pod wieloma względami byłaby dla ludzi nie do zniesienia, na co dzień, jak choćby hałas czy wszechobecny brud, wilgoć i pył. Są one odwiecznymi towarzyszami górników a zarazem przyczyną występujących u nich powszechnie ciężkich chorób przewlekłych. W mojej ocenie, ryzyko, którego podejmują się dla społeczeństwa, biorąc pod uwagę stałe zagrożenie wypadkowe, jest ogromne i godne podziwu oraz wdzięczności, bo gdyby nie ich praca nasze wygodne życie było by niemożliwe.
Cóż, wszystko co dobre podobno szybko się kończy, nadszedł i kres naszej wyprawy. Jej dopełnieniem była uczta, na którą zostaliśmy zaproszeni prze ks. prof. Ferdka do może nie wybitnej, ale całkiem przyjemnej „Karczmy pod Kasztanami” w Zabrzu, która między innymi specjalizuje się w serwowaniu miejscowej kuchni regionalnej.
W drogę do domu wyruszyliśmy odrobinę zmęczeni i rozleniwieni, ale w wyśmienitych nastrojach z bagażem nowych i ciekawych doświadczeń mijającego dnia.
Ewa Wolnica