ROWEREM ŚLADAMI BENEDYKTA XVI

 

 

 

 

I dzień, niedziela, 4 sierpnia (Magdalena Piekarska)

 

Benediktweg to nazwa ścieżki rowerowej, która została wytyczona kilka miesięcy po wyborze Józefa Ratzingera na następcę św. Piotra. Trasa Benedykta XVI obejmuje miejscowości związane z życiem papieża, począwszy od jego najmłodszych lat życia. Benediktweg liczy oficjalnie 248 km a najważniejszymi punktami w jej planie są: Marktl, Altötting, Tittmoning, Traunstein oraz Aschau.

Plan naszej wyprawy został nieco zmodyfikowany. Poza miejscami wyznaczonymi w przewodniku, a więc znajdującymi się na terenie Bawarii, postanowiliśmy zobaczyć kilka miejscowości po austriackiej stronie – a konkretnie Braunau, Oberndorf i Salzburg.

Dwa dni przed rozpoczęciem wyprawy spędziliśmy w Monachium. W stolicy Bayern trzeba zobaczyć Marienplatz, a więc Plac Mariacki, w którego centrum znajduje się kolumna a na jej szczycie figura Marki Bożej wzniesiona w momencie zagrożenia groźną epidemią choroby. Marienplatz otacza z jednej strony przepiękny ratusz. Nieopodal znajduje się katedra Najświętszej Maryi Panny, w której 28 maja 1977 roku Joseph Ratzinger przyjął święcenia biskupie. Frauenkirche przyciąga pielgrzymów również ze względu na znajdującą się tam kaplicę św. Benona, biskupa Miśni (w latach 1066 – 1106), który od 1580 uznany został za patrona Bawarii i Monachium. W stolicy Bayern warto również zobaczyć ogród angielski – jest on największy w całej Europie. Englischer Garten to przede wszystkim raj dla lubiących sport. My, rowerzyści, byliśmy pod wrażeniem ścieżek biegnących wśród zieleni, nieśmiało wyłaniającej się gdzieniegdzie rzeki Izar ale również Chińskiej Wieży, przy której zatrzymaliśmy się, by posłuchać muzyki granej przez bawarską kapelę. Kolejne miejsce, które widzieliśmy to Olympia Park. Tam odbywały się Igrzyska Olimpijskie w 1972 roku. Z prawie trzystumetrowej wieży mogliśmy podziwiać Munchen – ponieważ pogoda była rewelacyjna, widoki były niezwykłe. Zwiedzając miasto na rowerze dotarliśmy również do pałacu Nymphenburg, gdzie podziwialiśmy jego piękny ogród. Monachium, jak każde duże miasto tętni życiem do późnych godzin nocnych, więc i wieczorem mieliśmy zapewnioną rozrywkę. Słynne HB (Hofbräuhaus), a więc najstarsza piwiarnia, to kultowe miejsce. Tu piwo ma najgłębszy smak a orkiestra najlepiej wygrywa Ein Prosit. I choć ilość decybeli, jaką funduje HB jest tak ogromna, że jak sądzę, nawet w szkole trudno osiągnąć taki poziom, to jednak gdy rozbrzmiewa melodia wygrywana przy wznoszeniu toastu, rozmowy ustają i wszyscy zgodnie śpiewają.

Zwiedzanie stolicy Bawarii warto rozszerzyć również na pobyt w jej okolicach. Nasz drugi dzień wakacji w Bayern poświęciliśmy na przejazd wokół jeziora Starnbergersee. Leży ono przy mieście Starnberg oddalonym od Munchien niecałe 20 km. Podziwiając Starnbergersee od strony miasta przy dobrej pogodzie można również zobaczyć pasma Alp. Nam się to udało. Ważnym punktem podczas pobytu nad wodą był również postój przy Votivkapelle. Miejsce to związane jest z „szalonym” królem Ludwikiem II, nazywanym też bajkowym. Król ten w znaczący sposób zadłużył kraj a po utracie tronu najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Jego śmierć do tej pory została jednak niewyjaśniona. Wskazuje się, że mógł on zostać zamordowany. Przed kaplicą znajdują się dwa krzyże – jeden z nich jest w jeziorze, najprawdopodobniej w miejscu, gdzie utonął. Przy Votivkapelle spotkaliśmy wielu rowerzystów. Najpewniej też planowali okrążyć Starnbergersee. My mieliśmy przymusowo dłuższy postój ze względu na przerwę techniczną. Awaria zdawała się być dość poważna. Na szczęście daliśmy sobie radę bez mechanika!

Następny dzień pobytu w Bayern miał być już związany z trasą Benedykta XVI. Po porannej mszy i śniadaniu w Monachium wyruszyliśmy do Altötting – najważniejszego sanktuarium Maryjnego w Niemczech. Altötting jest dla Niemców jak Częstochowa dla Polaków. Dla Ratzingera było to miejsce, które odwiedzał już od wczesnych lat dzieciństwa, ze względu na niewielką odległość od jego rodzinnego domu w Marktl. Centralną cześć Altötting stanowi cudowna kaplica z słynącą łaskami figurką Matki Bożej z Dzieciątkiem, zwana też Czarną Madonną. Figurka ta pochodzi najprawdopodobniej z 1330 roku a do kaplicy trafiła ponad 150 lat później, będąc uznaną za cudowną ze względu na dwa uzdrowienia. Ołtarz, w którym jest umieszczona pochodzi z 1670 roku. O tym, jak ważna dla Bayern jest Czarna Madonna może świadczyć fakt, iż na przełomie XVIII i XIX wieku książę Maksymilian I ogłosił ją patronką Bawarii. Z kolei liczne wota dziękczynne umieszczone w krużgankach kaplicy potwierdzają skuteczność modlitwy do Matki Bożej z Altötting. Józef Ratzinger w swojej autobiograficznej książce wspomina sanktuarium, które według niego zyskało nowy splendor dzięki tamtejszemu odźwiernemu – dziś już świętemu – bratu Konradowi von Parzham (1818 – 1894), który według byłego papieża nie był uległy wobec tendencji postępu i zawierzenia nauce charakteryzujących jego czasy. „Mały” święty – jak o nim pisze Ratzinger – nie został zapomniany. Przedstawiająca go rozmodlona figura znajduje się tuż przy bawarskiej Czarnej Madonnie, zaś w pobliskim kościele znajduje się jego grób, który przyciąga pielgrzymów odwiedzających cudowną kaplicę.

 

 

 

 

Po Altötting kolejnym punktem rowerowej pielgrzymki śladami Benedykta XVI był Marktl. Podziwiając Inn zmierzaliśmy do kolejnej miejscowości. Przed wjazdem do miasta czekał nas jeszcze stromy podjazd, który nawet dla doskonałych rowerzystów jest nie lada wyzwaniem. Powiedzmy, że w końcu mieliśmy go za sobą (bez precyzowania czy byliśmy na tyle doskonali by tam podjechać, czy może mniej, by musieć rower prowadzić…). Znaleźliśmy się w Marktl nad Innem. Już przed wjazdem do miasta zobaczyliśmy tablicę informującą nas, że wjeżdżamy do miejscowości, z której pochodzi Józef Ratzinger. W kościele parafialnym św. Oswalda w Marktl wciąż znajduje się chrzcielnica, w której ochrzczony został przyszły papież. Jest na niej muszelka, którą odnajdziemy później w herbie papieskim, którą odnosimy do św. Augustyna ale też do św. Jakuba Starszego. Poza kościołem ważnym miejscem jest dom Ratzingerów. Jest on położony dość blisko kościoła, można powiedzieć, że w centrum Marktl. Taka dobra lokalizacja wiązała się z posadę ojca byłego papieża, który pracował w komendzie policji. Rodzina nie mieszkała tam jednak długo – zaledwie dwa lata, gdyż ze względu na duże bezrobocie zadecydowała o zmianie miejsca zamieszkania. W swojej autobiografii papież pisze, że zna jedynie opowieści rodziców z tamtego czasu. Dla nich czas spędzony w Marktl nie należał do najłatwiejszych ze względu na dużą biedę i panujące choroby. Mile natomiast wspominali życie rodzinne i kościelne. W domu urodzin papieża od 2007 roku znajduje się muzeum. Dom, który do 2006 roku był w rękach prywatnych przywrócono do stanu z 1927 roku. Zwiedzający mogą wejść do pokoju, w którym urodził się Józef, mogą również zobaczyć liczne dokumenty z późniejszych lat jego życia, które nie były już związane z miejscowością nad Innem. Wystawa wzbogacona jest też multimedialną projekcją, która była dostępna również w języku polskim. Byliśmy nią mile zaskoczeni.

Po zwiedzaniu muzeum usiedliśmy w pobliskiej kawiarni, dzielącej kościół i dom Ratzingerów i przeglądaliśmy broszurki nabyte w pobliskim biurze informacji turystycznej. W przewodniku po Marktl wyczytaliśmy, że Józef Ratzinger będąc jeszcze kardynałem otrzymał 13 lipca 1997 roku tytuł honorowego obywatela miasta Marklt. Dowiedzieliśmy się też, że w tej miejscowości znajduje się warte zobaczenia muzeum regionalne. Może i byśmy się do niego wybrali, gdyby nie wiatr, który znacząco się wzmógł i zapowiadał zbliżająca się burzę. Ruszyliśmy więc w drogę.

 

 

 

Kolejnym celem w naszej wyprawie był Braunau. Nie była to miejscowość zaznaczona na trasie Benediktweg, ale w pewien sposób wpisywała się w tę trasę. W Braunau, austriackim miasteczku oddalonym około 30 km od Marktl, urodził się Adolf Hitler. Po wyborze Ratzingera na papieża w jednym z niemieckich dzienników pojawiło się stwierdzenie, że Benedykt XVI urodził się między niebem a piekłem – mieszkał niedaleko od najważniejszego w Niemczech sanktuarium Maryjnego; po drugiej zaś stronie Inn oddzielał go od Braunau.

Do Braunau dotarliśmy późnym popołudniem. Szybko znaleźliśmy hotel; planowaliśmy wprowadzić się, a potem zwiedzać miasto. Pomogła nam w tym bardzo życzliwa właścicielka hotelu, która nie tylko podarowała nam przewodniki ale również zarekomendowała najciekawsze miejsca. Braunau to przede wszystkim miejsce narodzin Hitlera. Miasto oficjalnie nie akcentuje tej prawdy, jednak bez problemu można znaleźć dom, przed którym stoi kamień upamiętniający śmierć milionów niewinnych. Kamień ten pochodzi z kamieniołomu znajdującego się obok obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Braunau to jednak również miasto kościołów. Byliśmy mile zaskoczeni faktem, że mimo nie najwcześniejszej już godziny były one wciąż otwarte. Najokazalszy z nich – kościół św. Stefana to jeden z najwyższych kościołów w Austrii. Odwiedziliśmy również kaplicę przy kościele św. Marcina, która po drugiej wojnie poświęcona została pamięci ofiar. Warta uwagi była również kaplica św. Nepomucena. Innymi kościołami, do których już nie dotarliśmy były: kościół kapucynów, św. Walentego, Królowej Maryi i inne. W chwilach wolnych od zwiedzania dokonywaliśmy podsumowania dnia. Dużo tego dnia zobaczyliśmy. Przejechaliśmy niecałe 60 km. Sporą część nad Innem przy pięknej pogodzie. Byliśmy bardzo zadowoleni. Pierwszy dzień na szlaku Benedykta XVI uznaliśmy za udany.

 

II dzień poniedziałek 5 sierpnia (Bogdan Ferdek)

 

Po śniadaniu około godziny 8.00 nastąpił wyjazd z hotelu Gann. Tak jak był on reklamowany gwarantował nam miłą i rodzinną atmosferę dającą przyjemny i odprężający pobyt w Braunau am Inn. Po kilku minutach osiągnęliśmy ścieżkę rowerową po austriackiej stronie rzeki Inn. Po kilku kilometrach jazdy ścieżka odbiła od rzeki dość stromo w górę. Wysiłek został nagrodzony pięknym widokiem rzeki Salzach wpadającej do Inn. Po kilkunastu kilometrach jazdy wzgórzami doliny Inn dojechaliśmy do Burghausen. Po bawarskiej stronie Salzach podziwialiśmy najdłuższy w Europie gród obronny, którego długość wynosi 1.043 m. Większa część budynków i ogólny wygląd pochodzą z czasu, kiedy zamek był – w latach 1393-1505 – rezydencją dolnobawarskiej linii Wittelsbachów. Od 1485 r. zamek był rezydencją polskiej księżniczki Jadwigi Jagiellonki (zm. 1502 r.), żony księcia bawarskiego Jerzego Bogatego (zm. 1503 r.), córki króla Kazimierza IV Jagiellończyka. Jadąc dalej wzgórzami doliny Salzach po przejechaniu granicznego mostu dojechaliśmy do Tittmonning. Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, mieszkał tutaj od 11 lipca 1929 do 5 grudnia 1932. W budynku znajduje się dzisiaj Sparkasse. Wzdłuż grzymsu widnieje duży napis Gloria in excelsis Deo atquae in terra pax. Po powrocie na austriacką stronę Salzach kontynuujemy jazdę wygodną i ocienioną ścieżką rowerową. Po kilku kilometrach napotykamy jednak na objazd. Ścieżka nie została jeszcze naprawiona po czerwcowej powodzi. Wjeżdżamy na wzgórza doliny Salzach, z których podziwiamy panoramę Alp. Po kilku kilometrach wracamy na ścieżkę wzdłuż Salzach i osiągamy Oberndorf. W tej to miejscowości została po raz pierwszy wykonana podczas pasterki w 1818 roku „najpiękniejsza polska kolęda” Cicha noc – jak często można usłyszeć na wieczorach kolęd w Polsce. Autorem słów Stille Nacht jest Joseph Mohr, melodię ułożył Franz Xaver Gruber. Słowa jednej z wersji w języku polskim ułożył ok. 1830 roku Piotr Maszyński. Stille Nacht przetłumaczono na ponad 300 różnych języków i dialektów. Po zwiedzeniu kaplicy Stille Nacht przy Stille Nacht Platz w pobliży Stille Nacht Muzeum i Stille Nacht Cafė jedziemy w kierunku miasta urodzenia Mozarta – Salzburga. Salzburg, barokowy klejnot w sercu Europy, swą sławę zawdzięcza niepowtarzalnej kombinacji jedynej w swoim rodzaju zabudowy architektonicznej z pięknym, naturalnym, alpejskim otoczeniem. Nic dziwnego, że w roku 1997 cała starówka w Salzburgu została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Przez cały rok słynne zabytki miasta kuszą i uwodzą swym nieodpartym wdziękiem. Z pałacu Mirabell i otaczającego go ogrodu o tej samej nazwie rozciąga się prawdziwie pocztówkowy widok na symbol Salzburga – masywną Twierdzę Hohensalzburg, dostojną Katedrę Salzburską oraz uroczą starówkę ze słynną uliczką Getreidegasse, gdzie znajduje się Dom Narodzin Mozarta. Arcybiskupi Salzburga po dzień dzisiejszy noszą tytuł Primas Germaniae, mają prawo do kardynalskiej purpury, a do roku 1934 mogli mianować biskupów bez zgody papieża i cesarza w czterech diecezjach: Gurk, Chiemsee, Seckau i Lavant. W czasie I Soboru Watykańskiego papież Pius IX pozdrowił salzburskiego Arcybiskupa Maximiliana Josepha Ritter von Tarnóczy-Sprinzenberg (węg. Tarnóczy Miksa) słowami: „Patrzcie, oto przychodzi pół-papież, który sam może mianować biskupów”. Z Salzburga wjechaliśmy do Bawarii. Jechaliśmy bardzo dobrą ścieżką rowerową wzdłuż alpejskich hal mając górski łańcuch na wyciągnięcie ręki. Krótko przed 20 dojechaliśmy do miejscowości Teisendorf i zaczęliśmy szukać noclegów. Zajazd dla rowerzystów był pełny, podobnie i inne kwatery. To ryzyko jazdy na spontana. Znaleźliśmy jednak ostatnie pokoje w hotelu Gut Edermann położonym trzy kilometry dalej w miejscowości Holzhausen. Zostaliśmy bardzo życzliwie przyjęci. Poinformowano nas o parze rowerzystów, która krótko przed nami przybyła z Monachium, również na rowerach marki Scott. Jadąc do hotelu trzy kilometry pod górę podziwialiśmy zachód słońca w Alpach. Piękno Alp podziwialiśmy również z tarasów, które miały nasze pokoje. Nawet nadchodząca burza nadawała uroku alpejskiemu łańcuchowi. Tego dnia przejechaliśmy 119 km. Trasa była tak piękna, że chciałoby się ją powtórzyć. Już umówiłem się na przyszły rok z ks. prof. dr Imre von Gaal, dogmatykiem z Chicago. Jesteśmy otwarci na rowerzystów polskich, amerykańskich i niemieckich. Być może powstanie jakaś międzynarodowa grupka rowerzystów. Zapraszam już dzisiaj moich seminarzystów.

 

 

 

 

 

III dzień, wtorek, 6 sierpnia (Rafał Piekarski)

 

Pobudka przed 6, by zobaczyć zamglone doliny, oraz oświetlone wschodzącym słońcem Alpy. Trzeci dzień podróży nie mógł się lepiej zacząć. Potem pakowanie, poranna msza, syte śniadanie. Opuszczamy hotel i Holzhausen. Nie żegnamy się jednak z malowniczymi krajobrazami. Nad nami błękit nieba z małymi chmurami, które swój wyraz znalazły w fladze bawarskiego landu. W około świeżo skoszone pola, soczyście zielona trawa, wzgórza, gdzieniegdzie białe bawarskie domy z wielkimi okiennicami, no i Alpy, które towarzyszą nam jeszcze przez kilka godzin. Dziś czeka nas najdłuższa trasa. Pierwszy cel- Traunstein. To malownicze, około 18 tys miasteczko, które w 1300 roku otrzymało prawa miejskie. Leżało ono na szlaku solnym, wiodącym z odległego o 35km Salzburka, przez Wasserburg do Monachium (wszystkie te miasta towarzyszyły nam w podróży). Rowery skierowaliśmy w same centrum miasta. Na placu Miejskim stoi barokowy kościół św. Oswalda. To w tej świątyni 8 lipca 1951 roku ksiądz Joseph Ratzinger odprawił wraz ze swoim bratem Georgiem Mszę prymicyjną. W miasteczku znajdują się szkoła podstawowa oraz gimnazjum, do którego chodził młody Joseph. Później w autobiografii napisał o Traunstein: Tutaj po długiej wędrówce odnaleźliśmy naszą prawdziwą ojczyznę, do której nieustannie wracam we wspomnieniach.
Zbliża się południe. Temperatura rośnie. Z nieba znikają resztki chmur. Siadamy na rowery i ruszamy dalej. Na naszej drodze coraz częściej wyrastają strome podjazdy. Skwar dnia oraz trud drogi wynagradza kolejny cel Chiemsee. Zbawienny stał się już sam chłód, który dochodził znad jeziora. Widoki zaś sprawiały, że zapominało się o jakimkolwiek zmęczeniu. Chiemsee jest jeziorem powstałym podczas ostatniej epoki lodowcowej. Jego powierzchnia wynosi 80km², leży u podnóża Alp. To właśnie zestawienie gór z błękitnym jeziorem robiło na nas wrażenie. Ugasiliśmy nasze pragnienia i przez kolejne kilka kilometrów jechaliśmy wzdłuż Chiemsee. Mijaliśmy pełne turystów restauracje, kempingi, port wypełniony licznymi żaglówkami, oraz przede wszystkim, grono miłośników dwóch kółek, które całymi rodzinami zjechało się nad jezioro.

 

 

Żeby nie było nudno, w drodze do kolejnego celu kilkukrotnie przechodziliśmy egzaminy kondycyjne. Jednym z nich był np. odcinek o kącie nachylenia drogi wynoszącym 10°
Kaskady potu, płonące nogi i koła jakby przyklejone do asfaltu. To tak pokrótce wspomnienia z podjazdu. Gdy do głowy przychodzi radosna myśl, „uporałeś się!” zza zakrętu wyłania się dalsza część góry. Co robić? – zaciskasz zęby i jedziesz dalej. Potem szczyt i realna satysfakcja.
Wasserburg to miasto położone na półwyspie. Otacza go rzeka Inn. Nie wjeżdżaliśmy do samego miasta. Zrobiliśmy krótki postój, by popatrzeć z góry na jego specyficzne usytuowanie, oraz rzekę, która zmieniła kąt prawie o 180°. Ruszyliśmy dalej ścieżką wzdłuż rzeki, ta zaś prowadziła do ostatniego celu na szlaku Benedykta- do Aschau. To tu w latach trzydziestych mieszkała rodzina Ratzingerów. Nasze kroki skierowaliśmy do otoczonego cmentarzem, neogotyckiego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W tym miejscu młody Joseph przyjął Pierwszą Komunię Świętą. Jako ciekawostkę warto dodać, że w Aschau powstały pierwsze domy w Bawarii, ozdobione malowidłami przedstawiającymi Benedykta XVI.
Dzień się miał ku zachodowi. Przez głowę przebiegła nam myśl, by zostać tu i przenocować. Zaś następnego dnia wczesnym, rankiem ruszyć do oddalonego 30 km Altoetting, gdzie na parkingu stoi samochód. Krótki namysł i zmiana planów. Ruszamy dalej. Choćby do Muehldorfu, który leży między dwoma miastami. Mimo iż licznik wskazywał, że tego dnia przejechaliśmy już 120 km czuliśmy w nogach jeszcze dużo sił. Szybko uporaliśmy się z dojazdem do Muehldorfu. Choć niebo zwiastowało burzę, włączyliśmy światła i ruszyliśmy dalej- do Altoetting. Zerwał się porywisty wiatr. Błyskało i grzmiało coraz mocniej. Droga się wydłużała. Gdy wreszcie dojechaliśmy do Altoetting zaczęło padać. Kierowaliśmy się do centrum. Rozpoczęło się szukanie noclegu. Na szczęście za 3 razem się udało i ostatecznie wylądowaliśmy w hotelu Post tuż obok Cudownej Kaplicy z figurką Matki Bożej z Dzieciątkiem.
To już koniec wyprawy rowerowej, w której łącznie przejechaliśmy 315 km. Zmęczeni idziemy spać. Pod powiekami pozostają wspomnienia alp; jezior; białych domów udekorowanych pnącymi kwiatami, bądź malowidłami.. wszystkich tych miejsc, w których urodził się i dorastał Joseph Ratzinger.

 

 

 

Dodaj komentarz