Cierpienie w świetle teologii krzyża Dietricha Bonhoeffera

31 października 2009, w Święto Reformacji, upłynęło 10 lat od momentu podpisania Wspólnej Deklaracji w sprawie nauki o usprawiedliwieniu. Według Deklaracji: „Paweł opisuje Ewangelię jako moc Bożą do ratowania człowieka, który uległ władzy grzechu: jako orędzie, które zwiastuje usprawiedliwienie Boże […] z wiary w wiarę (Rz 1, 16n.) i obdarza sprawiedliwością (Rz 3, 21-31)” (10). Współczesny człowiek zapomina jednak o tym, że to Bóg usprawiedliwia grzesznika i chce, aby to Bóg usprawiedliwiał się przed człowiekiem przede wszystkim z powodu cierpienia, które idzie za człowiekiem jak cień. To cierpienie stało się koronnym argumentem ateizmu. Skoro napisano już Traktat ateologiczny[1], to można posłużyć się pojęciem ateolog i powiedzieć, że ateologowie pytają: Jeżeli jest Bóg będący miłością i do tego jeszcze wszechmocny, to dlaczego dopuszcza cierpienie? W obliczu tego pytania ateologów teologowie ulegają pokusie usprawiedliwiania Boga. Tej pokusie nie uległ jednak Dietrich Bonhoeffer. Dla niego Bóg nie jest jak dla filozofów starożytnych Nieporuszonym Poruszycielem, ale Bogiem dźwigającym: „Bóg jest Bogiem dźwigającym. Syn Boży nosi ludzkie ciało i dlatego niósł krzyż, niósł wszystkie nasze grzechy i przez niesienie dokonał pojednania”[2]. Bóg dźwigając krzyż niósł cierpienie i dlatego wyznawca takiego Boga wezwany jest nie do ucieczki od cierpienia ale do jego dźwigania. Jak wygląda to dźwiganie cierpienia według Dietricha Bonhoeffera? Próba odpowiedzi na to pytanie zostanie ograniczona do fragmentu Naśladowania noszącego tytuł: Naśladowanie a krzyż[3]. Fragment ten jest oparty na Ewangelii Markowej: Mk 8, 31-38 zapowiadającej cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.

1. Cierpienie drogą chrześcijanina

Według D. Bonhoeffera drogą chrześcijanina jest naśladowanie Chrystusa. Jednak: „Wezwanie do pójścia za Jezusem łączy się tu z zapowiedzią Jego męki”[4]. Cierpienie jest więc drogą Jego ucznia. To połączenie naśladowania z cierpieniem wywołuje protest Piotra. „Protest Piotra wyraża jego niechęć do przyjęcia cierpienia. W ten sposób szatan wszedł w Kościół. Chce on oderwać Kościół od krzyża jego Pana”[5]. Reakcja Jezusa na protest Piotra: „Zejdź mi z oczu szatanie” dobitnie podkreśla, że krzyż jako znak cierpienia jest koniecznym towarzyszem chrześcijanina. Jest on nie tylko drogą Chrystusa ale i jego ucznia, co więcej – niejako go konstytuuje. „Jak Chrystus bowiem jest Chrystusem jedynie cierpiąc i będąc odrzuconym, tak uczeń jest uczniem tylko w cierpieniu i odrzuceniu, we współukrzyżowaniu. Naśladowanie jako więź z osobą Jezusa Chrystusa stawia naśladowcę pod prawo Chrystusa, czyli pod krzyż”[6].

Jezus nie przymusza swoich uczniów do wejścia na drogę krzyża ale: …daje im całkowitą swobodę. <Jeśli ktoś chce pójść za mną>…Nie można przecież nikogo zmusić do pójścia za Jezusem…”[7]. Jeżeli jednak istotą bycia chrześcijaninem jest bycie z Chrystusem (Flp 1, 23), to istotą tego bycia z Chrystusem jest krzyż, a „Krzyż to współcierpienie z Chrystusem, to cierpienie Chrystusowe. Jedynie więź z Chrystusem, taka, z którą do czynienia mamy w naśladowaniu, trwa szczerze pod krzyżem”[8]. Bycie chrześcijaninem wypowiada się więc w krzyżu W nim chrześcijanin może odkryć relację z Bogiem. W dwutomowej Historii filozofii XX wieku Tadeusz Gadacz umieszcza Dietricha Bonhoeffera w nurcie filozofii dialogu. Według tej filozofii aby być osobą musi istnieć inny. Dla Bonhoeffera: „Jeżeli nazywam jednostkę konkretnym Ja, to Inny jest konkretnym Ty”. Także „Bóg jest nieprzeniknionym Ty”[9]. To nieprzeniknione boskie Ty, ludzkie ja może spotkać również w cierpieniu. Cierpienie nie jest więc miejscem oddalenia od Boga, ale miejscem, w którym możliwa jest relacja z nieprzeniknionym boskim Ty.

2. Etapy chrześcijańskiej drogi cierpienia

Wejście na drogę cierpienia rozpoczyna się od zaparcia się samego siebie. „Zaparcie się samego siebie oznacza, iż człowiek zna już tylko Chrystusa, a nie zna już samego siebie, że widzi jeszcze tylko Tego, który idzie przed nim, a nie widzi już drogi, która jest dla niego za trudna”[10]. Zaparcie się samego siebie jest początkiem tej Drogi, którą jest sam Chrystus. (J 14, 6). Na tę Drogę wchodzi się przez ciasną bramę, za którą jest ciasna droga (Mt 7, 14).

Ta ciasna droga oznacza umieranie dla własnej woli. „Każde z przykazań Jezusa nakazuje nam umrzeć ze wszystkimi naszymi życzeniami i pożądliwościami”[11]. W tym dopasowywaniu się chrześcijanina do przykazań Jezusa, co oznacza śmierć postawy życzeniowo-roszczeniowej, należy widzieć istotę reformy Kościoła. Kościół reformuje się nie tyle przez zmianę struktur lub ciągłe tworzenie nowych struktur lecz przez zmianę wewnętrznej struktury chrześcijanina. Tą strukturę reformuje umieranie dla własnej woli, a życie wolą Jezusa.

Z tym umieraniem dla własnej woli i życiem wolą Jezusa powiązane jest codzienne zmaganie się z grzechem i szatanem. „Wołanie Chrystusa, chrzest, obliguje chrześcijanina do codziennych zmagań z grzechem i szatanem”[12]. W tym zmaganiu pomaga Pawłowa zasada: zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21). Życie według tej zasady jest owocem usprawiedliwienia, na co wskazuje Deklaracja: „Gdy usprawiedliwiony żyje w Chrystusie i działa w ramach otrzymanej łaski, wówczas, mówiąc biblijnie, przynosi dobry owoc. Dla chrześcijanina, o ile walczy przez całe życie z grzechem, ten skutek usprawiedliwienia jest zarazem zobowiązaniem, które ma wypełnić; dlatego Jezus i pisma apostolskie napominają go do spełniania uczynków miłości” (37).

Uczynki miłości są wyrazem solidarności. „Chrześcijanin przejmuje ciężary bliźniego – <jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe Ga 6,2>”[13]. O tej cnocie solidarności pisał papież Jan Paweł II w encyklice Sollicitudo rei socialis. Solidarność jako cnota jest zaangażowaniem dla dobra bliźniego wraz z gotowością ewangelicznego „zatracenia siebie” na rzecz drugiego zamiast wyzyskania go, „służenia mu” zamiast uciskania go dla własnej korzyści (38). Droga cierpienia nie zna więc izolacji od innych. Nie oznacza także bierności wobec cierpienia.

Drogą cierpienia kroczy nie tylko poszczególny chrześcijanin, ale cały Kościół. Cierpienie jest znakiem Kościoła. „Naśladowanie to passio passiva, to konieczność cierpienia. Dlatego też Luter mógł zaliczyć cierpienie do znaków prawdziwego Kościoła. Podobnie, we wstępie do augsburskiego wyznania wiary, Kościół został określony jako wspólnota tych, <którzy są prześladowani i męczeni z powodu Ewangelii. Kto nie chce przyjąć swego krzyża, kto nie chce oddać swego życia, aby cierpieć i być odrzuconym przez ludzi, ten utraci wspólnotę z Chrystusem, ten nie jest naśladowcą”[14]. Cierpienie było znakiem Kościoła nie tylko w czasach Dietricha Bonhoeffera. Statystyki podają, że w 2006 r. dokonano 215 aktów przemocy na chrześcijanach – poczynając od profanacji miejsc kultu, a kończąc na morderstwach przywódców wspólnot chrześcijańskich. Organizacja „Pomoc Kościołowi w Potrzebie" opracowała dokument „Prześladowani i zapomniani? Raport na temat chrześcijan uciskanych za wiarę 2007/008”. Ten raport pokazuje, że chrześcijanie są dzisiaj najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie. Media donoszą o znacznej liczbie nadużyć dotyczących praw człowieka, ale nie informują, że miliony chrześcijan jest pozbawionych praw ze względu na swoją wiarę. Mówienie o współczesnym prześladowaniu chrześcijan nie odpowiada politycznej poprawności. Milczenie o prześladowaniu chrześcijan sprawia, że prześladowcy czują się bezkarni. W tych współczesnych prześladowaniach spełniają się słowa Bonhoeffera: „Zbliża się czas, kiedy każdy, kto wyznaje wiarę w Boga Żywego, stanie się z powodu tego wyznania nie tylko obiektem nienawiści i wściekłości…lecz gdy po prostu ze względu na jego wyznanie wykluczy się go ze <wspólnoty ludzkiej>…przeganiać się go będzie z miejsca na miejsce, napadnie się na niego, będzie się nad nim znęcać, a nawet zamorduje się go”[15]. Prześladowanie jest więc normalnym stanem Kościoła, na co również wskazał Bonhoeffer: „Dlatego też cierpienie chrześcijan, nie jest niczym dziwnym. To raczej sama łaska i radość”[16].

Droga cierpienia ma jednak cel. Tym celem jest wyzwolenie od cierpienia. To wyzwolenie nie polega na ucieczce od cierpienia w nirwanę. „Budda pokazał, że świat jest cierpieniem, winą i pozorem”[17]. Jednak: „Cel, do którego dąży Budda, stanowi wygaśnięcie, które <bardziej jest nicością>”[18]. Jezus nie wyzwala od cierpienia poprzez ucieczkę od niego w nirwanę. On wyzwala od cierpienia poprzez przyjęcie cierpienia. Ten proces wyzwolenia od cierpienia opisuje Bonhoeffer następująco: „Jezus prosi Ojca, aby ominął Go kielich, a Ojciec spełnia prośbę Syna. Kielich cierpienia ominie Chrystusa, ale jedynie w taki sposób, że zostanie wypity. Jezus wie, gdy klęka po raz drugi w ogrodzie Getsemani, że cierpienie minie, gdy On go dozna. Jedynie niosąc krzyż przezwycięży i pokona cierpienie. Jego krzyż to Jego przezwyciężenie cierpienia. Cierpienie jest oddaleniem się od Boga. Ten, kto trwa we wspólnocie z Bogiem, nie może więc cierpieć. Jezus potwierdził te starotestamentowe słowa i właśnie dlatego bierze On na swe barki cierpienie całego świata, przez co je przezwycięża. Jezus niesie całe oddalenie się od Boga. Kielich mija, bo Chrystus go wychyla. Ponieważ Jezus chce przezwyciężyć cierpienie świata, musi go doznać. W ten sposób cierpienie pozostaje wprawdzie oddaleniem od Boga, ale we wspólnocie cierpienia Jezusa Chrystusa owo cierpienie przezwyciężone jest przez cierpienie, a wspólnota Boża staje się udziałem cierpiącego”[19]. Jezus wyzwala więc od cierpienia cierpieniem. Ponieważ przez to wyzwolenie cierpienia cierpieniem dokonało się również usprawiedliwienie grzesznika, dlatego w tym usprawiedliwieniu grzesznika jest usprawiedliwienie cierpienia. Według Deklaracji usprawiedliwienie jest również: „przyjęciem do społeczności z Bogiem, już teraz, lecz w sposób doskonały dopiero w przyszłym Królestwie Bożym (Rz 5, 1n.)” (11). Bóg dźwigający ludzkie ciało, krzyż, grzechy wszystkich ludzi i usprawiedliwiający przez to dźwiganie człowieka w konsekwencji podnosi go do swojego Królestwa wolnego od cierpienia. Dźwiganie przez Boga tego co, ludzkie jest podźwignięciem człowieka do tego, co boskie.

3. Egzystencjalna teologia krzyża

To, co Bonhoeffer napisał o chrześcijańskiej drodze cierpienia jako konsekwencji naśladowania Jezusa, to wszystko zweryfikował on swoim życiem. On wszedł na tę drogę przez ciasną bramę zaparcia się samego siebie. Następnie na tej drodze umierał dla własnej woli, zmagał się z grzechem i szatanem, zwyciężając zło dobrem i kierując się cnotą solidarności. Na ostatnim etapie tej drogi, zwłaszcza w podziemiach więzienia gestapo w Berlinie i obozie koncentracyjnym we Flossenbürgu, „wypijał” ziemskie życie aż do dna, na wzór Chrystusa, łącznie z doświadczeniem wyrażonym w okrzyku „Boże mój, czemuś mnie opuścił”[20]. Tą drogą cierpienia szedł Bonhoeffer z Kościołem, którego znakiem w każdym czasie jest cierpienie. W ostatnich znanych słowach Bonhoeffer wyraził nadzieję, że osiągnie cel drogi: „To koniec, a dla mnie początek życia”[21]. Książka Bonhoeffera Naśladowanie jakby wcieliła się w życie swojego Autora. Zawarty w niej ideał chrześcijańskiej drogi cierpienia jako wyraz naśladowania Chrystusa, stał się w Bonhoefferze egzystencjalną teologią krzyża. Ta Bonhoefferowska egzystencjalna teologia krzyża przypomina współczesnym wyznawcom Jezusa, że nie ma jakiegoś chrześcijaństwa light.

Egzystencjalna teologia krzyża Dietricha Bonhoeffera jest również życiowym komentarzem do zasady: sam Chrystus. Ta zasada została wypowiedziana pomiędzy przemienieniem Jezusa a zapowiedzią Jego męki. „Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa” (Mt 17, 8) Po tym stwierdzeniu Ewangelisty następuje zapowiedź męki Jezusa powiązana z pytaniem o przyjście Eliasza. Zasada sam Chrystus potwierdzona wydarzeniem Przemienienia stoi więc w perspektywie krzyża. Dietrich Bonhoeffer niejako przeżył tę zasadę na drodze cierpienia. Nie uważał takiego stylu życia za niemożliwy, bo: „Jedynie dlatego możemy być <jak Chrystus>, że jesteśmy uczynieni na Jego obraz. A zatem, ponieważ zostaliśmy uczynieni obrazem Chrystusa, możemy żyć na Jego wzór”[22].

Życie Dietricha Bonhoeffera według ideału naśladowania Jezusa na drodze cierpienia jest owocem łaski usprawiedliwienia, jak na to wskazuje Deklaracja: „Wyznajemy wspólnie, że dobre uczynki – życie chrześcijańskie we wierze, nadziei i miłości – wynikają z usprawiedliwienia i są jego owocami” (37). Przestrzenią łaski usprawiedliwienia nie jest więc teoria, ale życie chrześcijanina.

Bonhoefferowska egzystencjalna teologia krzyża ma ekumeniczny wymiar. Chrześcijanie naśladując Chrystusa na drodze cierpienia zbliżają się równocześnie do siebie. Oznacza to duchowy ekumenizm, według którego im bliżej Chrystusa są podzieleni chrześcijanie, tym bardziej zbliżają się do siebie. Nic tak nie zbliża do Chrystusa jak naśladowanie Go na drodze cierpienia, a zatem nie ma ekumenizmu bez egzystencjalnej teologii krzyża opisanej w Naśladowaniu i wypełnionej w życiu przez Dietricha Bonhoeffera.

1 Zob. M. Onfray, Traktat ateologiczny, Warszawa 2008.

2 D. Bonhoeffer, Naśladowanie, Poznań 1997, 53.

3 Zob. tamże, 47-54.

4 Tamże, 47.

5 Tamże, 48.

6 Tamże.

7 Tamże.

8 Tamże, 49.

9 T. Gadacz, Historia filozofii XX wieku II, Kraków 2009, 605-606.

10 D. Bonhoeffer, Naśladowanie, dz. cyt., 48-49.

11 Tamże, 50.

12 Tamże.

13 Tamże, 51.

14 Tamże.

15 Tamże, 102.

16 Tamże, 52.

17 R. Guardini, O istocie chrześcijaństwa, Kraków 2000, 102.

18 D. Bonhoeffer, Naśladowanie, dz. cyt., 18.

19 Tamże.

20 D. Bonhoeffer, Wybór Pism, Warszawa 1970, 257.

21 J. Ackermann, Dietrich Bonhoeffer, Poznań 2007, 383.

22 D. Bonhoeffer, Naśladowanie, dz. cyt., 231.

Ma granice Nieskończony – Chrystologiczna reinterpretacja nieskończoności jako przymiotu Boga

Wykład wygłoszony 27. września na Międzynarodowej sesji zorganizowanej przez Instytut Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego w Szklarskiej Porębie
 
 
Człowiek niemal na każdym kroku napotyka granice. Na mapie politycznej może zobaczyć granice pomiędzy państwami, a na globusie – granice planety. Według Romano Guardiniego: „Istnieją granice różnego rodzaju. Raz jest to granica między rzeczą a rzeczą: to, że coś przestaje istnieć, a coś innego zaczyna. To jest relatywna granica, leżąca w obrębie świata, równoznaczna z jakościowym i ilościowym zróżnicowaniem każdego bytu. Gdy jednak ona zostaje ujęta prawidłowo, wciska się w nią poczucie innej granicy: tej, która przebiega nie w stosunku do innej substancji czy też właściwości, lecz w stosunku do czegoś zupełnie innego, czegoś co wobec wszystkiego wypowiada radykalne <nie> – w stosunku do nicości. Owa nicość wytycza granicę w ogóle”[1]. Granice określają skończoność. Skończonym jest to, co ma granice[2].
 
Jednak człowiek przekracza granice. Dzięki turystyce, często już bez wiz a nawet paszportu, może przekraczać granice polityczne, a dzięki technice – granice planety. Temu przekraczaniu granic np. w kulturze i polityce poświęcona jest niemiecka wersja Communio z maja i czerwca 2009 roku, nosząca tytuł: Grenze. Tytuły artykułów zamieszczone na okładce wskazują, że również misje i dialog prowadzony przez Kościół są przekraczaniem granic. Tym przekraczaniem granic jest także modlitwa Kościoła. To przekraczanie granic otwiera człowieka na nieskończoność.
 
O ile skończoność jest dostępna wprost i bezpośrednio rozumowi ludzkiemu, o tyle nieskończoność dostępna jest pośrednio przez zaprzeczenie skończoności. Dlatego też nieskończoność jest pojęciem negatywnym, bo definiuje się je jako zaprzeczenie skończoności. Św. Tomasz z Akwinu na pytanie: „Co to znaczy nieskończony?” odpowiada: „To, co nie ma końca, czyli granic”[3]. Tę odpowiedź można zaliczyć do filozoficznych określeń nieskończoności.
 
Pojęcie nieskończość nie pojawia się wprost w Biblii, która jest podstawowym źródłem teologii. Dlatego zasadne jest postawienie problemu: co teologia może powiedzieć o nieskończoności? Jest to problem aktualny i ważny dla teologii, na co pośrednio wskazuje przytoczony już zeszyt Communio. Problem dotyczy także związku teologii z filozofią, o czym pisze Michael Schulz w artykule: Grenzgänge des Denkens. Ratzinger im Disput mit Hegel[4]. Autor wykazuje, że teologia J. Ratzingera zawiera inspiracje Hegla, gdy chodzi o przekraczanie granic myślenia. Jednak Ratzinger unika hipertrofii rozumu poprzez połączenie prymatu myślenia z prymatem miłości[5]. W rozwiązaniu problemu: co teologia może powiedzieć o nieskończoności?, będzie chodziło o reinterpretację filozoficznego pojęcia nieskończoność, czyli o wypełnienie go także teologiczną treścią. Problem filozoficznej reinterpretacji nieskończoności został podjęty już przez Pawła Wróblewskiego w pracy: Arystotelesowska nauka o nieskończoności w metafizycznej interpretacji Francisko Suareza. Zarys problematyki[6]. Autor ukazał jak Suarez zreinterpretował arystotelesowskie pojęcia: nieskończoność skończoność, aby były zgodne z katolickimi dogmatami. Taka selekcja starogreckich formuł filozoficznych nie oznacza jednak wypełnienia ich teologiczną treścią, lecz tylko uczynienie ich narzędziami teologii. Natomiast w niniejszym opracowaniu będzie chodziło o wypełnienie pojęcia infinitum treścią teologiczną i ukazanie znaczenia takiej reinterpretacji dla teologii i filozofii.

1. Infinitum w refleksji teologicznej

Teologowie patrzyli na pojęcie nieskończoność z dużą rezerwą. W filozofii bowiem oprócz ujęcia nieskończoności jako tego, co nie jest niczym ograniczone, co posiada nieskończoną moc, jest źródłem wszystkiego i jest pod każdym względem doskonałe, znane było również ujęcie nieskończoności, według którego była ona tym, co jest nieokreślone, bezkształtne, niedoskonałe, niedokończone, i dlatego podlegające procesowi doskonalenia. Takie negatywne ujęcie nieskończoności znajduje św. Tomasz u Arystotelesa i dlatego stawiając problem: „Czy Bóg jest nieskończony?” odpowiada: „Zdaje się, że Bóg jest skończony, bo: Zdaniem Filozofa wszystko co nieskończone, jest i niedoskonałe. Bo nieskończoność wiąże się z materią i podziałem na części; lecz Bóg jest najwyższą doskonałością; nie może więc być nieskończony. Jak można mówić o Bogu: skończony, nieskończony, skoro te przymiotniki, zdaniem Filozofa, cechują tylko masę, ilość; Bóg zaś… nie jest ciałem. A więc nie przysługuje mu być nieskończonym” [7]. O ile św. Tomasz umieścił zarzuty przeciwko nieskończoności Boga w tej części swojej metody, w której prezentował poglądy przeciwne i rozpoczynał ją od „zdaje się”, o tyle Orygenes przyjmował negatywne ujęcie nieskończoności, według którego wszystko, co nieskończone jest niedoskonałe i twierdził, że Bóg nie może być nieskończony. W kontekście hipotezy o wielości światów pisał:„…gdzie nie ma końca, tam nie można niczego pojąć ani określić; gdyby tak było, to Bóg nie mógłby stworzeń objąć ani uporządkować. Wszak z samej istoty rzeczy to, co jest nieskończone, jest też niepojęte”[8]. Z poglądem Orygenesa polemizował św. Augustyn, który w Państwie Bożym następująco przedstawia poglądy zwolenników Orygenesa: „wszystko to, co jest nieskończone, nie może być pojęte przez wiedzę skończoną. Z tego to powodu twierdzą, że Bóg dla wszystkich rzeczy skończonych, które czyni, ma też u siebie wszystkie podstawy skończone”. Ilustracją tej tezy zwolenników Orygenesa ma być stworzenie człowieka, które dokonało się przypadkowo. Bóg „doszedł zaś do tego nie przez wiedzę, za pomocą której, jak oni mniemają, nie można pojąć żadnych rzeczy nieskończonych, lecz to, co uczynił, uczynił tak sobie, jak mu na myśl przyszło…”. Odrzucając te poglądy św. Augustyn stwierdza, że zwolennicy Orygenesa: „mierzą umysł Boży całkowicie niezmienny, obejmujący wszelką nieskończoność i zdolny obliczyć wszystko, co niezliczone…ten umysł Boży mierzą miarą swojego ludzkiego, zmiennego i ciasnego umysłu…”[9]. W przeciwieństwie do zwolenników Orygenesa św. Augustyn przyjmuje nieskończoność Boga.

 

Rozumienie tego przymiotu Boga pogłębił św. Tomasz z Akwinu. W Summa contra gentiles Akwinata przyznaje wprost, że: „…w Bogu nieskończoność rozumie się tylko negatywnie, Jego doskonałość bowiem nie ma żadnego kresu czy końca – jest On w najwyższym stopniu doskonały. I w ten sposób należy Bogu przypisać nieskończoność. Wszystko bowiem, co jest zgodnie ze swą naturą skończone, jest ograniczone do istoty jakiegoś rodzaju. Bóg zaś nie jest w jakimś rodzaju, lecz Jego doskonałość zawiera doskonałość wszystkich rodzajów… Jest zatem nieskończony”[10]. Uzasadnieniem nieskończoności Boga jest fakt, że jest On samym istnieniem. „Każda rzeczywistość w czymś tkwiąca jest ograniczona przez to, w czym istnieje, to bowiem, co jest w czymś drugim, istnieje na sposób podmiotu przyjmującego. Rzeczywistość więc nieistniejąca w niczym nie jest niczym ograniczona… Bóg zaś jest rzeczywistością nieistniejącą w żaden sposób w czymś drugim… jest On bowiem sam swoim istnieniem…Pozostaje więc, że jest On nieskończony”[11]. Dla św. Tomasza nieskończonym jest tylko Bóg, co uzasadnia powołując się na tezę Arystotelesa, że rzecz nieskończona nie może mieć początku. „Tymczasem wszystko, co nie jest Bogiem, właśnie od Boga bierze swój początek; a więc poza Bogiem żadna rzecz nie może być nieskończoną”, bo „nie jest swoim istnieniem”[12].

 

Jeszcze przed św. Tomaszem w 1215 roku Sobór Laterański IV wprowadził nieskończoność jako przymiot Boga do konstytucji O wierze katolickiej: …jeden jest tylko prawdziwy Bóg, wieczny i nieograniczony (immensus)”. Nieskończoność Boga została wyrażona za pomocą dwóch pojęć: wieczność i nieograniczoność. Wieczność i nieograniczoność oddają nieskończoność Boga w sensie czasowym i metafizycznym. Nieskończoność Boga została we wspomnianej Konstytucji postawiona przed wszechmocą, która w dotychczasowych wyznaniach wiary była wymieniana jako jedyny spośród wszystkich przymiotów Boga.

 

Nieskończoność jako przymiot Boga zadomowiła się w podręcznikach katolickiej dogmatyki i nie tylko. Przykładowo ewangelicka Dogmatyka chrześcijańska podaje, że: „Nieskończoność (infinitas) jest atrybutem, dzięki któremu Bóg nie jest ograniczony więzami przestrzeni (niezmierzoność) i czasu (wieczność). Biblia przypisuje nieskończoność Bogu co do Jego istoty (Ps 145, 3) i co do Jego atrybutów (Ps 147, 5). Nieskończony jest więc nie tylko Bóg sam w sobie (istota), lecz także Jego wiedza, moc, mądrość, łaska, miłość etc.”[13]. W podręcznikach katolickiej dogmatyki wyróżnia się nieskończoność Boga w sensie czasowym i metafizycznym. „Bóg jest nieskończony w sensie czasowym, ponieważ istnieje bez początku i bez końca. Tak rozumiana nieskończoność oznacza wieczność (np. Ba 3, 25). W sensie metafizycznym Bóg jest nieskończony jako pełnia bytu wykluczająca możność nabywania nowych doskonałości (np. Syr 43, 27)”[14]. Czasami próbuje się odejść od objaśniania nieskończoności przez ograniczoność. Punkt w geometrii jest przykładem czegoś nieograniczonego, co jest skończone, a płaszczyzna pomiędzy dwoma prostymi równoległymi przykładem nieskończonego, co jest ograniczone[15]. Podkreśla się również, że nieskończoność Boga dotyczy człowieka, który pragnie go poznać. Nie można twierdzić, że Bóg sam dla siebie jest nieskończony. On bowiem zna siebie[16]. Z nieskończoności formułuje się również argument za istnieniem Boga. W ujęciu św. Tomasza z Akwinu przedstawia się on następująco: „Intelekt nasz sięga w poznawaniu w nieskończoność, a znakiem tego jest to, że gdy dana jest jakakolwiek skończona ilość, nasz intelekt może wymyślić większą. Daremne by zaś było to skierowanie naszego intelektu do nieskończoności, gdyby nie istniała jakaś poznawalna rzecz nieskończona, która musi być największą spośród rzeczy. A taką rzecz nazywamy Bogiem. Bóg więc jest nieskończony”[17]. Ponadto nieskończonością Boga uzasadnia się Jego jedyność. To, co nieskończone może być tylko jedno. Nie może być dwóch bytów nieskończonych, bo musiałyby się czymś różnić i tymi różnicami wytyczałyby sobie granice. Nieskończoność jako przymiot Boga oznacza jego absolutyzację, co zbliża chrześcijańską koncepcję Boga do Absolutu filozofów. W sumie nieskończoność jako przymiot Boga rozumiana jest w teologii filozoficznie, jako „To, co nie ma końca, czyli granic”[18].

2 Nieskończoność w świetle chrystologii

Nieskończoność Boga należałoby jednak ujmować teologicznie. Takie teologiczne ujmowanie nieskończoności może się dokonać na bazie chrystologii. Według R. Guardiniego: „Na pytanie: kim jest Bóg? chrześcijanin nie odpowiada: Bóg jest najwyższą istotą albo przyczyną świata, albo absolutnym duchem, ale, że jest On tym, który przemawia z istnienia Chrystusa”[19]. Misterium Wcielenia Chrystusa rzuca światło na nieskończoność Boga. W Nim Bóg mówi również o swojej nieskończoności. W Chrystusie nieskończony Bóg przyjął to, co skończone, przekraczając granice skończoności od strony nieskończoności, podczas gdy człowiek usiłuje przekroczyć granicę skończoności w kierunku nieskończoności, napotykając jednak nowe granice. Ten fakt, że nieskończony Bóg ma w Chrystusie granice, rzutuje na teologiczne rozumienie nieskończoności. Jest to rozumienie niejako sub contrario. Nieskończony Bóg wchodzi w Chrystusie w granice skończoności, które określają betlejemski żłóbek i krzyż Golgoty. Wcielenie dla Guardiniego oznacza: „To, że Bóg z wieczności wstępuje w sferę tego, co skończone i przemijalne, że czyni krok poza tę <granicę>…Oto dziecko, jak inne ludzkie dzieci: płacze i jest głodne, i śpi, jak wszystkie inne, a przecież jest <Słowem, które stało się ciałem” (J 1, 14). Bóg nie tylko mieszka w Nim…to dziecko jest Bogiem – z natury swego istnienia i swej mocy…Temu Dziecku dana była treść Jego ziemskiej egzystencji”[20]. W Chrystusie nieskończony Bóg egzystuje więc w skończoności. To bytowanie w skończoności zakończyło się dla niego śmiercią, czyli skończonością skończoności. Guardini rozwija ten motyw pisząc, że człowiek: „Odpadł od rzeczywistego istnienia, kierując się ku nicości. Tamta pierwsza nicość, <z> której Bóg stworzył świat, była nicością dobrą: czystym faktem, że nie ma nic. Teraz pojawia się nicość zła: nicość grzechu, zniszczenia, śmierci, bezsensu, pustki. Ku niej zmierza odpadły od Boga człowiek… Bóg nie tylko spoglądał z miłością ku człowiekowi, wzywał go i pociągał ku sobie, lecz sam do niego zstąpił… Nikt nie umarł tak, jak umierał Chrystus, ponieważ On był samym życiem. Nikt nie został ukarany za grzech tak jak On, ponieważ On był istotą absolutnie czystą. Nikt nie doświadczył upadku w złą nicość tak jak On – aż do granic owej strasznej rzeczywistości, która kryje się za słowami: <Boże mój, czemuś mnie opuścił?> – ponieważ On był Synem Bożym… Oto On, nieskończenie umiłowany Syn odwiecznego Ojca, osiągnął absolutną głębię, samo dno zła. Dotarł do tej nicości, z której miało się dokonać Nowe Stworzenie… ponowne stworzenie tego, co już istnieje, ale popada w nicość, ku nowemu istnieniu: ku Nowemu Człowiekowi, Nowemu Niebu i Nowej Ziemi”[21]. To objawienie Nieskończonego w granicach skończoności określonej betlejemskim żłóbkiem i krzyżem Golgoty oddaje formuła: finitum capax infinitum, którą można przetłumaczyć słowami kolędy F. Karpińskiego „ma granice Nieskończony”. W świetle betlejemskiego żłóbka i krzyża Golgoty trzeba reinterpretować pojęcie nieskończoności. Nieskończony potrafi się zamknąć w tym co skończone i otworzyć skończone na nieskończoność. Nieskończoność i skończoność definiowano najczęściej negatywnie w oparciu o granice. Tymczasem Nieskończony ma granice, co otwiera granice tego, co skończone. Nieskończoność nie wyklucza więc relacji do skończoności. Relacja daje przestrzeń dla czegoś innego, jest bowiem esse ad. Ta relacja Nieskończonego do tego, co skończone, nadaje pozytywne znaczenie nieskończoności. Wyraża się ono w tym, że skończoność jest przestrzenią nieskończoności lub jej liczbą mnogą.

3. Teologiczne i filozoficzne implikacje chrystologicznie zreinterpretowanej nieskończoności

Chrystologiczna reinterpretacja nieskończoności prowadzi do przeobrażenia nieskończoności filozofów i tym samym do przeobrażenia nieskończoności jako przymiotu Boga. Według J. Ratzingera: „Ów Bóg, pojmowany przedtem w sposób nieoznaczony jako najwyższe, ostateczne pojęcie, ten Bóg rozumiany jako czysty byt lub czysta myśl, która krąży wiecznie zamknięta w sobie i niczego człowiekowi i jego małemu światu nie użycza, ten Bóg filozofów, którego absolutna wieczność i niedostępność wykluczają wszelki stosunek do tego, co zmienne i co się staje, ukazuje się teraz w wierze jako Bóg ludzi, który nie jest tylko myślą myśli, wieczną matematyką wszechświata, ale jest agape, mocą stwórczej miłości”[22]. W konsekwencji:„Jest właściwością Boga, że nie obejmuje Go to, co największe, a daje się On objąć temu, co najmniejsze. Ten Duch nieogarniony, który obejmuje w sobie całość bytu, sięga poza to, co <największe>, tak że jest to dla Niego małe, a przenika do najmniejszej rzeczy, bo nic dla Niego nie jest zbyt małe. To właśnie, że przekracza coś największego, a przenika do najmniejszej rzeczy, jest prawdziwą istotą Ducha absolutnego. Ukazuje się tu zarazem przewartościowanie maximum i minimum…Przekracza się tu wszelkie skale ilościowe, ukazują się nowe rzędy wielkości, w których to, co nieskończenie małe, staje się tym, co naprawdę wszystko obejmuje i prawdziwie jest wielkie”[23]. Według cytowanego już Michaela Schulza powyższa wizja Boga świadczy o tym, że Ratzinger czerpie inspiracje z Hegla. Według Hegla to, co jest prawdziwie nieskończone przekracza granice skończonego. Gdyby skończone było oddzielone granicą od tego, co nieskończone, to byłoby to równoznaczne z absolutyzacją skończonego i wytyczeniem granic temu, co nieskończone. Ponieważ chrześcijaństwo głosi Boga, w tym, co skończone, czyli w historii, a nawet w śmierci, która jest granicą tego, co skończone, dlatego wypełnia ono kategorię nieskończoności bardziej niż inne religie i na tej podstawie można je nazwać absolutną religią[24]. Jednak Ratzinger posuwa się jeszcze dalej niż Hegel. Dla niego Nieskończony nie jest jakąś autarkią, ale ma relację do tego, co skończone. Nieskończoność przekracza skończoność i równocześnie przenika do skończoności. Bóg przekraczając granice skończoności otwiera skończone na nieskończone. Dlatego to, co skończone jest punktem wyjścia do ogarnięcia Nieskończonego, który nie jest wprost dostępny człowiekowi ze względu na ograniczoność ludzkiego poznania. Jednak ze względu na to, że Nieskończony przekracza skończoność otwierając ją na to, co nieskończone, poprzez mówienie o różnych aspektach tego, co skończone, które wydają się pozornie sprzeczne, można wskazywać na Nieskończonego, który nigdy nie ukaże się w całości, nawet w rzeczywistości eschatologicznej. Dlatego św. Grzegorz z Nyssy odnosi do rzeczywistości eschatologicznej pojęcie epektasis, które opisuje następująco: „Ten więc, kto pnie się wzwyż, nigdy nie przestanie iść z początku w początek, przez nigdy nie kończące się początki. Ten, kto pnie się wzwyż, nigdy nie ogranicza swego pragnienia do tego, co już zna; lecz wznosząc się stopniowo, przez inne, wciąż większe pragnienie, ku innemu, jeszcze większemu, dusza dąży drogą ku nieskończoności przez coraz to wyższe wzloty”. W Nieskończonym dla tego, co skończone, zamiast granic, będą nowe początki.

 

Skoro Nieskończony jest otwarty na skończoność, bo w Chrystusie przekroczył granice skończoności, to czy w Nieskończonym jest capax ad finitum, czyli obecność skończoności w obrębie boskiej nieskończoności, dzięki której Nieskończony mógł przyjąć granice? Innymi słowy chodzi tutaj o próbę zrozumienia Boga od strony misterium wcielenia, dzięki któremu można mówić, że ma granice Nieskończony. Wcielenie zdaje się wskazywać, że nieskończoność Boga nie jest barierą pomiędzy Nim a tym, co skończone. Jest ona zdolnością do przyjęcia granic. Przyjmując tę zdolność Boga do przyjęcia granic należałoby mówić, że jest w Nim nieskończoność i skończoność. Taki Bóg będący równocześnie Nieskończonym i Skończonym broniłby się przed zarzutem Feuerbachera, że: „Bóg, w którym nie jest zawarta istota skończoności… – taki Bóg nie jest Bogiem dla skończonej, zmysłowej istoty…Nie może człowiek – w ogóle istota skończona – być przedmiotem dla Boga, który nie zawiera w sobie podstawy skończoności”[25]. Bóg będący równocześnie Nieskończonym i Skończonym, byłby Bogiem dla skończonego człowieka. Taka koncepcja Boga zdaje się godzić w jego transcendencję. Według Adolphe Gesché: „Istnieje obawa o przesadne wyolbrzymianie wielkości Boga kosztem człowieka, co stoi w całkowitej sprzeczności z chrześcijańską logiką Boga. Oczywiście, między Bogiem a człowiekiem istnieje konieczny dystans, w innym razie groziłoby to zresztą tym, że Bóg nie byłby Bogiem (<Jestem, który jestem>), a my nie bylibyśmy ludźmi (<pozwól mi być Augustynem>, modlił się biskup Hippony) Czy jednak o tym koniecznym dystansie trzeba myśleć jako o niewybaczalnej barierze?”[26]. Pomimo wyrażonego w pytaniu zastrzeżenia Gesché sprzyja opinii, że transcendencja Boga nie musi być jednak nieprzekraczalną granicą. A. Gesché cytuje słowa anonimowego XVII-wiecznego jezuity flamandzkiego: „Boskie jest nie bycie zamurowanym w tym, co największe, ale moc, zdolność do bycia zawartym w tym, co najmniejsze”[27]. Nieskończoność Boga nie jest więc odizolowana od skończoności, lecz ma zdolność do bycia zawartym w tym, co skończone, a zatem możnaby mówić o capax ad finitum w Bogu. Pośrednio na capax ad finitum w Bogu wskazuje jego świętość. „Odmienność w Bogu to przede wszystkim Świętość, która od Starego Testamentu jest Jego imieniem własnym. Wyraża ona jednocześnie niepokonywalną wielkość i bliskość Tego, który będąc Świętym, może się zbliżyć, nie ulegając zniszczeniu”[28].

 

Chrystologiczna reinterpretacja nieskończoności ma także implikacje egzystencjalne. Ponieważ świat został stworzony przez Chrystusa, dlatego nosi on na sobie piętno Wcielonego Chrystusa, który jest skończonym Nieskończonym. Stąd to co skończone, jest szczególnym przypadkiem tego, co nieskończone, tak jak w geometrii figury są szczególnymi przypadkami przecinania się brył. Skończoność jest zatem przestrzenią nieskończoności lub jej liczbą mnogą. To nadaje godność bytom skończonym. Nie są one czymś pozornym ani też igraszką fantazji Boga lub też Jego emanacją. Są realne i zdolne do samodzielnego działania. Nie można ich redukować do roli pryzmatu nieskończonego Boga, ale też nie można ich traktować jako ostatecznej instancji uzasadniającej własne istnienie.

 

Na gruncie chrystologii trzeba przestrzegać reguły wymiany orzekań. Można powiedzieć: skończony Nieskończony, ale nie można mówić skończona nieskończoność, bo byłoby to przypisywanie właściwości natury ludzkiej naturze boskiej. Przenosząc jednak chrystologiczną reinterpretację nieskończoności na grunt filozofii można mówić, że nieskończoność potrafi zamknąć się w granicach skończoności. Nieskończone staje się skończenie małe, dzięki temu to, co nieskończenie małe, staje się nieskończenie wielkie. Marek Grechuta w piosence Hop, szklankę piwa zawarł następujący neologizm: nieskończoność unieskończoniona. Na gruncie filozofii należałoby raczej mówić o nieskończoności uskończoniona i unieskończonionej skończoność. Te zwroty chcą oddać paradoks, że nie tylko skończone da się zamknąć w nieskończonym, ale również nieskończone w skończonym.

 

Chrystologiczna reinterpretacja nieskończoności może inspirować również filozofię do odczytywania granic. Według Guardiniego: „Prawdziwa granica zamyka, ponieważ jednak <posiada drugą stronę>, więc również otwiera. Prawdziwa granica jest jak skóra: oddycha, czuje, przewodzi z jednej strony na drugą”[29]. To odczytywanie granic powinno uczyć apagogicznego postrzegania rzeczywistości, co powinno się przejawiać w unikaniu absolutnych konstrukcji, jak również relatywnych dekonstrukcji.

 

W sumie teologia korzysta z zapożyczonego z filozofii pojęcie nieskończoność do wyjaśnienia misterium Boga. Reinterpretuje jednak to pojęcie chrystologicznie, widząc relację Nieskończonego do tego, co skończone. Dzięki tej relacji granice określające skończoność stają się nowym początkiem. Tak zreinterpretowane pojęcie nieskończoność może wrócić do filozofii i pomóc w zrozumieniu rzeczywistości.

1 R. Guardini, Koniec czasów nowożytnych, Kraków 1969, 142.

2 M. Lubański, O pojęciu nieskończoności, Roczniki Filozoficzne 10 (1962) z. 3, 103.

3 św. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna I, 7, 1.

4 Zob. M. Schulz, Grenzgänge des Denkens. Ratzinger im Disput mit Hegel, Communio 38 (2009) 261- 274.

5 Tamże, 271.

6 Zob. P. Wróblewski, Arystotelesowska nauka o nieskończoności w metafizycznej interpretacji Francisko Suareza. Zarys problematyki, w: Aemulatio & Imitatio (red. K. Rzepkowski) Warszawa 2009, 87-100.

7 św. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna I, 7, 1.

8 Orygenes, O zasadach II, 9, 1.

9 św. Augustyn, Państwo Boże XII, 18.

10 św. Tomasz z Akwinu, Summa contra gentiles I, 43.

11 św. Tomasz z Akwinu, Summa contra gentiles I, 43.

12 św. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna I, 7, 1.

13 J. Mueller, Dogmatyka chrześcijańska, Warszawa 2008, 286.

14 J. Szczurek, Trójjedyny, Kraków 2003, 237-238.

15 Tamże, 238.

16 Tamże, 240.

17  św. Tomasz z Akwinu, Summa contra gentiles I, 43.

18 św. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna I, 7, 1.

19 R. Guardini, Objawienie, Warszawa 1957, 110.

20 R. Guardini, Bóg, Warszawa 1999, 24-25.

21 Tamże, 391-393.

22 J. Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, Kraków 2006, 144.

23 Tamże, 147-148.

24 G. Hegel, Die vollendete Religion, 249.

25 L. Feuerbach, O istocie chrześcijaństwa, Warszawa 1959, 139.

26 A. Gesché, Chrystus, Poznań 2005, 266-267.

27 Tamże, 265-266.

28 Tamże, 267.

29 R. Guardini, Koniec czasów nowożytnych…Kraków 1969, 145.