Nabożeństwo Ekumeniczne Góra Śląska, 9 luty 2014

KAZANIE KS. KRZYSZTOFA WOLNICY (Kościół Ewangelicko – Metodystyczny)

 

 

Wy jesteście światłością świata;… Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.” (Mt 5,14.16) [1]

 

W imię Boga Wszechmogącego, Ojca, Syna i Ducha Świętego. Amen!

 

Czcigodny Księże Profesorze, Księże Proboszczu, dostojni Księża! Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie!

 

Kim jestem? To pytanie, które zadaje sobie niejeden raz w życiu każdy z nas. To pytanie, które zadajemy sobie w młodości, w kwiecie wieku oraz gdy nasze życie zbliża się do „zachodu słońca”. To pytanie, na które każdy może i odpowiada w inny sposób, i na które odpowiadamy różnie w zależności od lat, które są już za nami lub w zależności od aktualnego etapu życia.

Przecież to, kim jestem definiują czynniki wewnętrzne, między innymi geny odziedziczone po przodkach, ale nie tylko geny skoro Bóg mówi: „Wybrałem cię sobie, zanim cię utworzyłem w łonie matki, zanim się urodziłeś, poświęciłem cię,… przeznaczyłem cię” (Jr 1,5) do mojej służby. Prorok Izajasz retrospektywnie stwierdza: „Pan powołał mnie od poczęcia, od łona matki nazwał mnie po imieniu…, który mnie stworzył swoim sługą od poczęcia” (Iz 49,1. 5). Apostoł Paweł nie ma wątpliwości, że „się upodobało Bogu, który mnie sobie obrał, zanim się urodziłem i powołał przez łaskę swoją, żeby objawić mi Syna swego, abym go zwiastował…” (Ga 1,15-16) wszystkim narodom.

O tym, kim jestem decydują także czynniki zewnętrzne. Decyduje o tym środowisko, w jakim się wychowywałem, ludzie, których spotkałem w swoim życiu oraz to, co zobaczyłem. Na to, kim jestem ma wpływ także to, czego w życiu doświadczyłem od dzieciństwa, zarówno dobrego jak i złego, radosnego i smutnego.

O tym, kim jestem decyduje także to, co jest dla mnie ważne i istotne oraz to, co ma znaczenie drugorzędne lub zupełnie nieistotne.

 

Kim jestem? To pytanie, które powinien zadawać sobie każdy chrześcijanin, a więc każdy, kto uważa się za ucznia Jezusa Chrystusa, który sam powiedział o sobie: „Ja jestem światłością świata” (J 8,12). Chrystus jest światłością świata, jedyną prawdziwą i realną światłością świata. A skoro Chrystus jest światłością świata to każdy, kto wierzy, że Jezus jest jego Panem i Zbawicielem na pytanie, „kim jestem?” znajdzie jasną i prostą odpowiedź w słowach Pana z Kazania na Górze: „Wy jesteście światłością świata”. Jezus mówi dziś do nas: „ponieważ jesteście moimi uczniami, który niosą swój idą krzyż i idą za mną jesteście także światłością świata”. [2]

 

Lecz tak jak księżyc świeci światłem odbitym od słońca, tak chrześcijanin może jedynie święcić światłem odbitym od Tego, który jest jedynym źródłem światła, od Jezusa Chrystusa, który jest światłością świata. Światłość, którą może świecić chrześcijanin jest światłością podarowaną mu przez Trójjedynego Boga. Jest to światłość życia, które jest zgodne z przykazaniem miłości do Boga i bliźniego. Jest to światłość naszego naśladowania Jezusa Chrystusa w myśli, mowie i uczynku. Jest to światłość naszego życia w Chrystusie i z Chrystusem.

 

Siostry i Bracia! Bez wiary w Jezusa Chrystusa nie może w nas być żadnej światłości, i nie możemy być światłością świata, nie będąc przez Ducha Świętego złączeni ze Zmartwychwstałym Panem. Zmartwychwstały, Żyjący Chrystus jest jedynym źródłem naszego życia w światłości i mówi dziś do nas: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia.” (J 8,12) [3]Jak dawniej latarnia morska świecąc, rozświetlała ciemności spowijające morski brzeg i umożliwiała statkom bezpiecznie wpłyniecie do portu, tak Chrystus swoim światłem rozświetlała ciemności ludzkich serc pozwalając nam bezpiecznie wpłynąć na spokojne wody wiary i światłości zbawienia. Apostoł Paweł mówi do Efezjan: „Wprawdzie niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu. Postępujecie więc jak dzieci światłości.” (Ef 5,8) [4]

 

Skoro, jako chrześcijanie jesteśmy „światłością w Panu” Jezusie, a nie sami z siebie, jeżeli jesteśmy światłością to istotne jest byśmy sobie uświadomili, że mamy do spełnienia zadanie, które polega na zaniesieniu światłości Chrystusa, światłości Ewangelii do świata pogrążonego w ciemności grzechu i negacji istnienia Boga i Jego bezgranicznej i wszechogarniającej miłości. W dzisiejszej Ewangelii Jezus z Nazaretu mówi o naszym chrześcijańskim zadaniu: „Nie zapalają też świecy i nie stawiają jej pod korcem, lecz na świeczniku, i świeci wszystkim, którzy są w domu. Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.” (Mt 5,15-16)

 

Obecnie żyjemy w świecie światła, światła lamp rozświetlają ulice naszych miast, miasteczek i wiosek. Podświetlone i widoczne z daleka są kościoły, budynki użyteczności publicznej, a także obiekty zabytkowe. Zbliżając się do dużych aglomeracji miejskich nieraz z odległości kilkunastu kilometrów widzimy nad nimi świetlną łunę. Tylko z dala od miast i wiosek, w lesie, nad morzem czy w górach możemy doświadczyć potęgi ciemności, jakiej doświadczali nasi przodkowie. W minionych wiekach noc była światem ciemności z rzadka rozświetlanym przez słabe światło gwiazd i księżyca. Dlatego w czasach Jezusa z Nazaretu światło było bardzo cenne, i gdy ktoś zapalał światło to nie stawiał go pod korcem, nie ukrywał go tylko dla siebie, lecz ustawiał lampkę oliwną na świeczniku, pośrodku pokoju, aby jej światło oświetlało jak największą przestrzeń.

 

Ustawiano lampki także w oknach by idący drogą człowiek nie zabłądził. I tak jak lampka oliwna płonąca w oknie izraelskiego domu wskazywała wędrowcowi drogę ratując go przed zagubieniem się w ciemności nocy, tak światło Jezusa Chrystusa ratuje ludzi pogrążonych w ciemności grzechu dając im szanse znalezienia drogi do domu Ojca. Dlatego znając Chrystusa powinniśmy być tymi, którzy odbijają światło przyniesione na świat przez Słowo, które stało się ciałem [5]; powinniśmy być tymi, którzy odbijają światło łaski i pokoju Chrystusowego.

 

Światła zbawienia, światła życia wiecznego, które zajaśniało w naszych duszach dzięki Jezusowi Chrystusowi nie możemy zatrzymać tylko dla siebie. Nie wolno nam światła miłości Boga i bliźniego stawiać pod korcem. Jesteśmy wezwani do tego by światło łaski, które otrzymaliśmy mogło stać się udziałem innych ludzi. Bowiem „dla prawdziwego chrześcijanina jest rzeczą niemożliwą ukrywanie religii Jezusa Chrystusa” [6] i stawianie jej pod korcem. Ukryte, niewidoczne i niedostrzegane przez świat chrześcijaństwo „nie może być religią Jezusa Chrystusa. Jeśli jest jakaś religia, którą można zataić, nie może nią być chrześcijaństwo. Jeśli chrześcijanin mógłby ukrywać swoją pobożność, nie mógłby zostaćporównany do miasta położonego na górze, do światłości świata” [7], która jak księżyc świecący na niebie może być widziana przez wszystkich ludzi na ziemi. „Jest celem [naszego] Boga, żeby każdy chrześcijanin rzucał się w oczy, przynosił światło wszystkim dookoła i w sposób jawny wyznawał Jezusa Chrystusa” [8], jako swojego Pana i Zbawiciela.

 

Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie! Tegoroczny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan przebiegał pod znamiennym hasłem: „Czy Chrystus jest podzielony?” [9] Oczywiście w odpowiedzi na to pytanie, jako chrześcijanie wspólnie stwierdzamy, że Chrystus nie może być i nie jest podzielony! Podzieleni jesteśmy my, Jego uczniowie! Lecz pomimo naszej podzielonej różnorodności, która jest najbardziej dostrzegalna w Liturgii, pomimo naszych niedostatków i ułomności możemy przede wszystkim dzięki wspólnej i szczerej modlitwie być światłością świata.

Metropolita Wrocławski Kościoła Rzymskokatolickiego, abp Józef Kupny podczas tegorocznego Tygodnia wspólnej modlitwy powiedział, że „potrzebujemy wspólnej modlitwy, która nas chrześcijan, zbliża do siebie. Potrzebujemy wspólnego świadectwa wiary, nadziei i miłości” [10], bowiem „nasza wspólna modlitwa oraz życzliwość czyni nas uczestnikami troski Chrystusa o naszą jedność… Przychodzę do was ze słowami troski, pokoju, miłości i życzliwości. Okazujmy sobie wzajemnie braterską miłość i życzliwość”. [11]

Bracia i Siostry w Chrystusie! Okazujmy sobie wzajemnie braterską miłość i życzliwość, a wtedy naprawdę będziemy światłością świata niosącą wszystkim zagubionym w ciemnościach nadzieję światła życia wiecznego. Okazujmy sobie wzajemnie braterską miłość i życzliwość a wtedy będziemy wiedzieli, kim naprawdę jesteśmy.

Amen!

Homilia wygłoszona w Parafii Rzymskokatolickiej pw. Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Górze (Śląskiej), w dniu w 9.02.2014.

 

[1] Jeżeli nie jest znaczone inaczej cytaty pochodzą z: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Warszawa 1975

[2] Por. Mt 16,24

[3] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych ze wstępami i komentarzami, Poznań, 1992

[4] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych ze wstępami i komentarzami, Poznań, 1992

[5] Por. J 1,14

[6] Jan Wesley, Kazanie dwudzieste czwarte. O kazaniu na górze naszego Pana (rozprawa czwarta), w: Jan Wesley, Poucz mnie o tym czego nie wiem. Zbiór kazań, Warszawa, 2001, s. 285

[7] Tamże, s. 286

[8] Tamże, s. 287

[9] Por. 1 Kor 1,13

[10] Homilia wygłoszona 19.01.2014 w Ewangelicko-Augsburskim kościele „Opatrzności Bożej” we Wrocławiu.

[11] „Słowo” po zakończeniu Liturgii „Wielkiej Wieczerni” w Katedrze Prawosławnej p.w. Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy, 26.01.2014

 

 

ROWEREM ŚLADAMI BENEDYKTA XVI

 

 

 

 

I dzień, niedziela, 4 sierpnia (Magdalena Piekarska)

 

Benediktweg to nazwa ścieżki rowerowej, która została wytyczona kilka miesięcy po wyborze Józefa Ratzingera na następcę św. Piotra. Trasa Benedykta XVI obejmuje miejscowości związane z życiem papieża, począwszy od jego najmłodszych lat życia. Benediktweg liczy oficjalnie 248 km a najważniejszymi punktami w jej planie są: Marktl, Altötting, Tittmoning, Traunstein oraz Aschau.

Plan naszej wyprawy został nieco zmodyfikowany. Poza miejscami wyznaczonymi w przewodniku, a więc znajdującymi się na terenie Bawarii, postanowiliśmy zobaczyć kilka miejscowości po austriackiej stronie – a konkretnie Braunau, Oberndorf i Salzburg.

Dwa dni przed rozpoczęciem wyprawy spędziliśmy w Monachium. W stolicy Bayern trzeba zobaczyć Marienplatz, a więc Plac Mariacki, w którego centrum znajduje się kolumna a na jej szczycie figura Marki Bożej wzniesiona w momencie zagrożenia groźną epidemią choroby. Marienplatz otacza z jednej strony przepiękny ratusz. Nieopodal znajduje się katedra Najświętszej Maryi Panny, w której 28 maja 1977 roku Joseph Ratzinger przyjął święcenia biskupie. Frauenkirche przyciąga pielgrzymów również ze względu na znajdującą się tam kaplicę św. Benona, biskupa Miśni (w latach 1066 – 1106), który od 1580 uznany został za patrona Bawarii i Monachium. W stolicy Bayern warto również zobaczyć ogród angielski – jest on największy w całej Europie. Englischer Garten to przede wszystkim raj dla lubiących sport. My, rowerzyści, byliśmy pod wrażeniem ścieżek biegnących wśród zieleni, nieśmiało wyłaniającej się gdzieniegdzie rzeki Izar ale również Chińskiej Wieży, przy której zatrzymaliśmy się, by posłuchać muzyki granej przez bawarską kapelę. Kolejne miejsce, które widzieliśmy to Olympia Park. Tam odbywały się Igrzyska Olimpijskie w 1972 roku. Z prawie trzystumetrowej wieży mogliśmy podziwiać Munchen – ponieważ pogoda była rewelacyjna, widoki były niezwykłe. Zwiedzając miasto na rowerze dotarliśmy również do pałacu Nymphenburg, gdzie podziwialiśmy jego piękny ogród. Monachium, jak każde duże miasto tętni życiem do późnych godzin nocnych, więc i wieczorem mieliśmy zapewnioną rozrywkę. Słynne HB (Hofbräuhaus), a więc najstarsza piwiarnia, to kultowe miejsce. Tu piwo ma najgłębszy smak a orkiestra najlepiej wygrywa Ein Prosit. I choć ilość decybeli, jaką funduje HB jest tak ogromna, że jak sądzę, nawet w szkole trudno osiągnąć taki poziom, to jednak gdy rozbrzmiewa melodia wygrywana przy wznoszeniu toastu, rozmowy ustają i wszyscy zgodnie śpiewają.

Zwiedzanie stolicy Bawarii warto rozszerzyć również na pobyt w jej okolicach. Nasz drugi dzień wakacji w Bayern poświęciliśmy na przejazd wokół jeziora Starnbergersee. Leży ono przy mieście Starnberg oddalonym od Munchien niecałe 20 km. Podziwiając Starnbergersee od strony miasta przy dobrej pogodzie można również zobaczyć pasma Alp. Nam się to udało. Ważnym punktem podczas pobytu nad wodą był również postój przy Votivkapelle. Miejsce to związane jest z „szalonym” królem Ludwikiem II, nazywanym też bajkowym. Król ten w znaczący sposób zadłużył kraj a po utracie tronu najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Jego śmierć do tej pory została jednak niewyjaśniona. Wskazuje się, że mógł on zostać zamordowany. Przed kaplicą znajdują się dwa krzyże – jeden z nich jest w jeziorze, najprawdopodobniej w miejscu, gdzie utonął. Przy Votivkapelle spotkaliśmy wielu rowerzystów. Najpewniej też planowali okrążyć Starnbergersee. My mieliśmy przymusowo dłuższy postój ze względu na przerwę techniczną. Awaria zdawała się być dość poważna. Na szczęście daliśmy sobie radę bez mechanika!

Następny dzień pobytu w Bayern miał być już związany z trasą Benedykta XVI. Po porannej mszy i śniadaniu w Monachium wyruszyliśmy do Altötting – najważniejszego sanktuarium Maryjnego w Niemczech. Altötting jest dla Niemców jak Częstochowa dla Polaków. Dla Ratzingera było to miejsce, które odwiedzał już od wczesnych lat dzieciństwa, ze względu na niewielką odległość od jego rodzinnego domu w Marktl. Centralną cześć Altötting stanowi cudowna kaplica z słynącą łaskami figurką Matki Bożej z Dzieciątkiem, zwana też Czarną Madonną. Figurka ta pochodzi najprawdopodobniej z 1330 roku a do kaplicy trafiła ponad 150 lat później, będąc uznaną za cudowną ze względu na dwa uzdrowienia. Ołtarz, w którym jest umieszczona pochodzi z 1670 roku. O tym, jak ważna dla Bayern jest Czarna Madonna może świadczyć fakt, iż na przełomie XVIII i XIX wieku książę Maksymilian I ogłosił ją patronką Bawarii. Z kolei liczne wota dziękczynne umieszczone w krużgankach kaplicy potwierdzają skuteczność modlitwy do Matki Bożej z Altötting. Józef Ratzinger w swojej autobiograficznej książce wspomina sanktuarium, które według niego zyskało nowy splendor dzięki tamtejszemu odźwiernemu – dziś już świętemu – bratu Konradowi von Parzham (1818 – 1894), który według byłego papieża nie był uległy wobec tendencji postępu i zawierzenia nauce charakteryzujących jego czasy. „Mały” święty – jak o nim pisze Ratzinger – nie został zapomniany. Przedstawiająca go rozmodlona figura znajduje się tuż przy bawarskiej Czarnej Madonnie, zaś w pobliskim kościele znajduje się jego grób, który przyciąga pielgrzymów odwiedzających cudowną kaplicę.

 

 

 

 

Po Altötting kolejnym punktem rowerowej pielgrzymki śladami Benedykta XVI był Marktl. Podziwiając Inn zmierzaliśmy do kolejnej miejscowości. Przed wjazdem do miasta czekał nas jeszcze stromy podjazd, który nawet dla doskonałych rowerzystów jest nie lada wyzwaniem. Powiedzmy, że w końcu mieliśmy go za sobą (bez precyzowania czy byliśmy na tyle doskonali by tam podjechać, czy może mniej, by musieć rower prowadzić…). Znaleźliśmy się w Marktl nad Innem. Już przed wjazdem do miasta zobaczyliśmy tablicę informującą nas, że wjeżdżamy do miejscowości, z której pochodzi Józef Ratzinger. W kościele parafialnym św. Oswalda w Marktl wciąż znajduje się chrzcielnica, w której ochrzczony został przyszły papież. Jest na niej muszelka, którą odnajdziemy później w herbie papieskim, którą odnosimy do św. Augustyna ale też do św. Jakuba Starszego. Poza kościołem ważnym miejscem jest dom Ratzingerów. Jest on położony dość blisko kościoła, można powiedzieć, że w centrum Marktl. Taka dobra lokalizacja wiązała się z posadę ojca byłego papieża, który pracował w komendzie policji. Rodzina nie mieszkała tam jednak długo – zaledwie dwa lata, gdyż ze względu na duże bezrobocie zadecydowała o zmianie miejsca zamieszkania. W swojej autobiografii papież pisze, że zna jedynie opowieści rodziców z tamtego czasu. Dla nich czas spędzony w Marktl nie należał do najłatwiejszych ze względu na dużą biedę i panujące choroby. Mile natomiast wspominali życie rodzinne i kościelne. W domu urodzin papieża od 2007 roku znajduje się muzeum. Dom, który do 2006 roku był w rękach prywatnych przywrócono do stanu z 1927 roku. Zwiedzający mogą wejść do pokoju, w którym urodził się Józef, mogą również zobaczyć liczne dokumenty z późniejszych lat jego życia, które nie były już związane z miejscowością nad Innem. Wystawa wzbogacona jest też multimedialną projekcją, która była dostępna również w języku polskim. Byliśmy nią mile zaskoczeni.

Po zwiedzaniu muzeum usiedliśmy w pobliskiej kawiarni, dzielącej kościół i dom Ratzingerów i przeglądaliśmy broszurki nabyte w pobliskim biurze informacji turystycznej. W przewodniku po Marktl wyczytaliśmy, że Józef Ratzinger będąc jeszcze kardynałem otrzymał 13 lipca 1997 roku tytuł honorowego obywatela miasta Marklt. Dowiedzieliśmy się też, że w tej miejscowości znajduje się warte zobaczenia muzeum regionalne. Może i byśmy się do niego wybrali, gdyby nie wiatr, który znacząco się wzmógł i zapowiadał zbliżająca się burzę. Ruszyliśmy więc w drogę.

 

 

 

Kolejnym celem w naszej wyprawie był Braunau. Nie była to miejscowość zaznaczona na trasie Benediktweg, ale w pewien sposób wpisywała się w tę trasę. W Braunau, austriackim miasteczku oddalonym około 30 km od Marktl, urodził się Adolf Hitler. Po wyborze Ratzingera na papieża w jednym z niemieckich dzienników pojawiło się stwierdzenie, że Benedykt XVI urodził się między niebem a piekłem – mieszkał niedaleko od najważniejszego w Niemczech sanktuarium Maryjnego; po drugiej zaś stronie Inn oddzielał go od Braunau.

Do Braunau dotarliśmy późnym popołudniem. Szybko znaleźliśmy hotel; planowaliśmy wprowadzić się, a potem zwiedzać miasto. Pomogła nam w tym bardzo życzliwa właścicielka hotelu, która nie tylko podarowała nam przewodniki ale również zarekomendowała najciekawsze miejsca. Braunau to przede wszystkim miejsce narodzin Hitlera. Miasto oficjalnie nie akcentuje tej prawdy, jednak bez problemu można znaleźć dom, przed którym stoi kamień upamiętniający śmierć milionów niewinnych. Kamień ten pochodzi z kamieniołomu znajdującego się obok obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Braunau to jednak również miasto kościołów. Byliśmy mile zaskoczeni faktem, że mimo nie najwcześniejszej już godziny były one wciąż otwarte. Najokazalszy z nich – kościół św. Stefana to jeden z najwyższych kościołów w Austrii. Odwiedziliśmy również kaplicę przy kościele św. Marcina, która po drugiej wojnie poświęcona została pamięci ofiar. Warta uwagi była również kaplica św. Nepomucena. Innymi kościołami, do których już nie dotarliśmy były: kościół kapucynów, św. Walentego, Królowej Maryi i inne. W chwilach wolnych od zwiedzania dokonywaliśmy podsumowania dnia. Dużo tego dnia zobaczyliśmy. Przejechaliśmy niecałe 60 km. Sporą część nad Innem przy pięknej pogodzie. Byliśmy bardzo zadowoleni. Pierwszy dzień na szlaku Benedykta XVI uznaliśmy za udany.

 

II dzień poniedziałek 5 sierpnia (Bogdan Ferdek)

 

Po śniadaniu około godziny 8.00 nastąpił wyjazd z hotelu Gann. Tak jak był on reklamowany gwarantował nam miłą i rodzinną atmosferę dającą przyjemny i odprężający pobyt w Braunau am Inn. Po kilku minutach osiągnęliśmy ścieżkę rowerową po austriackiej stronie rzeki Inn. Po kilku kilometrach jazdy ścieżka odbiła od rzeki dość stromo w górę. Wysiłek został nagrodzony pięknym widokiem rzeki Salzach wpadającej do Inn. Po kilkunastu kilometrach jazdy wzgórzami doliny Inn dojechaliśmy do Burghausen. Po bawarskiej stronie Salzach podziwialiśmy najdłuższy w Europie gród obronny, którego długość wynosi 1.043 m. Większa część budynków i ogólny wygląd pochodzą z czasu, kiedy zamek był – w latach 1393-1505 – rezydencją dolnobawarskiej linii Wittelsbachów. Od 1485 r. zamek był rezydencją polskiej księżniczki Jadwigi Jagiellonki (zm. 1502 r.), żony księcia bawarskiego Jerzego Bogatego (zm. 1503 r.), córki króla Kazimierza IV Jagiellończyka. Jadąc dalej wzgórzami doliny Salzach po przejechaniu granicznego mostu dojechaliśmy do Tittmonning. Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, mieszkał tutaj od 11 lipca 1929 do 5 grudnia 1932. W budynku znajduje się dzisiaj Sparkasse. Wzdłuż grzymsu widnieje duży napis Gloria in excelsis Deo atquae in terra pax. Po powrocie na austriacką stronę Salzach kontynuujemy jazdę wygodną i ocienioną ścieżką rowerową. Po kilku kilometrach napotykamy jednak na objazd. Ścieżka nie została jeszcze naprawiona po czerwcowej powodzi. Wjeżdżamy na wzgórza doliny Salzach, z których podziwiamy panoramę Alp. Po kilku kilometrach wracamy na ścieżkę wzdłuż Salzach i osiągamy Oberndorf. W tej to miejscowości została po raz pierwszy wykonana podczas pasterki w 1818 roku „najpiękniejsza polska kolęda” Cicha noc – jak często można usłyszeć na wieczorach kolęd w Polsce. Autorem słów Stille Nacht jest Joseph Mohr, melodię ułożył Franz Xaver Gruber. Słowa jednej z wersji w języku polskim ułożył ok. 1830 roku Piotr Maszyński. Stille Nacht przetłumaczono na ponad 300 różnych języków i dialektów. Po zwiedzeniu kaplicy Stille Nacht przy Stille Nacht Platz w pobliży Stille Nacht Muzeum i Stille Nacht Cafė jedziemy w kierunku miasta urodzenia Mozarta – Salzburga. Salzburg, barokowy klejnot w sercu Europy, swą sławę zawdzięcza niepowtarzalnej kombinacji jedynej w swoim rodzaju zabudowy architektonicznej z pięknym, naturalnym, alpejskim otoczeniem. Nic dziwnego, że w roku 1997 cała starówka w Salzburgu została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Przez cały rok słynne zabytki miasta kuszą i uwodzą swym nieodpartym wdziękiem. Z pałacu Mirabell i otaczającego go ogrodu o tej samej nazwie rozciąga się prawdziwie pocztówkowy widok na symbol Salzburga – masywną Twierdzę Hohensalzburg, dostojną Katedrę Salzburską oraz uroczą starówkę ze słynną uliczką Getreidegasse, gdzie znajduje się Dom Narodzin Mozarta. Arcybiskupi Salzburga po dzień dzisiejszy noszą tytuł Primas Germaniae, mają prawo do kardynalskiej purpury, a do roku 1934 mogli mianować biskupów bez zgody papieża i cesarza w czterech diecezjach: Gurk, Chiemsee, Seckau i Lavant. W czasie I Soboru Watykańskiego papież Pius IX pozdrowił salzburskiego Arcybiskupa Maximiliana Josepha Ritter von Tarnóczy-Sprinzenberg (węg. Tarnóczy Miksa) słowami: „Patrzcie, oto przychodzi pół-papież, który sam może mianować biskupów”. Z Salzburga wjechaliśmy do Bawarii. Jechaliśmy bardzo dobrą ścieżką rowerową wzdłuż alpejskich hal mając górski łańcuch na wyciągnięcie ręki. Krótko przed 20 dojechaliśmy do miejscowości Teisendorf i zaczęliśmy szukać noclegów. Zajazd dla rowerzystów był pełny, podobnie i inne kwatery. To ryzyko jazdy na spontana. Znaleźliśmy jednak ostatnie pokoje w hotelu Gut Edermann położonym trzy kilometry dalej w miejscowości Holzhausen. Zostaliśmy bardzo życzliwie przyjęci. Poinformowano nas o parze rowerzystów, która krótko przed nami przybyła z Monachium, również na rowerach marki Scott. Jadąc do hotelu trzy kilometry pod górę podziwialiśmy zachód słońca w Alpach. Piękno Alp podziwialiśmy również z tarasów, które miały nasze pokoje. Nawet nadchodząca burza nadawała uroku alpejskiemu łańcuchowi. Tego dnia przejechaliśmy 119 km. Trasa była tak piękna, że chciałoby się ją powtórzyć. Już umówiłem się na przyszły rok z ks. prof. dr Imre von Gaal, dogmatykiem z Chicago. Jesteśmy otwarci na rowerzystów polskich, amerykańskich i niemieckich. Być może powstanie jakaś międzynarodowa grupka rowerzystów. Zapraszam już dzisiaj moich seminarzystów.

 

 

 

 

 

III dzień, wtorek, 6 sierpnia (Rafał Piekarski)

 

Pobudka przed 6, by zobaczyć zamglone doliny, oraz oświetlone wschodzącym słońcem Alpy. Trzeci dzień podróży nie mógł się lepiej zacząć. Potem pakowanie, poranna msza, syte śniadanie. Opuszczamy hotel i Holzhausen. Nie żegnamy się jednak z malowniczymi krajobrazami. Nad nami błękit nieba z małymi chmurami, które swój wyraz znalazły w fladze bawarskiego landu. W około świeżo skoszone pola, soczyście zielona trawa, wzgórza, gdzieniegdzie białe bawarskie domy z wielkimi okiennicami, no i Alpy, które towarzyszą nam jeszcze przez kilka godzin. Dziś czeka nas najdłuższa trasa. Pierwszy cel- Traunstein. To malownicze, około 18 tys miasteczko, które w 1300 roku otrzymało prawa miejskie. Leżało ono na szlaku solnym, wiodącym z odległego o 35km Salzburka, przez Wasserburg do Monachium (wszystkie te miasta towarzyszyły nam w podróży). Rowery skierowaliśmy w same centrum miasta. Na placu Miejskim stoi barokowy kościół św. Oswalda. To w tej świątyni 8 lipca 1951 roku ksiądz Joseph Ratzinger odprawił wraz ze swoim bratem Georgiem Mszę prymicyjną. W miasteczku znajdują się szkoła podstawowa oraz gimnazjum, do którego chodził młody Joseph. Później w autobiografii napisał o Traunstein: Tutaj po długiej wędrówce odnaleźliśmy naszą prawdziwą ojczyznę, do której nieustannie wracam we wspomnieniach.
Zbliża się południe. Temperatura rośnie. Z nieba znikają resztki chmur. Siadamy na rowery i ruszamy dalej. Na naszej drodze coraz częściej wyrastają strome podjazdy. Skwar dnia oraz trud drogi wynagradza kolejny cel Chiemsee. Zbawienny stał się już sam chłód, który dochodził znad jeziora. Widoki zaś sprawiały, że zapominało się o jakimkolwiek zmęczeniu. Chiemsee jest jeziorem powstałym podczas ostatniej epoki lodowcowej. Jego powierzchnia wynosi 80km², leży u podnóża Alp. To właśnie zestawienie gór z błękitnym jeziorem robiło na nas wrażenie. Ugasiliśmy nasze pragnienia i przez kolejne kilka kilometrów jechaliśmy wzdłuż Chiemsee. Mijaliśmy pełne turystów restauracje, kempingi, port wypełniony licznymi żaglówkami, oraz przede wszystkim, grono miłośników dwóch kółek, które całymi rodzinami zjechało się nad jezioro.

 

 

Żeby nie było nudno, w drodze do kolejnego celu kilkukrotnie przechodziliśmy egzaminy kondycyjne. Jednym z nich był np. odcinek o kącie nachylenia drogi wynoszącym 10°
Kaskady potu, płonące nogi i koła jakby przyklejone do asfaltu. To tak pokrótce wspomnienia z podjazdu. Gdy do głowy przychodzi radosna myśl, „uporałeś się!” zza zakrętu wyłania się dalsza część góry. Co robić? – zaciskasz zęby i jedziesz dalej. Potem szczyt i realna satysfakcja.
Wasserburg to miasto położone na półwyspie. Otacza go rzeka Inn. Nie wjeżdżaliśmy do samego miasta. Zrobiliśmy krótki postój, by popatrzeć z góry na jego specyficzne usytuowanie, oraz rzekę, która zmieniła kąt prawie o 180°. Ruszyliśmy dalej ścieżką wzdłuż rzeki, ta zaś prowadziła do ostatniego celu na szlaku Benedykta- do Aschau. To tu w latach trzydziestych mieszkała rodzina Ratzingerów. Nasze kroki skierowaliśmy do otoczonego cmentarzem, neogotyckiego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W tym miejscu młody Joseph przyjął Pierwszą Komunię Świętą. Jako ciekawostkę warto dodać, że w Aschau powstały pierwsze domy w Bawarii, ozdobione malowidłami przedstawiającymi Benedykta XVI.
Dzień się miał ku zachodowi. Przez głowę przebiegła nam myśl, by zostać tu i przenocować. Zaś następnego dnia wczesnym, rankiem ruszyć do oddalonego 30 km Altoetting, gdzie na parkingu stoi samochód. Krótki namysł i zmiana planów. Ruszamy dalej. Choćby do Muehldorfu, który leży między dwoma miastami. Mimo iż licznik wskazywał, że tego dnia przejechaliśmy już 120 km czuliśmy w nogach jeszcze dużo sił. Szybko uporaliśmy się z dojazdem do Muehldorfu. Choć niebo zwiastowało burzę, włączyliśmy światła i ruszyliśmy dalej- do Altoetting. Zerwał się porywisty wiatr. Błyskało i grzmiało coraz mocniej. Droga się wydłużała. Gdy wreszcie dojechaliśmy do Altoetting zaczęło padać. Kierowaliśmy się do centrum. Rozpoczęło się szukanie noclegu. Na szczęście za 3 razem się udało i ostatecznie wylądowaliśmy w hotelu Post tuż obok Cudownej Kaplicy z figurką Matki Bożej z Dzieciątkiem.
To już koniec wyprawy rowerowej, w której łącznie przejechaliśmy 315 km. Zmęczeni idziemy spać. Pod powiekami pozostają wspomnienia alp; jezior; białych domów udekorowanych pnącymi kwiatami, bądź malowidłami.. wszystkich tych miejsc, w których urodził się i dorastał Joseph Ratzinger.

 

 

 

Promocja Dzieł Zebranych prof. Horsta Bürkle

 

 

Monachium 22 listopad 2013

 

 

Omówienie: Horst Bürkle, Schriften zum missionarischen Dialog: Erkennen und Bekennen, Geheimnis der Völker, Glaube sucht Begegnung, EOS Verlag Sankt Ottilien 2010, 2013, 2013.

 

 

 

Wskutek postępującej globalizacji współczesnego świata doszło do spotkania różnych religii. To spotkanie religii jest wyzwaniem dla teologii. Powinna ona spojrzeć na religie niechrześcijańskie w świetle objawienia. Takie spojrzenie na religie niechrześcijańskie zaowocowało już teologią religii. Według dokumentu Międzynarodowej Komisji Teologicznej Chrześcijaństwo i religie (1997) niektórzy teologowie wyróżniają trzy koncepcje teologii religii: ekskluzywną, inkluzywną i pluralistyczną (I.2). Najbardziej znana, a może najbardziej „nagłaśniana”, jest pluralistyczna teologia religii, której czołowym przedstawicielem jest John Hick1. W kontekście pluralistycznej teologii religii trzeba odczytywać deklarację Dominus Iesus. Deklaracja odrzuca podstawowe tezy pluralistycznej teologii religii, które można w skrócie ująć jako: wielość objawień jednego Boga, a zatem wielość prawdziwych religii i w konsekwencji wielość ekonomii zbawienia. Powyższe założenia pluralistycznej teologii religii wykluczają misje. Według Jana Pawła II w misjach chodzi „o podstawową działalność Kościoła, zasadniczą i nigdy nie zakończoną. Kościół bowiem <nie może uchylać się od stałej misji niesienia Ewangelii ludziom – milionom mężczyzn i kobiet, którzy do tej pory nie znają Chrystusa, Odkupiciela człowieka. Właśnie to jest zadaniem specyficznie misyjnym, które Jezus powierzył i codziennie na nowo powierza swojemu Kościołowi>” (Redemptoris missio, 31). Natomiast w świetle pluralistycznej teologii religii misje są przejawem religijnego imperializmu przejawiającego się w tym, że wyznawcy jednej prawdziwej religii chcą narzucić wyznawcą innej, również prawdziwej religii, swoją religię. W parze z krytyką pluralistycznej teologii religii musi iść pozytywny wykład teologii religii o koncepcji inkluzywnej. Taki wykład przynosi trylogia Horsta Bürkle: Erkennen und Bekennen (2010, s. 716) Geheimnis der Völker (2013, s. 785) Glaube sucht Begegnung (2013, s. 506). Wszystkie trzy tomy łączy podtytuł: Schriften zum missionarischen Dialog.

Nie przypadkowo wydawcą tej trylogii jest wydawnictwo w Sankt Ottilien. Jest to opactwo należące do kongregacji benedyktynów – misjonarzy. Mnisi z St. Ottilien założyli w 1909 roku – jeszcze pod panowaniem Japończyków – klasztor w Tokwon, który obecnie leży na terenie Korei Północnej. W maju 1949 rząd komunistyczny rozwiązał tam wszystkie klasztory. Mnisi uciekli do Korei Południowej, gdzie w 1952 r. założyli nowy klasztor w Waegwan, w którym dzisiaj mieszka największa wspólnota benedyktyńska w całej Azji, licząca obecnie 136 mnichów.

Autor trylogii Horst Bürkle urodził się w 1925 r. w Niederweisel (Hesja). Studiował teologię ewangelicką w Bonn, Tübingen, Köln i New York. Jego nauczycielami byli m.in. Karl Barth i Paul Tillich. W 1957 obronił doktorat w Hamburgu. W latach 1959-1964 był kierownikiem Akademii Misyjnej przy Uniwersytecie w Hamburgu. W 1964 r. uzyskał habilitację. W latach 1965-1968 wykładał teologię na Uniwersytecie w Kampali (Uganda). Od 1968 do 1991 był profesorem Uniwersytetu w Monachium pełniąc funkcję dyrektora Instytutu misji i nauki o religiach na wydziale teologii ewangelickiej. W latach 1973-75 był prorektorem tegoż Uniwersytetu. Prowadził również wykłady gościnne na uniwersytetach w Kampali (Uganda), Seulu (Korea), Kioto (Japonia) oraz Innsbrucku.(Austria).

Najważniejsze pozycje książkowe H. Bürkle to: Dialog mit dem Osten (Stuttgart 1965); Einführung in die Theologie der Religionen (Farmstadt 1977); Missionstheologie (Stuttgart 1979); Der Mensch auf der Suche nach Gott – die Frage der Religionen (Paderborn 1996)2. Jest także współredaktorem Lexikon für Theologie und Kirche oraz niemieckiej wersji Communio.

Trylogia Schriften zum missionarischen Dialog zbiera wszystkie artykuły Profesora, zarówno te z okresu luterańskiego jak i katolickiego. Układają się one wokół dialogu w służbie misji. Teologia Horsta Bürkle przeszła życiową weryfikację. Jako misjonarza i misjologa musiał go boleśnie dotykać drastyczny spadek misyjnego zaangażowania Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Ten ból kierował go ku Kościołowi katolickiemu. To nad czym pracował i czym żył, mógł odnaleźć w tym Kościele. Encyklika Jana Pawła II Redemptoris missio przypomniała całemu Kościołowi, że: „Misja Chrystusa Odkupiciela, powierzona Kościołowi, nie została jeszcze bynajmniej wypełniona do końca. Gdy u schyłku drugiego tysiąclecia od Jego przyjścia obejmujemy spojrzeniem ludzkość, przekonujemy się, że misja Kościoła dopiero się rozpoczyna i że w jej służbie musimy zaangażować wszystkie nasze siły. To Duch Święty przynagla do głoszenia wielkich dzieł Bożych: <Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!> (2 Kor 9, 16). W imieniu całego Kościoła muszę powtórzyć to wołanie świętego Pawła” (1). Rezygnacja z misji oznaczałaby więc rezygnację z podstawowego zadania Kościoła: „Idąc więc, czyńcie uczniami wszystkie narody” (Mt 28, 19).

Monachijskiego Profesora można określić jako teologa misji Kościoła w świecie religijnego pluralizmu. W teologii religii H. Bürkle widoczne są jakby trzy drogi wyznaczające teologiczną refleksję nad religiami: via positiva seu affirmativa – uznanie tego, co w innych religiach jest prawdziwe, dobre, szlachetne i święte; via negativa seu critica et prophetica – wykazywanie błędu w tym, co dotyczy czci Boga i godności człowieka; via eminentiae – wszystko, co dobre i prawdziwe w innych religiach znajduje wypełnienie w Chrystusie. Te trzy drogi można zilustrować modlitwą o pokój w Asyżu. Przedstawiciele różnych religii modlili się w Asyżu o pokój, który przewyższa pokój będący tylko dziełem człowieka. Przedstawiciele Kościoła biorąc udział w tej modlitwie dali wobec świata świadectwo, że tym pokojem jest Chrystus (Ef 2, 14).

Ponieważ Chrystus jest wypełnieniem tego, co dobre i prawdziwe w innych religiach, dlatego trzeba z tymi religiami prowadzić dialog. Ten dialog ma swoją metodologię. Zazwyczaj w podejściu do innych religii zwraca się uwagę na elementy pozornie wspólne lub porównywalne. Tymczasem według H. Bürkle dialog międzyreligijny trzeba prowadzić z pozycji środka, którym dla chrześcijańskiej wiary jest tajemnica Wcielenia. Monachijski Teolog wyjaśnia to na przykładzie mistyki. Nie dające się ująć w słowa i obrazy wewnętrzne doświadczenie mistyka wynika z kontekstu konkretnej religii. Nie można więc dopatrywać się w mistyce pewnego rodzaju metareligii, w której konkretne religie odnajdują swoją wyższą jedność. Dlatego też ten kto wchodzi do hermeneutycznego koła rozumienia innej religii z gotową formułą jedności, ten zatracił już swoją teologiczną legitymację. Inną religię poddaje bowiem zasadzie interpretacji, która jest dla niej zupełnie obca. Dzieje się tak wszędzie tam, gdzie konkretne i praktykowane religie poddawane są sztucznemu postulatowi zasady jedności. U podstaw dialogu międzyreligijnego nie może więc stać gotowa formuła jedności. Celem bowiem dialogu nie jest zjednoczenie wszystkich religii. Dialog z religiami jest na usługach misji. Profesorowi Bürkle obce są skrajności: misje zamiast dialogu lub dialog zamiast misji. Misje i dialog mają się do siebie tak, jak boska i ludzka natura Chrystusa, które są bez zmieszania, bez zmiany bez rozdzielania i rozłączania, czyli tworzą jedność i równocześnie są niepomieszane. Dialog międzyreligijny ma służyć misyjnej działalności Kościoła.

Taki dialog międzyreligijny na usługach misji prowadził św. Paweł na ateńskim areopagu. W dialogu z Ateńczykami nie chodziło mu tylko o nawiązanie kontaktu lub solidaryzowanie się z religijnym pluralizmem swoich rozmówców, lecz chciał im ukazać właśnie poprzez dialog ziarna i promienie tkwiące w ołtarzu poświęconym nieznanemu Bogu i równocześnie zachęcić do przyjęcia Pełni, którą jest Chrystus: „Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając”(Dz 17, 23). Właśnie dialog międzyreligijny ma doprowadzić do Tego, którego wyznawcy różnych religii czczą, choć go nie znają. Nie może więc być alternatywy: dialog albo misje. Dialog musi służyć misjom. Skoro religie niechrześcijańskie znajdują swoje wypełnienie w Chrystusie, to poprzez dialog trzeba ukazywać ich wyznawcom ziarna Słowa tkwiące w ich religiach, aby przyjęli to, co czczą nie znając, aby w czczonym, ale nieznanym Bogu, rozpoznali Chrystusa i już świadomie czcili Tego, którego przedtem czcili nieświadomie. Dialog jest więc jednym z ważnych narzędzi misji. Podstawową misją Kościoła są bowiem misje, także w nowym religijnym i kulturowym kontekście współczesności. Na ten kontekst składa się również misyjność innych religii, zwłaszcza azjatyckich, oraz sekt. Byłoby to paradoksem, gdyby w sytuacji, gdy inne religie wysyłają swoich misjonarzy do chrześcijan, chrześcijanie przestali wysyłać swoich misjonarzy do wyznawców innych religii.

Oryginalność trylogii Horsta Bürkle polega na tym, że przynosi ona pogłębiony wykład inkluzywnej teologii religii, która nie wyklucza misji, ale inspiruje do nich dając im narzędzie w postaci dialogu. Monachijski Teolog dał już zarys teologii religii w wydanym w serii Amateka podręczniku: Człowiek w poszukiwaniu Boga. Problem różnych religii3. Trylogia Schriften zum missionarischen Dialog przynosi jednak szczegółowy wykład inkluzywnej koncepcji teologii religii. Można w niej odnaleźć Pawłowy motyw: teologia z misji i dla misji. Dzięki dziełu H. Bürkle misyjna działalność Kościoła otrzymuje wsparcie ze strony teologii, o co apelował Jan Paweł II w encyklice Redemptoris missio: „gorąco zachęcam teologów i tych wszystkich, którzy oddają się szerzeniu chrześcijańskiej myśli, by coraz bardziej służyli misjom (36). Ponieważ trylogia Schriften zum missionarischen Dialog dotyczy istotnej misji Kościoła, dlatego powinna wzbudzić zdecydowanie większe zainteresowanie, aniżeli pozycje z zakresu pluralistycznej teologii religii, które tą istotną misję Kościoła czynią zbyteczną. Powinna ona inspirować eklezjologów i misjologów oraz tych teologów, którzy zajmują się teologią religii.

 

 

1Zob. J. Hick, Gott und seine vielen Namen, Frankfurt am Main 2001.

2 Szczegółowa bibliografia znajduje się w: Die Weite des Mysteriums. Christliche Identität im Dialog. Für Horst Bürkle (red. K. Krämer, A. Paus) Freiburg-Basel-Wien 2000, 749-771.

3Zob. H. Bürkle, Człowiek w poszukiwaniu Boga. Problem różnych religii, Poznań 1998.