Konferencja naukowa: RAZ JESZCZE O WIERZE

„Wiara i poszukiwanie Boga”. Lumen fidei w perspektywie teologii religii

 

Zakończony w Niedzielę Chrystusa Króla 2013 r. Rok wiary przypomniał, że „bez wiary nie sposób podobać się Bogu” (Hbr 11, 6). Istotę wiary, dzięki której człowiek podoba się Bogu, wyjaśnił papież Franciszek w encyklice Lumen fidei. Papież odwołał się do św. Jana Ewangelisty, który posługuje się dwoma wyrażeniami: „wierzyć Jezusowi” i „wierzyć w Jezusa”. Te dwa wyrażenia oddają istotę wiary (por. J 2, 11; 6, 47; 12, 44). „« Wierzymy » Jezusowi, gdy przyjmujemy Jego słowo, Jego świadectwo, ponieważ On jest prawdomówny (por. J 6, 30). « Wierzymy w » Jezusa, gdy przyjmujemy Go osobiście w naszym życiu, przyłączając się do Niego w miłości oraz idąc za Nim na naszej drodze” (Lumen fidei 18). Wierzyć Jezusowi oznacza więc przyjąć Jego Słowo, które jest prawdą. Natomiast wierzyć w Jezusa oznacza żyć miłością. Wiara jest zatem zespolona z prawdą i miłością. Prawda i miłość są jakby oczami wiary, o czym przypomina encyklika cytując św. Wilhelma z Saint Thierry (urodził się pomiędzy rokiem 1075 a 1080, a umarł w roku 1148 w Signy). Komentując werset z Pieśni nad Pieśniami : „oczy twe jak gołębice” (Pnp 1, 15) św. Wilhelm wyjaśnia, że te dwoje oczu to rozum wierzący i miłość, które stają się jednym okiem, by dochodzić do kontemplacji Boga, gdy intelekt staje się « intelektem oświeconej miłości>” (Lumen fidei 27). Istotę wiary można by więc wyrazić tytułem encykliki Benedykta XVI Caritas in veritate.

Ze względu na to, że wiara jest prawdą w miłości, przypomina ona drogę. Prawda i miłość są bowiem jak niezmierzona kraina, której żadne ludzkie kroki nie mogą przewędrować do końca. Prawda i miłość mają w sobie nieskończoność Boga, który sam jest Prawdą i Miłością. Ponieważ głębia Bożej prawdy i miłości przyzywa ich głębię1, dlatego można mówić o epektasis, czyli dążeniu, które się nie kończy. Będąca prawdą w miłości wiara jest zatem drogą. Według Lumen fidei: „Ze względu na to, że wiara jest podobna do drogi, dotyczy ona również życia ludzi, którzy chociaż nie wierzą, pragną wierzyć i nie przestają szukać” (35). Powstaje zatem problem: w jaki sposób wiara dotyczy tych, którzy chociaż nie wierzą, pragną wierzyć i nie przestają szukać? Czym jest owo pragnienie wiary? Tę kategorię ludzi, którzy chociaż nie wierzą, to pragną jednak wierzyć i nie przestają szukać, można precyzyjniej określić za pomocą Konstytucji dogmatycznej o Kościele II Soboru Watykańskiego. Wspomina ona o tych, „którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”, oraz o tych, „którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie” (16). A zatem jak wiara dotyczy tych, „którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”, oraz tych, „którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie”? Jaki kształt przybiera u nich pragnienie wiary?

Pojęcie „pragnienie wiary” można wyjaśnić przez analogię do chrztu pragnienia, w którym równocześnie wyraża się pragnienie przynależności do Kościoła. List Świętego Oficjum do Abpa Bostonu Cushinga z 1949 r. stwierdza, że: „W nieskończonym swoim miłosierdziu Bóg chciał, aby skutki tych pomocy koniecznych do zbawienia, jakie do osiągnięcia ostatecznego celu człowieka są nakazane z ustanowienia Bożego, a nie z wewnętrznej konieczności, można było osiągnąć w pewnych okolicznościach, jeśli ktoś okaże ich pragnienie lub życzenie (votum vel desiderium). Widzimy to jasno wyłożone na Soborze Trydenckim w odniesieniu tak do sakramentu odrodzenia, jak i do sakramentu pokuty”. To pragnienie chrztu, a co za tym idzie również pragnienie wiary, nie musi być wyraźne. Wskazuje na to cytowany już List Świętego Oficjum: „To zaś pragnienie nie zawsze musi być wyraźne, jak to jest u katechumenów, lecz wtedy również ma miejsce, kiedy człowiek znajduje się w stanie niewiedzy niemożliwej do usunięcia. Bóg także przyjmuje ukryte pragnienia (votum implicitum), nazwane w ten sposób, ponieważ jest ono zawarte w dobrym usposobieniu duszy, dzięki któremu człowiek chce uzgodnić swoją wolę z wolą Bożą”. To pragnienie wiary wypływa z faktu, że człowiek jest obrazem Boga i jako taki jest ukierunkowany ku swojemu Pierwowzorowi. W tym ukierunkowaniu obrazu Boga ku Pierwowzorowi-samemu Bogu, tkwi owo pragnienie wiary.

Problem pragnienia wiary jest aktualny z tego względu, że „bez wiary nie sposób podobać się Bogu” (Hbr 11, 6), a przecież zdecydowana większość współczesnych ludzi nie wierzy Jezusowi i nie wierzy w Jezusa, bo nie przyjmuje Jego słowa, które jest prawdą oraz nie przyłączają się do Niego w miłości. Tym, którzy nie wierzą, ale pragną wierzyć i nie przestają szukać, poświęcony jest nr 35 encykliki Lumen fidei. Niniejsza publikacja chce być komentarzem do tego punktu encykliki. Ten komentarz zostanie dokonany w świetle teologii religii.

Zazwyczaj wyróżnia się trzy koncepcje teologii religii: ekskluzywną, inkluzywną i pluralistyczną. Do przedstawicieli ekskluzywnej teologii religii zalicza się Karla Bartha, który przeciwstawił religie wierze. Religie są jakby oddolnym poszukiwaniem Boga, a wiara jest darem danym niejako „z góry” przez Boga. Reprezentantem inkluzywnej teologii religii jest Karl Rahner, według którego chrześcijaństwo jest obecne we wszystkich religiach lub wszystkie religie – nie wiedząc o tym – wychodzą mu na przeciw. Z kolei według pluralistycznej teologii religii chrześcijaństwo jest jedną z wielu objawionych przez Boga religii. Ponieważ każda religia zawiera Boże objawienie, dlatego wszystkie religie są sobie równe2. Odnosząc te trzy koncepcje teologii religii do wiary można powiedzieć, że w świetle ekskluzywnej koncepcji teologii religii wiara wyklucza wszystkie religie. Z kolei w świetle inkluzywnej teologii religii wiara jest obecna we wszystkich religiach, a wszystkie religie wychodzą jej na przeciw. Natomiast według pluralistycznej koncepcji religii każda religia ma swoją własną wiarę, która dotyczy objawienia jednego z imion Boga. Bóg ma bowiem wiele imion, które objawił w różnych religiach i dlatego wiary w poszczególne Jego imiona, choć między sobą się różnią, to jednak wszystkie są prawdziwe i równe. W każdej z nich można podobać się Bogu, a nie tylko w chrześcijaństwie, które jest przyznaną Europejczykom jedną ze stron Bożego oblicza3 czyli jednym z wielu różnych imion Boga. Lumen fidei zdaje się podpowiadać inkluzywną teologię religii i dlatego też będzie uzasadniana teza, że pragnienie wiary występuje u ludzi,”którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”, oraz „którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie”.

Podstawowym warunkiem pragnienia wiary jest życie tak jakby Bóg istniał, co szczegółowo przejawia się w kroczeniu drogą prawdy i miłości. Taki zaś styl życia implikuje to, co można określić jako „preambułę wiary”.

 

1. Pragnienie wiary jako forma życia „tak jakby Bóg istniał” 

 

Człowiek może odkryć Boga w swojej stworzoności. Różnorakie uwarunkowania i zależności uświadamiają mu, że nie jest Bogiem lecz stworzeniem. Według Lumen fidei ludzie „Starają się działać tak, jakby Bóg istniał, niekiedy dlatego, że jest On ważny, by znaleźć trwałe odniesienia w życiu wspólnym lub są spragnieni światła pośród mroków, albo również dlatego, że dostrzegając, jak wielkie i piękne jest życie, intuicyjnie wyczuwają, że obecność Boga uczyniłaby je jeszcze większym” (35).

Na ważność Boga w życiu wspólnym wskazuje uniwersalizm chiński, w którym dominujące miejsce zajmuje cześć oddawana Niebu. Niebo jest ostatnią instancją, przed którą odpowiedzialny jest człowiek. Przed Niebem będzie on musiał złożyć ostateczny rachunek. Dlatego respektuje nakreślony przez Niebo prawy porządek. Zachowywanie tego porządku jest gwarancją istnienia narodu4.

Światłem pośród mroków życia chce być buddyzm. Według Buddy przyczyny różnych mroków nie tkwią w okolicznościach zewnętrznych, lecz w zachowaniu samego człowieka. To „żądza bytu” jest źródłem czynników powodujących wszelkie cierpienie. Wyzwoleniem z tego cierpienia jest nirwana, czyli stan likwidujący cierpienie, do którego człowiek dochodzi poprzez wyzbycie się owej żądzy bytu, czyli kurczowego trzymania się pragnienia istnienia5.

Wielkość i piękno życia dostrzegają wyznawcy religii plemiennych, którzy wierzą w moc podtrzymującą życie. Wszelkie praktyki religijne służą zdobywaniu życia, siły lub siły życia mającej życie wzmacniać i zabezpieczać6.

Ci, którzy żyją „jakby Bóg istniał”, choć nie znają Księgi Rodzaju, to jednak szanują to wszystko, co według tej Księgi wyszło z zamysłu Bożego: płeć, małżeństwo, prokreację, dzień święty. Ponieważ przyjmują to, co wyszło z zamysłu Bożego w akcie stworzenia, dlatego można powiedzieć, że ich wiara mieści się w ramach pierwszego artykułu chrześcijańskiego Credo. W tym, co stworzone odkrywają oni Boga, w którego wierzą chrześcijanie7. Ta znajomość Boga jest już pierwszą formą wiary. „Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że [Bóg] jest” (Hbr 11, 6). Ci, którzy w oparciu o to, co stworzone, wierzą, że Bóg jest, należą do przymierza kosmicznego. O tym przymierzu mówią rozdziały 8 i 9 Księgi Rodzaju. Na mocy tego przymierza Bóg szanuje porządek kosmosu (Rdz 8, 22). Przymierze to dotyczy całej ludzkości i jest nieodwołalne (Rdz 9, 16). Obowiązkiem człowieka, wynikającym z tego przymierza, jest szacunek wobec życia i jego przekazywanie (Rdz 9, 5-8). Do tego przymierza nawiązuje Apostoł Paweł w Listrze8 i w Atenach9. Poganie potrafili więc rozpoznać znaki Boże w codziennych doświadczeniach swego życia, w następstwie pór roku, w urodzajności ziemi i w całym ruchu kosmosu10.Dlatego według Tomasza z Akwinu poganie „choć nie mieli wyraźnej wiary, mieli przecież wiarę domyślną, wierząc w Opatrzność, że Bóg ratuje ludzi sposobami sobie właściwymi” (Suma teologiczna II-II, 2, 7, Ad 3.).

Pomimo, że Bóg poprzez kosmos objawia się poganom, to jednak większość z nich nie rozpoznaje Go, tak że Jean Danielou mówi o prawie „powszechnej apostazji”11. Pomimo tej powszechnej apostazji są jednak poganie, którzy rozpoznali Boga. Lumen fidei wspomina o Ablu i Henochu, których Danielou zalicza do świętych „pogan”. To stwierdzenie może wydawać się paradoksalne. Jest ono jednak zgodne z nauczaniem wielu teologów, którzy potwierdzali możliwość poznania prawdziwego Boga przez człowieka dzięki Jego objawieniu poprzez kosmos. Wyrażenie święci poganie jest lepsze od wyrażenia niewierni, ponieważ, według Listu do Hebrajczyków, ta znajomość Boga jest już pierwszą formą wiary. Abel i Henoch nie są wyznawcami religii Izraela, bo żyli przed Abrahamem. Nie są tym bardziej chrześcijanami. Danielou uważa, że byli wyznawcami, a nawet świętymi religii „kosmicznej”12. List do Hebrajczyków wychwala wiarę Abla i Henocha (11, 4-5). Z powodu wiary Abla Bogu spodobały się jego dary z pierwocin bydła. (por. Hbr11, 4). „Złożony przez Abla w ofierze baranek jest zatem pierwszą ze wszystkich figur i antycypacji Baranka, którego krew obmywałaby grzech świata”13. Tomasz z Akwinu uważa, że poganie mogli wierzyć nie tylko w Opatrzność, lecz również w tajemnicę wcielenia i odkupienia: „Po upadku zaś wierzono wyraźnie w tajemnicę wcielenia Chrystusa, i to nie tylko w samo wcielenie, ale również w mękę i zmartwychwstanie, którymi miał być ród ludzki uwolniony od grzechu i śmierci; inaczej nie przedstawiano by męki Chrystusa za pomocą niektórych ofiar i to tak przed, jak i po ogłoszeniu prawa (mojżeszowego). A sens tych ofiar jasno rozumieli ludzie znaczniejsi; prostaczkowie zaś, pod zasłoną tych ofiar, dopatrując się, z rozporządzenia Bożego, przyszłego Chrystusa, posiadali poniekąd zamglone poznanie” (Suma teologiczna II-II, 2, 7). Ze względu na podobieństwo pomiędzy końcem życia Henocha i Eliasza Danielou nazywa tego pierwszego: „pogańskim apostołem pogańskiego świata” i „świadkiem prawdziwego Boga pośród świata, który pogrąża się w bałwochwalstwie”14. Henoch bowiem ogłaszał poganom istnienie jednego Boga i tajemnicę Jego opatrzności w świecie. Według Tomasza z Akwinu: „Wiara zaś w Opatrzność zawiera wszystko, co Bóg ustanowił dla zbawienia ludzkiego w doczesności, co jest też drogą do szczęścia” (Suma teologiczna II-II, 1, 7). Religia kosmiczna, której wyznawcami byli Abel i Henoch, może być uznana za pierwszą formę wiary w Chrystusa. Według Tomasza z Akwinu substancją wiary jest bowiem zawsze Chrystus. Jego czas zwie się: „Pełnią czasu”; i dlatego im kto był bliżej Chrystusa, czy to przed, jak Jan Chrzciciel, czy to po, jak Apostołowie, tym pełniej poznawał tajemnice wiary” (Suma teologiczna II-II, 1, 7.). Ci, którzy byli dalej od Chrystusa, jak Abel i Henoch, również poznawali tajemnice wiary, choć w sposób niedoskonały. Jednak i to niedoskonałe poznanie tajemnic wiary prowadziło do Chrystusa, czego przykładem są Mędrcy. Według Lumen fidei „Bóg jest światłością i może Go spotkać również ten, kto Go poszukuje ze szczerym sercem. Obrazem tego poszukiwania są Mędrcy, prowadzeni przez gwiazdę aż do Betlejem (por. Mt 2, 1-12). W Mędrcach wypełniło się pragnienie wiary obecne u pogan. Znaleźli oni Tego, w którego w sposób niedoskonały wierzyli Abel i Henoch. „Domyślna wiara” Abla i Henocha stała się w przypadku Mędrców „wiarą wyraźną” (por. Suma teologiczna II-II, 2, 7 Ad 3).

Wśród pogan nie brakuje więc tych, którzy żyją „jakby Bóg istniał”. To życie jakby Bóg istniał przejawia się w trwałych odniesieniach do Boga w życiu społecznych, w widzeniu w Bogu światła pośród mroków życia oraz szacunku do samego życia. Takich ludzi można by określić za Danielou „świętymi poganami”. Ich „domyślna wiara”, „niedoskonała wiara”, „pierwsza forma wiary” składa się na pragnienie wiary. Ono występuje nie tylko u dawnych pogan, ale i u tych, którzy dzisiaj „szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”, oraz „bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie”.

 

2. Pragnienie wiary jako forma życia prawdą i miłością

 

Według Lumen fidei wiara jest zespolona z prawdą (25) i z miłością (26). Gdy chodzi o prawdę, to według Benedykta XVI jest ona Logosem (CiV nr 23) Po raz pierwszy pojęcie Logos pojawia się u Heraklita, dla którego oznaczało ono ukrytą mocą Bożą. Ta moc udziela swojej potęgi wszystkim kosmicznym bytom oraz porządkuje i gwarantuje ich planowy bieg. Dalszy historyczno-religijny rozwój nauki o Logosie przypisuje mu funkcję pośrednika między Bogiem a światem oraz udział w upadku i wybawieniu świata i ludzkości. Wszystkie wymiary i funkcje, jakie świat grecki przypisywał Logosowi, wykorzystał św. Jan w Prologu swojej Ewangelii do wyrażenia tajemnicy Wcielenia. Jezus Chrystus łączy w sobie wszystkie funkcje przypisywane Logosowi15. Przez Logos „wszystko się stało” (J 1, 3) i dlatego ślady Logosu są we wszystkim co istnieje. Logos oświeca również każdego człowieka przychodzącego na świat (J 1, 9) i dlatego ślady Logosu można odnaleźć we wszystkich ludziach. Logos przynosi więc całą prawdę o Bogu, człowieku i kosmosie. Z tego względu już dla św. Justyna chrześcijaństwo stanowiło pełnię prawdy, której fragmenty znali jednak już pogańscy filozofowie. „Wszystko bowiem, co kiedykolwiek filozofowie i prawodawcy dobrego odkryli lub wypowiedzieli, uczynili to dzięki temu, co częściowo znaleźli lub ujrzeli właśnie w Logosie” (Apologia II, 10,2). Justyn odkrywa w filozofii nasiona, czy zarodki Logosu (spermata tou logou, logoi spermatikoi). Starożytne chrześcijaństwo opowiedziało się więc za Logosem przeciwko mitowi. Ziarna, czy zarodki Logosu widziano więc w filozofii, a nie w mitach16. „Faktycznie nie ma wielkiej filozofii, która nie przyjmowałaby wyjaśnień i wskazówek od przekazów religijnych; zarówno gdy myślimy o filozofii Grecji i Indii”17. Z tego też względu pomimo, że w imię filozofii bogowie zostali strąceni z cokołów, to jednocześnie uważano, że byli oni jakimś przeczuciem prawdziwego Boga. Dlatego też kultowi upadłych bogów nadawano nowe znaczenie, co widoczne jest np. w Rzymie, gdzie wezwanie kościoła Santa Maria sopra Minerwa ukazuje zarówno zerwanie z dawnym kultem, jak i jego przemianę18. W ziarnach, czy zarodkach Logosu obecnych w filozofii – a nie ma wielkiej filozofii, która nie przyjmowałaby wyjaśnień i wskazówek od przekazów religijnych – można widzieć pragnienie wiary.

Ponieważ wiara działa przez miłość (Ga 5, 6), dlatego w autentycznej miłości, którą opisuje Apostoł Paweł w 13 rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian można widzieć pragnienie wiary. W buddyzmie ziarna caritas w sensie ewangelicznym można widzieć w pojęciu metta. Pojęcie to chce oddać spojrzenie na drugiego człowieka współczującym okiem. Ma ono miejsce tam, gdzie udzielana jest innym ludziom pomoc w kroczeniu drogą prowadzącą do wyzwolenia od siebie samego. Nie jest to charytatywna służba z Jezusowej przypowieści o Samarytaninie, lecz pomoc w czynieniu postępów w nauce Buddy19. O tym, że w religiach tkwią ziarna caritas w sensie ewangelicznym, może świadczyć zaangażowanie religii na rzecz pokoju, które znalazło wyraz na Światowym Dniu Modlitwy o Pokój, zwołanym 27 października 1986 w Asyżu z inicjatywy Jana Pawła II . W 25 rocznicę tego wydarzenia Benedykt XVI w wygłoszonym w Asyżu przemówieniu bronił religii przed zarzutem motywowania przemocy: „Krytyka religii, począwszy od iluminizmu, nieustannie utrzymywała, jakoby religia była przyczyną przemocy. Dlatego podburzała do wrogości wobec religii”. Przemoc w imię religii jest wypaczeniem religii. Benedykt XVI uznał przemoc w imię chrześcijaństwa za „bezprawne użycie religii chrześcijańskiej, w oczywistej sprzeczności z jej naturą”. Albowiem Bóg, w którego wierzą chrześcijanie, jest Stwórcą i Ojcem wszystkich ludzi, z czego wynika, że wszystkie osoby są dla siebie braćmi i siostrami, i stanowią jedną rodzinę20. Horst Bürkle wykazał, że motyw „Ojcze nasz” jest obecny w religiach naturalnych Afryki21 i w nowym hinduizmie22. Tam, gdzie w religiach pojawia się motyw „Ojcze nasz”, tam też dochodzi do głosu wniosek – ludzie są braćmi i siostrami i nie mogą toczyć wojen. Spotkania w Asyżu nie zniosły różnic pomiędzy religiami, lecz pokazały, że pokój może być wspólnym językiem religii – religijnym esperanto23.

Wierzyć Jezusowi oznacza więc przyjąć Jego Słowo, które jest prawdą. Natomiast wierzyć w Jezusa oznacza żyć miłością. Dlatego poszukiwanie prawdy i czynienie miłości są formą pragnienia wiary. Szukanie prawdy jest jakby „przedwiedzą” o tajemnicy Chrystusa, a czynienie miłości życiem na drodze ku wierze. Poszukiwanie prawdy i życie miłością można uznać za „preambułę” wiary, która jest miłością w prawdzie.

 

3. Pragnienie wiary jako preambuła wiary 

 

 

Próba spojrzenie na Lumen fidei w świetle inkluzywnej teologii religii pozwala dostrzec pragnienie wiary u tych, „którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”, oraz u tych, „którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie”. W tym pragnieniu wiary jest już preambuła wiary. Za tą preambułę wiary można uznać ich życie jakby Bóg istniał, które wyraża się w poszukiwaniu prawdy i czynieniu miłości. W takiej formie życia można widzieć „domyślą wiarę”, „niedoskonałą wiarę” lub „pierwszą formę wiary”. Ta domyślna i niedoskonała wiara, czy też pierwsza forma wiary, mają się do wiary będącej uwierzeniem Jezusowi i wierzeniem w Jezusa, tak jak peryferie do centrum. Ku temu centrum, którym jest Jezus Chrystus, ukierunkowane są peryferie, czyli „domyślna wiara”, „niedoskonała wiara”, czy też „pierwsza forma wiary”. W tych więc, „którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”, oraz „którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie” jest jakaś wewnętrzna dynamika ku wierze chrześcijańskiej. Można ją określić jako „pragnienie wiary”, które jednak nie zawsze musi być wyraźne, jak u katechumenów, lecz może być ukryte, kiedy człowiek znajduje się w stanie niewiedzy niemożliwej do usunięcia. Podstawą teologiczną do tego, aby mówić o pragnieniu wiary jest to, że „Człowiek nie stał się przecież zupełnie ślepy na Boga; jako katolicy nie uważamy, że grzech pierworodny spowodował całkowitą ślepotę i absolutne zniszczenie. Wciąż jeszcze Bóg mówi w człowieku. Tak więc w religiach możemy odnaleźć to pierwotne odsłonięcie się Boga, chociaż jest ono w różny sposób zaciemnione”24. Dlatego Lumen fidei naucza, że „Nie ma żadnego ludzkiego doświadczenia, żadnej drogi człowieka do Boga, której to światło nie mogłoby przyjąć, oświecić i oczyścić. Im bardziej chrześcijanin zagłębia się w krąg otwarty przez Chrystusowe światło, tym bardziej staje się zdolny zrozumieć i towarzyszyć każdemu człowiekowi w drodze do Boga. Nie ma żadnego ludzkiego doświadczenia, żadnej drogi człowieka do Boga, której to światło nie mogłoby przyjąć, oświecić i oczyścić” (35).

Uzasadnieniem tezy, że pragnienie wiary występuje u ludzi,”którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”, oraz u tych „którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie”, może być również liturgia. Kanon rzymski wspomina dwóch świętych pogan z kosmicznej religii: Abla i Melchizedeka. Według Danielou „Złożony przez Abla w ofierze baranek jest zatem pierwszą ze wszystkich figur i antycypacji Baranka, którego krew obmywałaby grzech świata. […]. To dlatego właśnie rysunki z katakumb z upodobaniem przedstawiają ofiarę Abla i dlatego też Kanon mszalny będzie w niej widział jedną z najwznioślejszych i najstarszą w każdym przypadku zapowiedź misterium Krzyża”25. Abel jest także pierwszym z męczenników, o czym zaświadczył sam Jezus: „Tak spadnie na was wszystka krew niewinna przelana na ziemi, począwszy od krwi sprawiedliwego Abla” (Mt 23, 35). „Abel, jak baranek prowadzony na rzeź, towarzyszy Kainowi w drodze na pole. Nie opiera się przemocy:<Dręczono Go, lecz sam dał się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich> (Iz 53, 7). Przed chwilą ukazał się nam jako kapłan, który składa w ofierze baranka. […] Teraz on sam jest barankiem. I to właśnie w tym szczególe znakomicie i dosłownie zapowiada Chrystusa, który sam także będzie kapłanem i ofiarą. Podobieństwo jest tak mocne, że rzymska Prefacja poświęcenia ołtarza wpisuje zabójstwo Abla w kontekst liturgiczny: <Niech ten ołtarz będzie dla Ciebie jak ten, który Abel – poprzednik w Jego męce tajemnicy zbawienia, zamordowany przez swojego brata – nasycił i poświęcił krwią nową>”26. Oprócz Abla w Kanonie rzymskim wspominany jest Melchizedek. Ta wzmianka o nim wskazuje na to, że „również ofiary świata pogańskiego zostają odebrane i przyjęte w ofierze wiecznego Arcykapłana”27. Ofiary Abla i Melchizedeka oraz ich kapłaństwo prowadziły więc do Chrystusa lub też Jego światło rzuca na nie swoje promienie. Wzmianka o tych ofiarach w chrześcijańskiej liturgii świadczy o tym, że również pogański kult można uznać za peryferia prowadzące do centrum, którym jest doskonały kult oddawany Bogu przez Chrystusa, a uobecniany w chrześcijańskiej liturgii. Chrześcijańska liturgia wspominająca ofiary Abla i Melchizedecha jest świadectwem tego, że wiara tych pogan, z jaką składali Bogu swoje ofiary, jest preambułą wiary Jezusowi i wiary w Jezusa.

Skoro wśród tych, „którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”, oraz tych „którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie” można znaleźć preambułę wiary Jezusowi i w Jezusa, to można pytać, dlaczego we współczesnym świecie jest tak źle z wiarą wśród ludzi, skoro na gruncie teologii jest tak dobrze? Czyż pielgrzymki Jana Pawła II z przesłaniem wiary aż po „krańce świata” nie powinny pomóc tym, którzy mają „domyślną wiarę”, „niedoskonała wiarę”, „pierwszą formę wiary”, przejść do uwierzenia Jezusowi i uwierzenia w Jezusa? Czyż nie powinny usunąć stanu niewiedzy i przyczyniać się do masowego przechodzenia z peryferii do centrum – od preambuły wiary do samej wiary? Czy można jeszcze mówić o stanie niewiedzy niemożliwej do usunięcia? Każde przymierze, czy to noaickie, synaickie, czy to z Golgoty, związane jest z apostazją, która przybiera formę bałwochwalstwa. Według Lumen fidei „Historia Izraela ukazuje nam również pokusę niewiary, której lud wielokrotnie ulegał. Przeciwieństwo wiary jawi się tutaj jako bałwochwalstwo. Gdy Mojżesz rozmawia z Bogiem na Synaju, lud nie potrafi znieść tajemnicy ukrytego oblicza Bożego, nie potrafi wytrzymać czasu oczekiwania” (13). Bałwochwalstwo nie należy do przeszłości. Lumen fidei pisze o współczesnych formach bałwochwalstwa: „bożek jest pretekstem do tego, by postawić samych siebie w centrum rzeczywistości, adorując dzieło własnych rąk”. W tym ubóstwianiu człowieka i jego dzieł dochodzi do głosu rajska pokusa: „być tak jak Bóg” (Rdz 3, 5). Ona jest źródłem apostazji, która towarzyszy poszczególnym przymierzom. Choć grzech pierworodny nie spowodował całkowitej ślepoty człowieka na Boga i absolutnego zniszczenia pragnienia wiary, to jednak jego ciemności przybierają wciąż nowe formy jak np. relatywizm, czy „okaleczenie rozumu”. Relatywizm uderza w poszukiwanie prawdy, bo jego jedynym dogmatem jest przekonanie, że nie ma prawdy. Z kolei „okaleczony rozum” nie jest w stanie wznieść się od niewidzialnego świata do jego niewidzialnego Stwórcy. Trzeba nadto pamiętać, że wiara Jezusowi i wiara w Jezusa implikuje synergizm łaski i wolnej woli człowieka. Wincenty Granat twierdzi, że: „Bóg daje łaskę w sposób wystarczający i wyraźny, by można wierzyć, jednak człowiek niekiedy odrzuca ją, ale i w takich wypadkach Stwórca nie zaniedbuje niczego, by mu ułatwić przyjście do wiary”28. Szansą na łaskę wiary były liczne pielgrzymki Jana Pawła II. Dzięki mediom jego przemówienia docierały do milionów. Wystarczyło włączyć telewizor lub sięgnąć po gazetę. Jednak decyzja o włączeniu telewizora, czy przeczytaniu gazety, zależy od człowieka, który ma wolną wolę, a decyzja tej wolnej woli nie zawsze jest taka, jak w przypadku młodego człowieka, który w czasie spotkania Jana Pawła II z młodzieżą w Paryżu publicznie wyznał, że jest ateistą, ale przyszedł na spotkanie z papieżem, bo nie chciał rozminąć się z szansą wiary, jaką daje obecność papieża29. Bóg daje szansę wiary, ale człowiek decyzją swojej wolnej woli może ją wykorzystać lub z nią się rozminąć. Wiara nie jest wynikiem wolnej decyzji człowieka lecz inicjuje ją łaska, ale też bez odpowiedzi człowieka nie ma przejścia z preambuły wiary do samej wiary.

 

1Por. Ps 42, 8: „głębia przyzywa głębię hukiem wodospadów”.

2H. Bürkle, Geheimnis der Völker, Sankt Ottilien 2013, 472-473.

3Tamże, 479.

4H. Bürkle, Człowiek w poszukiwaniu Boga. Problem różnych religii, Poznań 1998, 161-162.

5Tamże, 146-145.

6Tamże, 98.

7H. Bürkle, Geheimnis der Völker, dz. cyt., 536.

8 „Nauczamy was, abyście odwrócili się od tych marności do Boga żywego, który stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich się znajduje. Pozwolił On w dawnych czasach, że każdy naród chodził własnymi drogami, ale nie przestawał dawać o sobie świadectwa czyniąc dobrze. Zsyłał wam deszcz z nieba i urodzajne lata, karmił was i radością napełniał wasze serca” (Dz 14, 15-17).

9 „Przechodząc bowiem i oglądając wasze świętości jedną po drugiej, znalazłem też ołtarz z napisem: „Nieznanemu Bogu”. Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając. Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko. On z jednego [człowieka] wyprowadził cały rodzaj ludzki, aby zamieszkiwał całą powierzchnię ziemi. Określił właściwie czasy i granice ich zamieszkania, aby szukali Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, jak też powiedzieli niektórzy z waszych poetów: „Jesteśmy bowiem z Jego rodu”. Będąc więc z rodu Bożego, nie powinniśmy sądzić, że Bóstwo jest podobne do złota albo do srebra, albo do kamienia, wytworu rąk i myśli człowieka” (Dz 17, 23-29).

10Zob. J. Danielou, Święci „poganie” Starego Testamentu, Kraków 2013, 10-14.

11Tamże, 13.

12Tamże, 6.

13Tamże, 25.

14Tamże, 34.

15 H. Bürkle, Człowiek w poszukiwaniu Boga. Problem różnych religii, dz. cyt., 22-23.

16J. Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, Kraków 2006, 139, por. H. Bürkle, Erkennen und Bekennen, Sankt Ottilien 2010, 39.

17J. Ratzinger, Wiara-prawda-tolerancja, Kielce 2005, 166.

18J. Ratzinger, Wiara-prawda-tolerancja, dz. cyt., 182-183.

19H. Bürkle, Człowiek w poszukiwaniu Boga. Problem różnych religii, dz. cyt., 221-222.

20Benedykt XVI, Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za sprawę pokoju, L`Osservatore Romano, Numer 1 (339) 2012, 28.

21Zob. H. Bürkle, Erkennen und Bekennen, Sankt Ottilien 2010, 310-314.

22Zob. H. Bürkle, Glaube sucht Begegnung, Sankt Ottilien 2013, 376-390.

23Tamże, 7.

24Rozmowa z kardynałem Josephem Ratzingerem, O nihilizmie, piekle i kryzysie Kościoła, Fronda Nr 15/16, Rok 1999, 8.

25J. Danielou, dz. cyt., 25.

26Tamże, 27.

27Tamże, 75.

28 W. Granat, Teologiczna wiara nadzieja i miłość, Lublin 1960, 220. 

29 A. Frossard, Rozmowy z Janem Pawłem II, Liberia Editrice Vaticana 1982, 49.

 

 

Nabożeństwo Ekumeniczne Góra Śląska, 9 luty 2014

KAZANIE KS. KRZYSZTOFA WOLNICY (Kościół Ewangelicko – Metodystyczny)

 

 

Wy jesteście światłością świata;… Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.” (Mt 5,14.16) [1]

 

W imię Boga Wszechmogącego, Ojca, Syna i Ducha Świętego. Amen!

 

Czcigodny Księże Profesorze, Księże Proboszczu, dostojni Księża! Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie!

 

Kim jestem? To pytanie, które zadaje sobie niejeden raz w życiu każdy z nas. To pytanie, które zadajemy sobie w młodości, w kwiecie wieku oraz gdy nasze życie zbliża się do „zachodu słońca”. To pytanie, na które każdy może i odpowiada w inny sposób, i na które odpowiadamy różnie w zależności od lat, które są już za nami lub w zależności od aktualnego etapu życia.

Przecież to, kim jestem definiują czynniki wewnętrzne, między innymi geny odziedziczone po przodkach, ale nie tylko geny skoro Bóg mówi: „Wybrałem cię sobie, zanim cię utworzyłem w łonie matki, zanim się urodziłeś, poświęciłem cię,… przeznaczyłem cię” (Jr 1,5) do mojej służby. Prorok Izajasz retrospektywnie stwierdza: „Pan powołał mnie od poczęcia, od łona matki nazwał mnie po imieniu…, który mnie stworzył swoim sługą od poczęcia” (Iz 49,1. 5). Apostoł Paweł nie ma wątpliwości, że „się upodobało Bogu, który mnie sobie obrał, zanim się urodziłem i powołał przez łaskę swoją, żeby objawić mi Syna swego, abym go zwiastował…” (Ga 1,15-16) wszystkim narodom.

O tym, kim jestem decydują także czynniki zewnętrzne. Decyduje o tym środowisko, w jakim się wychowywałem, ludzie, których spotkałem w swoim życiu oraz to, co zobaczyłem. Na to, kim jestem ma wpływ także to, czego w życiu doświadczyłem od dzieciństwa, zarówno dobrego jak i złego, radosnego i smutnego.

O tym, kim jestem decyduje także to, co jest dla mnie ważne i istotne oraz to, co ma znaczenie drugorzędne lub zupełnie nieistotne.

 

Kim jestem? To pytanie, które powinien zadawać sobie każdy chrześcijanin, a więc każdy, kto uważa się za ucznia Jezusa Chrystusa, który sam powiedział o sobie: „Ja jestem światłością świata” (J 8,12). Chrystus jest światłością świata, jedyną prawdziwą i realną światłością świata. A skoro Chrystus jest światłością świata to każdy, kto wierzy, że Jezus jest jego Panem i Zbawicielem na pytanie, „kim jestem?” znajdzie jasną i prostą odpowiedź w słowach Pana z Kazania na Górze: „Wy jesteście światłością świata”. Jezus mówi dziś do nas: „ponieważ jesteście moimi uczniami, który niosą swój idą krzyż i idą za mną jesteście także światłością świata”. [2]

 

Lecz tak jak księżyc świeci światłem odbitym od słońca, tak chrześcijanin może jedynie święcić światłem odbitym od Tego, który jest jedynym źródłem światła, od Jezusa Chrystusa, który jest światłością świata. Światłość, którą może świecić chrześcijanin jest światłością podarowaną mu przez Trójjedynego Boga. Jest to światłość życia, które jest zgodne z przykazaniem miłości do Boga i bliźniego. Jest to światłość naszego naśladowania Jezusa Chrystusa w myśli, mowie i uczynku. Jest to światłość naszego życia w Chrystusie i z Chrystusem.

 

Siostry i Bracia! Bez wiary w Jezusa Chrystusa nie może w nas być żadnej światłości, i nie możemy być światłością świata, nie będąc przez Ducha Świętego złączeni ze Zmartwychwstałym Panem. Zmartwychwstały, Żyjący Chrystus jest jedynym źródłem naszego życia w światłości i mówi dziś do nas: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia.” (J 8,12) [3]Jak dawniej latarnia morska świecąc, rozświetlała ciemności spowijające morski brzeg i umożliwiała statkom bezpiecznie wpłyniecie do portu, tak Chrystus swoim światłem rozświetlała ciemności ludzkich serc pozwalając nam bezpiecznie wpłynąć na spokojne wody wiary i światłości zbawienia. Apostoł Paweł mówi do Efezjan: „Wprawdzie niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu. Postępujecie więc jak dzieci światłości.” (Ef 5,8) [4]

 

Skoro, jako chrześcijanie jesteśmy „światłością w Panu” Jezusie, a nie sami z siebie, jeżeli jesteśmy światłością to istotne jest byśmy sobie uświadomili, że mamy do spełnienia zadanie, które polega na zaniesieniu światłości Chrystusa, światłości Ewangelii do świata pogrążonego w ciemności grzechu i negacji istnienia Boga i Jego bezgranicznej i wszechogarniającej miłości. W dzisiejszej Ewangelii Jezus z Nazaretu mówi o naszym chrześcijańskim zadaniu: „Nie zapalają też świecy i nie stawiają jej pod korcem, lecz na świeczniku, i świeci wszystkim, którzy są w domu. Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.” (Mt 5,15-16)

 

Obecnie żyjemy w świecie światła, światła lamp rozświetlają ulice naszych miast, miasteczek i wiosek. Podświetlone i widoczne z daleka są kościoły, budynki użyteczności publicznej, a także obiekty zabytkowe. Zbliżając się do dużych aglomeracji miejskich nieraz z odległości kilkunastu kilometrów widzimy nad nimi świetlną łunę. Tylko z dala od miast i wiosek, w lesie, nad morzem czy w górach możemy doświadczyć potęgi ciemności, jakiej doświadczali nasi przodkowie. W minionych wiekach noc była światem ciemności z rzadka rozświetlanym przez słabe światło gwiazd i księżyca. Dlatego w czasach Jezusa z Nazaretu światło było bardzo cenne, i gdy ktoś zapalał światło to nie stawiał go pod korcem, nie ukrywał go tylko dla siebie, lecz ustawiał lampkę oliwną na świeczniku, pośrodku pokoju, aby jej światło oświetlało jak największą przestrzeń.

 

Ustawiano lampki także w oknach by idący drogą człowiek nie zabłądził. I tak jak lampka oliwna płonąca w oknie izraelskiego domu wskazywała wędrowcowi drogę ratując go przed zagubieniem się w ciemności nocy, tak światło Jezusa Chrystusa ratuje ludzi pogrążonych w ciemności grzechu dając im szanse znalezienia drogi do domu Ojca. Dlatego znając Chrystusa powinniśmy być tymi, którzy odbijają światło przyniesione na świat przez Słowo, które stało się ciałem [5]; powinniśmy być tymi, którzy odbijają światło łaski i pokoju Chrystusowego.

 

Światła zbawienia, światła życia wiecznego, które zajaśniało w naszych duszach dzięki Jezusowi Chrystusowi nie możemy zatrzymać tylko dla siebie. Nie wolno nam światła miłości Boga i bliźniego stawiać pod korcem. Jesteśmy wezwani do tego by światło łaski, które otrzymaliśmy mogło stać się udziałem innych ludzi. Bowiem „dla prawdziwego chrześcijanina jest rzeczą niemożliwą ukrywanie religii Jezusa Chrystusa” [6] i stawianie jej pod korcem. Ukryte, niewidoczne i niedostrzegane przez świat chrześcijaństwo „nie może być religią Jezusa Chrystusa. Jeśli jest jakaś religia, którą można zataić, nie może nią być chrześcijaństwo. Jeśli chrześcijanin mógłby ukrywać swoją pobożność, nie mógłby zostaćporównany do miasta położonego na górze, do światłości świata” [7], która jak księżyc świecący na niebie może być widziana przez wszystkich ludzi na ziemi. „Jest celem [naszego] Boga, żeby każdy chrześcijanin rzucał się w oczy, przynosił światło wszystkim dookoła i w sposób jawny wyznawał Jezusa Chrystusa” [8], jako swojego Pana i Zbawiciela.

 

Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie! Tegoroczny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan przebiegał pod znamiennym hasłem: „Czy Chrystus jest podzielony?” [9] Oczywiście w odpowiedzi na to pytanie, jako chrześcijanie wspólnie stwierdzamy, że Chrystus nie może być i nie jest podzielony! Podzieleni jesteśmy my, Jego uczniowie! Lecz pomimo naszej podzielonej różnorodności, która jest najbardziej dostrzegalna w Liturgii, pomimo naszych niedostatków i ułomności możemy przede wszystkim dzięki wspólnej i szczerej modlitwie być światłością świata.

Metropolita Wrocławski Kościoła Rzymskokatolickiego, abp Józef Kupny podczas tegorocznego Tygodnia wspólnej modlitwy powiedział, że „potrzebujemy wspólnej modlitwy, która nas chrześcijan, zbliża do siebie. Potrzebujemy wspólnego świadectwa wiary, nadziei i miłości” [10], bowiem „nasza wspólna modlitwa oraz życzliwość czyni nas uczestnikami troski Chrystusa o naszą jedność… Przychodzę do was ze słowami troski, pokoju, miłości i życzliwości. Okazujmy sobie wzajemnie braterską miłość i życzliwość”. [11]

Bracia i Siostry w Chrystusie! Okazujmy sobie wzajemnie braterską miłość i życzliwość, a wtedy naprawdę będziemy światłością świata niosącą wszystkim zagubionym w ciemnościach nadzieję światła życia wiecznego. Okazujmy sobie wzajemnie braterską miłość i życzliwość a wtedy będziemy wiedzieli, kim naprawdę jesteśmy.

Amen!

Homilia wygłoszona w Parafii Rzymskokatolickiej pw. Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Górze (Śląskiej), w dniu w 9.02.2014.

 

[1] Jeżeli nie jest znaczone inaczej cytaty pochodzą z: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Warszawa 1975

[2] Por. Mt 16,24

[3] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych ze wstępami i komentarzami, Poznań, 1992

[4] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych ze wstępami i komentarzami, Poznań, 1992

[5] Por. J 1,14

[6] Jan Wesley, Kazanie dwudzieste czwarte. O kazaniu na górze naszego Pana (rozprawa czwarta), w: Jan Wesley, Poucz mnie o tym czego nie wiem. Zbiór kazań, Warszawa, 2001, s. 285

[7] Tamże, s. 286

[8] Tamże, s. 287

[9] Por. 1 Kor 1,13

[10] Homilia wygłoszona 19.01.2014 w Ewangelicko-Augsburskim kościele „Opatrzności Bożej” we Wrocławiu.

[11] „Słowo” po zakończeniu Liturgii „Wielkiej Wieczerni” w Katedrze Prawosławnej p.w. Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy, 26.01.2014

 

 

ROWEREM ŚLADAMI BENEDYKTA XVI

 

 

 

 

I dzień, niedziela, 4 sierpnia (Magdalena Piekarska)

 

Benediktweg to nazwa ścieżki rowerowej, która została wytyczona kilka miesięcy po wyborze Józefa Ratzingera na następcę św. Piotra. Trasa Benedykta XVI obejmuje miejscowości związane z życiem papieża, począwszy od jego najmłodszych lat życia. Benediktweg liczy oficjalnie 248 km a najważniejszymi punktami w jej planie są: Marktl, Altötting, Tittmoning, Traunstein oraz Aschau.

Plan naszej wyprawy został nieco zmodyfikowany. Poza miejscami wyznaczonymi w przewodniku, a więc znajdującymi się na terenie Bawarii, postanowiliśmy zobaczyć kilka miejscowości po austriackiej stronie – a konkretnie Braunau, Oberndorf i Salzburg.

Dwa dni przed rozpoczęciem wyprawy spędziliśmy w Monachium. W stolicy Bayern trzeba zobaczyć Marienplatz, a więc Plac Mariacki, w którego centrum znajduje się kolumna a na jej szczycie figura Marki Bożej wzniesiona w momencie zagrożenia groźną epidemią choroby. Marienplatz otacza z jednej strony przepiękny ratusz. Nieopodal znajduje się katedra Najświętszej Maryi Panny, w której 28 maja 1977 roku Joseph Ratzinger przyjął święcenia biskupie. Frauenkirche przyciąga pielgrzymów również ze względu na znajdującą się tam kaplicę św. Benona, biskupa Miśni (w latach 1066 – 1106), który od 1580 uznany został za patrona Bawarii i Monachium. W stolicy Bayern warto również zobaczyć ogród angielski – jest on największy w całej Europie. Englischer Garten to przede wszystkim raj dla lubiących sport. My, rowerzyści, byliśmy pod wrażeniem ścieżek biegnących wśród zieleni, nieśmiało wyłaniającej się gdzieniegdzie rzeki Izar ale również Chińskiej Wieży, przy której zatrzymaliśmy się, by posłuchać muzyki granej przez bawarską kapelę. Kolejne miejsce, które widzieliśmy to Olympia Park. Tam odbywały się Igrzyska Olimpijskie w 1972 roku. Z prawie trzystumetrowej wieży mogliśmy podziwiać Munchen – ponieważ pogoda była rewelacyjna, widoki były niezwykłe. Zwiedzając miasto na rowerze dotarliśmy również do pałacu Nymphenburg, gdzie podziwialiśmy jego piękny ogród. Monachium, jak każde duże miasto tętni życiem do późnych godzin nocnych, więc i wieczorem mieliśmy zapewnioną rozrywkę. Słynne HB (Hofbräuhaus), a więc najstarsza piwiarnia, to kultowe miejsce. Tu piwo ma najgłębszy smak a orkiestra najlepiej wygrywa Ein Prosit. I choć ilość decybeli, jaką funduje HB jest tak ogromna, że jak sądzę, nawet w szkole trudno osiągnąć taki poziom, to jednak gdy rozbrzmiewa melodia wygrywana przy wznoszeniu toastu, rozmowy ustają i wszyscy zgodnie śpiewają.

Zwiedzanie stolicy Bawarii warto rozszerzyć również na pobyt w jej okolicach. Nasz drugi dzień wakacji w Bayern poświęciliśmy na przejazd wokół jeziora Starnbergersee. Leży ono przy mieście Starnberg oddalonym od Munchien niecałe 20 km. Podziwiając Starnbergersee od strony miasta przy dobrej pogodzie można również zobaczyć pasma Alp. Nam się to udało. Ważnym punktem podczas pobytu nad wodą był również postój przy Votivkapelle. Miejsce to związane jest z „szalonym” królem Ludwikiem II, nazywanym też bajkowym. Król ten w znaczący sposób zadłużył kraj a po utracie tronu najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Jego śmierć do tej pory została jednak niewyjaśniona. Wskazuje się, że mógł on zostać zamordowany. Przed kaplicą znajdują się dwa krzyże – jeden z nich jest w jeziorze, najprawdopodobniej w miejscu, gdzie utonął. Przy Votivkapelle spotkaliśmy wielu rowerzystów. Najpewniej też planowali okrążyć Starnbergersee. My mieliśmy przymusowo dłuższy postój ze względu na przerwę techniczną. Awaria zdawała się być dość poważna. Na szczęście daliśmy sobie radę bez mechanika!

Następny dzień pobytu w Bayern miał być już związany z trasą Benedykta XVI. Po porannej mszy i śniadaniu w Monachium wyruszyliśmy do Altötting – najważniejszego sanktuarium Maryjnego w Niemczech. Altötting jest dla Niemców jak Częstochowa dla Polaków. Dla Ratzingera było to miejsce, które odwiedzał już od wczesnych lat dzieciństwa, ze względu na niewielką odległość od jego rodzinnego domu w Marktl. Centralną cześć Altötting stanowi cudowna kaplica z słynącą łaskami figurką Matki Bożej z Dzieciątkiem, zwana też Czarną Madonną. Figurka ta pochodzi najprawdopodobniej z 1330 roku a do kaplicy trafiła ponad 150 lat później, będąc uznaną za cudowną ze względu na dwa uzdrowienia. Ołtarz, w którym jest umieszczona pochodzi z 1670 roku. O tym, jak ważna dla Bayern jest Czarna Madonna może świadczyć fakt, iż na przełomie XVIII i XIX wieku książę Maksymilian I ogłosił ją patronką Bawarii. Z kolei liczne wota dziękczynne umieszczone w krużgankach kaplicy potwierdzają skuteczność modlitwy do Matki Bożej z Altötting. Józef Ratzinger w swojej autobiograficznej książce wspomina sanktuarium, które według niego zyskało nowy splendor dzięki tamtejszemu odźwiernemu – dziś już świętemu – bratu Konradowi von Parzham (1818 – 1894), który według byłego papieża nie był uległy wobec tendencji postępu i zawierzenia nauce charakteryzujących jego czasy. „Mały” święty – jak o nim pisze Ratzinger – nie został zapomniany. Przedstawiająca go rozmodlona figura znajduje się tuż przy bawarskiej Czarnej Madonnie, zaś w pobliskim kościele znajduje się jego grób, który przyciąga pielgrzymów odwiedzających cudowną kaplicę.

 

 

 

 

Po Altötting kolejnym punktem rowerowej pielgrzymki śladami Benedykta XVI był Marktl. Podziwiając Inn zmierzaliśmy do kolejnej miejscowości. Przed wjazdem do miasta czekał nas jeszcze stromy podjazd, który nawet dla doskonałych rowerzystów jest nie lada wyzwaniem. Powiedzmy, że w końcu mieliśmy go za sobą (bez precyzowania czy byliśmy na tyle doskonali by tam podjechać, czy może mniej, by musieć rower prowadzić…). Znaleźliśmy się w Marktl nad Innem. Już przed wjazdem do miasta zobaczyliśmy tablicę informującą nas, że wjeżdżamy do miejscowości, z której pochodzi Józef Ratzinger. W kościele parafialnym św. Oswalda w Marktl wciąż znajduje się chrzcielnica, w której ochrzczony został przyszły papież. Jest na niej muszelka, którą odnajdziemy później w herbie papieskim, którą odnosimy do św. Augustyna ale też do św. Jakuba Starszego. Poza kościołem ważnym miejscem jest dom Ratzingerów. Jest on położony dość blisko kościoła, można powiedzieć, że w centrum Marktl. Taka dobra lokalizacja wiązała się z posadę ojca byłego papieża, który pracował w komendzie policji. Rodzina nie mieszkała tam jednak długo – zaledwie dwa lata, gdyż ze względu na duże bezrobocie zadecydowała o zmianie miejsca zamieszkania. W swojej autobiografii papież pisze, że zna jedynie opowieści rodziców z tamtego czasu. Dla nich czas spędzony w Marktl nie należał do najłatwiejszych ze względu na dużą biedę i panujące choroby. Mile natomiast wspominali życie rodzinne i kościelne. W domu urodzin papieża od 2007 roku znajduje się muzeum. Dom, który do 2006 roku był w rękach prywatnych przywrócono do stanu z 1927 roku. Zwiedzający mogą wejść do pokoju, w którym urodził się Józef, mogą również zobaczyć liczne dokumenty z późniejszych lat jego życia, które nie były już związane z miejscowością nad Innem. Wystawa wzbogacona jest też multimedialną projekcją, która była dostępna również w języku polskim. Byliśmy nią mile zaskoczeni.

Po zwiedzaniu muzeum usiedliśmy w pobliskiej kawiarni, dzielącej kościół i dom Ratzingerów i przeglądaliśmy broszurki nabyte w pobliskim biurze informacji turystycznej. W przewodniku po Marktl wyczytaliśmy, że Józef Ratzinger będąc jeszcze kardynałem otrzymał 13 lipca 1997 roku tytuł honorowego obywatela miasta Marklt. Dowiedzieliśmy się też, że w tej miejscowości znajduje się warte zobaczenia muzeum regionalne. Może i byśmy się do niego wybrali, gdyby nie wiatr, który znacząco się wzmógł i zapowiadał zbliżająca się burzę. Ruszyliśmy więc w drogę.

 

 

 

Kolejnym celem w naszej wyprawie był Braunau. Nie była to miejscowość zaznaczona na trasie Benediktweg, ale w pewien sposób wpisywała się w tę trasę. W Braunau, austriackim miasteczku oddalonym około 30 km od Marktl, urodził się Adolf Hitler. Po wyborze Ratzingera na papieża w jednym z niemieckich dzienników pojawiło się stwierdzenie, że Benedykt XVI urodził się między niebem a piekłem – mieszkał niedaleko od najważniejszego w Niemczech sanktuarium Maryjnego; po drugiej zaś stronie Inn oddzielał go od Braunau.

Do Braunau dotarliśmy późnym popołudniem. Szybko znaleźliśmy hotel; planowaliśmy wprowadzić się, a potem zwiedzać miasto. Pomogła nam w tym bardzo życzliwa właścicielka hotelu, która nie tylko podarowała nam przewodniki ale również zarekomendowała najciekawsze miejsca. Braunau to przede wszystkim miejsce narodzin Hitlera. Miasto oficjalnie nie akcentuje tej prawdy, jednak bez problemu można znaleźć dom, przed którym stoi kamień upamiętniający śmierć milionów niewinnych. Kamień ten pochodzi z kamieniołomu znajdującego się obok obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Braunau to jednak również miasto kościołów. Byliśmy mile zaskoczeni faktem, że mimo nie najwcześniejszej już godziny były one wciąż otwarte. Najokazalszy z nich – kościół św. Stefana to jeden z najwyższych kościołów w Austrii. Odwiedziliśmy również kaplicę przy kościele św. Marcina, która po drugiej wojnie poświęcona została pamięci ofiar. Warta uwagi była również kaplica św. Nepomucena. Innymi kościołami, do których już nie dotarliśmy były: kościół kapucynów, św. Walentego, Królowej Maryi i inne. W chwilach wolnych od zwiedzania dokonywaliśmy podsumowania dnia. Dużo tego dnia zobaczyliśmy. Przejechaliśmy niecałe 60 km. Sporą część nad Innem przy pięknej pogodzie. Byliśmy bardzo zadowoleni. Pierwszy dzień na szlaku Benedykta XVI uznaliśmy za udany.

 

II dzień poniedziałek 5 sierpnia (Bogdan Ferdek)

 

Po śniadaniu około godziny 8.00 nastąpił wyjazd z hotelu Gann. Tak jak był on reklamowany gwarantował nam miłą i rodzinną atmosferę dającą przyjemny i odprężający pobyt w Braunau am Inn. Po kilku minutach osiągnęliśmy ścieżkę rowerową po austriackiej stronie rzeki Inn. Po kilku kilometrach jazdy ścieżka odbiła od rzeki dość stromo w górę. Wysiłek został nagrodzony pięknym widokiem rzeki Salzach wpadającej do Inn. Po kilkunastu kilometrach jazdy wzgórzami doliny Inn dojechaliśmy do Burghausen. Po bawarskiej stronie Salzach podziwialiśmy najdłuższy w Europie gród obronny, którego długość wynosi 1.043 m. Większa część budynków i ogólny wygląd pochodzą z czasu, kiedy zamek był – w latach 1393-1505 – rezydencją dolnobawarskiej linii Wittelsbachów. Od 1485 r. zamek był rezydencją polskiej księżniczki Jadwigi Jagiellonki (zm. 1502 r.), żony księcia bawarskiego Jerzego Bogatego (zm. 1503 r.), córki króla Kazimierza IV Jagiellończyka. Jadąc dalej wzgórzami doliny Salzach po przejechaniu granicznego mostu dojechaliśmy do Tittmonning. Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, mieszkał tutaj od 11 lipca 1929 do 5 grudnia 1932. W budynku znajduje się dzisiaj Sparkasse. Wzdłuż grzymsu widnieje duży napis Gloria in excelsis Deo atquae in terra pax. Po powrocie na austriacką stronę Salzach kontynuujemy jazdę wygodną i ocienioną ścieżką rowerową. Po kilku kilometrach napotykamy jednak na objazd. Ścieżka nie została jeszcze naprawiona po czerwcowej powodzi. Wjeżdżamy na wzgórza doliny Salzach, z których podziwiamy panoramę Alp. Po kilku kilometrach wracamy na ścieżkę wzdłuż Salzach i osiągamy Oberndorf. W tej to miejscowości została po raz pierwszy wykonana podczas pasterki w 1818 roku „najpiękniejsza polska kolęda” Cicha noc – jak często można usłyszeć na wieczorach kolęd w Polsce. Autorem słów Stille Nacht jest Joseph Mohr, melodię ułożył Franz Xaver Gruber. Słowa jednej z wersji w języku polskim ułożył ok. 1830 roku Piotr Maszyński. Stille Nacht przetłumaczono na ponad 300 różnych języków i dialektów. Po zwiedzeniu kaplicy Stille Nacht przy Stille Nacht Platz w pobliży Stille Nacht Muzeum i Stille Nacht Cafė jedziemy w kierunku miasta urodzenia Mozarta – Salzburga. Salzburg, barokowy klejnot w sercu Europy, swą sławę zawdzięcza niepowtarzalnej kombinacji jedynej w swoim rodzaju zabudowy architektonicznej z pięknym, naturalnym, alpejskim otoczeniem. Nic dziwnego, że w roku 1997 cała starówka w Salzburgu została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Przez cały rok słynne zabytki miasta kuszą i uwodzą swym nieodpartym wdziękiem. Z pałacu Mirabell i otaczającego go ogrodu o tej samej nazwie rozciąga się prawdziwie pocztówkowy widok na symbol Salzburga – masywną Twierdzę Hohensalzburg, dostojną Katedrę Salzburską oraz uroczą starówkę ze słynną uliczką Getreidegasse, gdzie znajduje się Dom Narodzin Mozarta. Arcybiskupi Salzburga po dzień dzisiejszy noszą tytuł Primas Germaniae, mają prawo do kardynalskiej purpury, a do roku 1934 mogli mianować biskupów bez zgody papieża i cesarza w czterech diecezjach: Gurk, Chiemsee, Seckau i Lavant. W czasie I Soboru Watykańskiego papież Pius IX pozdrowił salzburskiego Arcybiskupa Maximiliana Josepha Ritter von Tarnóczy-Sprinzenberg (węg. Tarnóczy Miksa) słowami: „Patrzcie, oto przychodzi pół-papież, który sam może mianować biskupów”. Z Salzburga wjechaliśmy do Bawarii. Jechaliśmy bardzo dobrą ścieżką rowerową wzdłuż alpejskich hal mając górski łańcuch na wyciągnięcie ręki. Krótko przed 20 dojechaliśmy do miejscowości Teisendorf i zaczęliśmy szukać noclegów. Zajazd dla rowerzystów był pełny, podobnie i inne kwatery. To ryzyko jazdy na spontana. Znaleźliśmy jednak ostatnie pokoje w hotelu Gut Edermann położonym trzy kilometry dalej w miejscowości Holzhausen. Zostaliśmy bardzo życzliwie przyjęci. Poinformowano nas o parze rowerzystów, która krótko przed nami przybyła z Monachium, również na rowerach marki Scott. Jadąc do hotelu trzy kilometry pod górę podziwialiśmy zachód słońca w Alpach. Piękno Alp podziwialiśmy również z tarasów, które miały nasze pokoje. Nawet nadchodząca burza nadawała uroku alpejskiemu łańcuchowi. Tego dnia przejechaliśmy 119 km. Trasa była tak piękna, że chciałoby się ją powtórzyć. Już umówiłem się na przyszły rok z ks. prof. dr Imre von Gaal, dogmatykiem z Chicago. Jesteśmy otwarci na rowerzystów polskich, amerykańskich i niemieckich. Być może powstanie jakaś międzynarodowa grupka rowerzystów. Zapraszam już dzisiaj moich seminarzystów.

 

 

 

 

 

III dzień, wtorek, 6 sierpnia (Rafał Piekarski)

 

Pobudka przed 6, by zobaczyć zamglone doliny, oraz oświetlone wschodzącym słońcem Alpy. Trzeci dzień podróży nie mógł się lepiej zacząć. Potem pakowanie, poranna msza, syte śniadanie. Opuszczamy hotel i Holzhausen. Nie żegnamy się jednak z malowniczymi krajobrazami. Nad nami błękit nieba z małymi chmurami, które swój wyraz znalazły w fladze bawarskiego landu. W około świeżo skoszone pola, soczyście zielona trawa, wzgórza, gdzieniegdzie białe bawarskie domy z wielkimi okiennicami, no i Alpy, które towarzyszą nam jeszcze przez kilka godzin. Dziś czeka nas najdłuższa trasa. Pierwszy cel- Traunstein. To malownicze, około 18 tys miasteczko, które w 1300 roku otrzymało prawa miejskie. Leżało ono na szlaku solnym, wiodącym z odległego o 35km Salzburka, przez Wasserburg do Monachium (wszystkie te miasta towarzyszyły nam w podróży). Rowery skierowaliśmy w same centrum miasta. Na placu Miejskim stoi barokowy kościół św. Oswalda. To w tej świątyni 8 lipca 1951 roku ksiądz Joseph Ratzinger odprawił wraz ze swoim bratem Georgiem Mszę prymicyjną. W miasteczku znajdują się szkoła podstawowa oraz gimnazjum, do którego chodził młody Joseph. Później w autobiografii napisał o Traunstein: Tutaj po długiej wędrówce odnaleźliśmy naszą prawdziwą ojczyznę, do której nieustannie wracam we wspomnieniach.
Zbliża się południe. Temperatura rośnie. Z nieba znikają resztki chmur. Siadamy na rowery i ruszamy dalej. Na naszej drodze coraz częściej wyrastają strome podjazdy. Skwar dnia oraz trud drogi wynagradza kolejny cel Chiemsee. Zbawienny stał się już sam chłód, który dochodził znad jeziora. Widoki zaś sprawiały, że zapominało się o jakimkolwiek zmęczeniu. Chiemsee jest jeziorem powstałym podczas ostatniej epoki lodowcowej. Jego powierzchnia wynosi 80km², leży u podnóża Alp. To właśnie zestawienie gór z błękitnym jeziorem robiło na nas wrażenie. Ugasiliśmy nasze pragnienia i przez kolejne kilka kilometrów jechaliśmy wzdłuż Chiemsee. Mijaliśmy pełne turystów restauracje, kempingi, port wypełniony licznymi żaglówkami, oraz przede wszystkim, grono miłośników dwóch kółek, które całymi rodzinami zjechało się nad jezioro.

 

 

Żeby nie było nudno, w drodze do kolejnego celu kilkukrotnie przechodziliśmy egzaminy kondycyjne. Jednym z nich był np. odcinek o kącie nachylenia drogi wynoszącym 10°
Kaskady potu, płonące nogi i koła jakby przyklejone do asfaltu. To tak pokrótce wspomnienia z podjazdu. Gdy do głowy przychodzi radosna myśl, „uporałeś się!” zza zakrętu wyłania się dalsza część góry. Co robić? – zaciskasz zęby i jedziesz dalej. Potem szczyt i realna satysfakcja.
Wasserburg to miasto położone na półwyspie. Otacza go rzeka Inn. Nie wjeżdżaliśmy do samego miasta. Zrobiliśmy krótki postój, by popatrzeć z góry na jego specyficzne usytuowanie, oraz rzekę, która zmieniła kąt prawie o 180°. Ruszyliśmy dalej ścieżką wzdłuż rzeki, ta zaś prowadziła do ostatniego celu na szlaku Benedykta- do Aschau. To tu w latach trzydziestych mieszkała rodzina Ratzingerów. Nasze kroki skierowaliśmy do otoczonego cmentarzem, neogotyckiego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W tym miejscu młody Joseph przyjął Pierwszą Komunię Świętą. Jako ciekawostkę warto dodać, że w Aschau powstały pierwsze domy w Bawarii, ozdobione malowidłami przedstawiającymi Benedykta XVI.
Dzień się miał ku zachodowi. Przez głowę przebiegła nam myśl, by zostać tu i przenocować. Zaś następnego dnia wczesnym, rankiem ruszyć do oddalonego 30 km Altoetting, gdzie na parkingu stoi samochód. Krótki namysł i zmiana planów. Ruszamy dalej. Choćby do Muehldorfu, który leży między dwoma miastami. Mimo iż licznik wskazywał, że tego dnia przejechaliśmy już 120 km czuliśmy w nogach jeszcze dużo sił. Szybko uporaliśmy się z dojazdem do Muehldorfu. Choć niebo zwiastowało burzę, włączyliśmy światła i ruszyliśmy dalej- do Altoetting. Zerwał się porywisty wiatr. Błyskało i grzmiało coraz mocniej. Droga się wydłużała. Gdy wreszcie dojechaliśmy do Altoetting zaczęło padać. Kierowaliśmy się do centrum. Rozpoczęło się szukanie noclegu. Na szczęście za 3 razem się udało i ostatecznie wylądowaliśmy w hotelu Post tuż obok Cudownej Kaplicy z figurką Matki Bożej z Dzieciątkiem.
To już koniec wyprawy rowerowej, w której łącznie przejechaliśmy 315 km. Zmęczeni idziemy spać. Pod powiekami pozostają wspomnienia alp; jezior; białych domów udekorowanych pnącymi kwiatami, bądź malowidłami.. wszystkich tych miejsc, w których urodził się i dorastał Joseph Ratzinger.