Dietricha Bonhoeffera pokorne obcowanie z Bogiem

 

 

 

Mottem tegorocznego Tygodnia ekumenicznego są słowa proroka Micheasza: „Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czego żąda Pan od ciebie, jeśli nie czynienia sprawiedliwości, umiłowania wierności i pokornego obcowania z Bogiem twoim” (Mi 6, 6-8). Słowa proroka ukazują istotę religijności, która jest zwrotem człowieka ku drugiemu człowiekowi i Bogu. Dla chrześcijanina to zwrócenie ku człowiekowi i Bogu dokonuje się w Jezusie Chrystusie, prawdziwym człowieku i prawdziwym Bogu. Z przedstawionego przez Micheasza ideału religijności współczesnemu człowiekowi bliski jest ideał sprawiedliwości, mniej bliski ideał wierności i bardzo daleki ideał pokornego obcowania z Bogiem. Ten ideał pokornego obcowania z Bogiem jest odrzucany w postępującym procesie laicyzacji, którą można określić jako życie tak jakby Boga nie było. W kontekście laicyzacji przywołuje się ideę bezreligijnego chrześcijaństwa, która jest obecna w listach więziennych Dietricha Bonhoeffera. W liście z 30 kwietnia 1944 r. Bonhoeffer napisał: „jeżeli zatem ludzie rzeczywiście staną się radykalnie bezreligijni – a uważam, że to już w mniejszym lub większym stopniu jest faktem […] – co oznaczać to będzie dla chrześcijaństwa”1. Powinno ono przyjąć formę chrześcijaństwa bezreligijnego2. „Wielu ludziom Bonhoeffer znany jest wyłącznie jako ten, który ukuł mętne pojęcie chrześcijaństwa bezreligijnego. Jak na ironię, wielu entuzjastów hasła <Bóg umarł> uznało go za swoistego proroka”3. Tymczasem Bonhoeffer nie był człowiekiem bezreligijnym. Jego idea bezreligijnego chrześcijaństwa jest krytyką pewnej formy religijności, którą opisał następująco: „Religijni mówią o Bogu wtedy, gdy ludzkie sumienie […] dobiega kresu, lub wtedy, kiedy zawodzą ludzkie siły. Właściwie zawsze jest pojmowany jako deus ex machina, któremu każą wkraczać na scenę albo dla pozornego rozwiązania nierozwiązywalnych problemów, albo jako mocy, gdy moc ludzka zawodzi, zawsze zatem przy okazji ludzkiej słabości względnie na granicy ludzkiego poznania. Trwać to jednak może, siłą rzeczy, tylko tak długo, dopóki ludzie własnymi siłami nie przesuną tych granic nieco dalej i Bóg, jako deus ex machina, nie stanie się zbyteczny […] Wydaje mi się zawsze, że w ten sposób wydzielamy Bogu ze strachem miejsce nazbyt małe. Chciałbym mówić o Bogu nie na granicy, lecz w samym centrum, nie w chwilach słabości, lecz siły, nie wobec śmierci i winy, lecz wobec życia i dobra ludzkiego”4. Bonhoeffer był więc przeciwny redukowaniu Boga do wypełniania luk ludzkiej niewiedzy, do tropiciela grzechów człowieka, cenzora jego myśli, ostatecznej deski ratunku w granicznych sytuacjach ludzkiego życia w myśl dewizy jak trwoga to do Boga. Był zatem przeciwny chrześcijaństwu, które sprowadza się do wydzielania Bogu jakichś religijnych kątów czy marginesów, chociażby w postaci niedzielnych poranków, kiedy składa się kurtuazyjną wizytę w świątyni. Bezreligijne chrześcijaństwo jest dla niego usuwaniem fałszywych przedstawień Boga na rzecz Boga Biblii. Chrześcijanin powinien pokornie obcować z Bogiem Biblii.

 

Bonhoeffer uczył odkrywać tego Boga Biblii i pokornie z Nim obcować studentów Seminarium Kaznodziejskiego w Zingst a później w Finkenwalde. Z absolwentów teologii chciał zrobić uczniów Jezusa Chrystusa, którzy pokornie obcują ze swoim Bogiem. Na tej drodze pokornego obcowania z Bogiem Bonhoeffer wskazywał na modlitwę i spowiedź przed bratem. Dla Bonhoeffera „Modlić się nie znaczy tylko otworzyć serce, ale znaczy pełnym czy nawet pustym sercem znaleźć drogę do Boga i z Nim mówić”5. Jako jedną z form modlitwy zalecał codzienną medytację: „Jak Maryja słowo pasterzy <rozważała w swoim sercu>, jak za nami często chodzi jakieś słowo człowieka, jak ono w nas buduje mieszkanie, pracuje, niepokoi albo uszczęśliwia […], tak samo słowo Boże podczas medytacji chce w nas wejść i pozostać, chce nas poruszyć i w nas działać, pracować tak, abyśmy przez cały dzień nie mogli się od niego uwolnić, i wtedy będzie ono czyniło swoje dzieło w nas, a my często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy6. Medytacja jest więc pokornym obcowaniem z Bogiem podobnie jak i spowiedź przed bratem, o której Bonhoeffer napisał: „Nędza grzesznika i miłosierdzie Boga – to była prawda Ewangelii w Jezusie Chrystusie. W tej prawdzie winna żyć Jego wspólnota. Dlatego przekazał swoim władzę słuchania wyznania grzechów i odpuszczania ich w Jego imieniu […] Tak więc brat stoi przed nami jako znak prawdy i łaski Bożej. Został nam dany, aby nam pomóc. W zastępstwie Chrystusa słucha naszego wyznania grzechów i w zastępstwie Chrystusa odpuszcza nam grzechy. Strzeże tajemnicy naszej spowiedzi, jak strzeże jej Bóg. Idąc więc do spowiedzi, idę do Boga7. Ucząc pokornego obcowania z Bogiem przez medytację i spowiedź przed bratem Bonhoeffer został posądzony o kryptokatolicyzm. Wybitny, reformowany teolog Karl Barth określił działalność Bonhoeffera w Zingst i Finkenwalde „niemal nieuchwytnym posmakiem monastycznego erosa i patosu”.

 

Bonhoeffer nie ugiął się jednak przed krytyką swojego przekonania o konieczności łączenia teologii i duszpasterstwa z pokornym obcowaniem z Bogiem. Sam dojrzał do takiego przekonania w czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych w latach 1930-1931. Był rozczarowany amerykańską teologią. Stwierdził wprost: „Tu nie ma żadnej teologii”8. Co więcej: „W seminarium, w którym zdarza się, że podczas ogólnego wykładu, gdy odczytywany jest fragment De servo arbitrio Lutra na temat grzechu i przebaczenia, wielu studentów wybucha głośnym śmiechem, gdyż cytowany fragment wydaje im się komiczny, niewątpliwie całkowicie zapomniano, na czym polega istota teologii chrześcijańskiej”9. Bohhoeffer krytycznie oceniał również amerykańskie duszpasterstwo, które sprowadzało się do „herbatek, gry w kręgle, potańcówek dla wszystkich grup wiekowych”. Zadaniem Bonhoeffera „niektóre kościoły są zasadniczo instytucjami <dobroczynnymi”; inne mają przede wszystkim tożsamość społeczną. Nie sposób jednak uniknąć wrażenia, że w obu wypadkach zapomniały one, o co rzeczywiście chodzi”10. Krytyczne refleksje nad amerykańską teologią i duszpasterstwem doprowadziły Bonhoeffera do duchowego przełomu. Z chrześcijanina, którego nie interesowało chodzenie do kościoła, a który kochał akademicką wymianę myśli na temat teologii, stał się chrześcijaninem będącym uczniem Jezusa Chrystusa, pokornie obcującym ze swoim Panem. Tego, co sam doświadczył, chciał uczyć studentów Seminarium Kaznodziejskiego w Zingst i Finkenwalde.

 

Z Bonhoefferowskiego pokornego obcowania z Bogiem można wyciągnąć, co najmniej, dwa wnioski:

 

1. Odpowiedzią na postępującą laicyzację, która jest życiem tak jakby Boga nie było, powinno być życie chrześcijan jako pokorne obcowanie z Bogiem. Z takiego życia wyrasta sprawiedliwość i wierność. Przed innym stylem życia przestrzega Psalm 14 (13): „Powiedział głupi w swoim sercu:<Nie ma Boga>. Oni są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nikt nie czyni dobrze”. Psalm przestrzega, że bez Boga wcale nie ma więcej sprawiedliwości i wierności, lecz jest ich mniej.

 

2. Pokorne obcowanie z Bogiem jest istotą duchowego ekumenizmu. Im bardziej podzieleni chrześcijanie będą pokornie obcowali ze swoim Bogiem, to tym bardziej będą zbliżali się do siebie.

 

W sumie pokorne obcowanie z Bogiem jest czymś naturalnym dla będącego obrazem Boga człowieka. Jako obraz Boga człowiek może żądać od Boga tylko Boga. Obraz Boga może bowiem odnaleźć wypełnienie tylko w swoim Pierwowzorze, a więc w Bogu. Antycypacją tego eschatologicznego wypełnienia jest już pokorne obcowanie obrazu Boga, czyli człowieka, z Pierwowzorem, czyli Bogiem.




 

 

 

1D. Bonhoeffer, Wybór Pism, Warszawa 1970, 239-240.

 

2Tamże, 240.

 

3E. Metaxas, Bonhoeffer. Prawy człowiek i chrześcijanin przeciwko Trzeciej Rzeszy, Kraków 2012, 501.

 

4D. Bonhoeffer, Wybór Pism, dz. cyt. 241.

 

5D. Bonhoeffer, Psalmy. Modlitewnik Biblii, Warszawa 2004, 11.

 

6D. Bonhoeffer, Życie wspólne, Kraków 2001, 89.

 

7Tamże, 112.

 

8E. Metaxas, dz. cyt., 114.

 

9Tamże, 119-120.

 

10Tamże, 121.

Dodaj komentarz