KONFERENCJA NAUKOWA „WSPÓŁCZESNE IDEOLOGIE A CHRZEŚCIJAŃSTWO W MYŚLI JOSEPHA RATZINGERA/ BENEDYKTA XVI”

Ideologizacja ducha Soboru

Wspominając rozpoczęcie II Watykańskiego Soboru papież Benedykt XVI powiedział: „Mieliśmy nadzieję, że wszystko się odnowi, że nadejdzie naprawdę nowa Pięćdziesiątnica, nowa epoka Kościoła”. Jednak po zakończeniu Soboru zamiast nowej Pięćdziesiątnicy i nowej epoki Kościoła zaczął się proces jego rozpadu, który przebiegał w dużej mierze pod znakiem powoływania się na Sobór. Znakiem rozpadu Kościoła są świątynie zamienione na restauracje i kawiarnie, warzywniaki, siłownie, biura nieruchomości, butiki, a w najlepszym przypadku na muzea. Winy za taki stan rzeczy nie można przypisywać Soborowi. Był on bowiem synergizmem działania Ducha Świętego i ludzi. Również do tego Soboru można odnieść zdanie z Dziejów Apostolskich: „Postanowiliśmy Duch Święty i my” (15, 28). Przyczyn rozpadu Kościoła po Soborze jest wiele. Jedną z nich jest to, co Ratzinger/ Benedykt XVI nazywa: „widmem Soboru”, „posoborowym progresizmem”, „rzekomym duchem Soboru”, „antyduchem”, „deformacją Soboru”, „hermeneutyką nieciągłości”, „duchem Soboru nie idącym za tekstami Soboru”, „Soborem mediów”, „Soborem wirtualnym”. Za wspólny mianownik dla tych wszystkich określeń można uznać słowo „antyduch”. Ten anty-duch Soboru chce interpretować Sobór w opozycji do jego słów. Traktuje on bowiem Sobór jako punkt wyjścia, od którego można się szybko oddalić lub też uważa, że historia Kościoła zaczyna się od Soboru Watykańskiego II jako swoistego punktu zerowego. Antyduch Soboru zrywa więc z tym, co było przed Soborem, w imię zasady, że wszystko, co nowe lub rzekomo nowe jest o wiele lepsze od tego, co było lub co jest. W taki sposób interpretuje sobór „skrzydło postępowe”, które można określić mianem „progresizmu”. Oprócz „skrzydła postępowego” istnieje w Kościele również „tradycjonalizm”, który można określić mianem „integryzmu”. Dla tradycjonalistów istnieje tylko Kościół przed Soborem. Tak jak dla progresistów nowe jest lepsze od starego, tak dla integrystów stare jest lepsze od nowego.  Chociaż progresistów jest więcej niż integrystów, to jednak ci ostatni mają ściśle określone struktury. Antyduch Soboru ma więc dwa skrzydła: skrzydło postępowe, czyli progresizm, i skrzydło tradycjonalistyczne, czyli integryzm. Ten anty-duch Soboru zdaje się stawać ideologią. Według Powszechnej encyklopedii filozofii wydanej w dziesięciu tomach w latach 2000–2009 w Lublinie przez Polskie Towarzystwo Tomasza z Akwinu, ideologia to „system leżący u podłoża doktryny politycznej, której celem jest realizacja jakiejś utopii; całość poglądów i ocen tłumaczących sytuację historyczno-społeczną, gospodarczą, kulturową i polityczną jakiejś grupy ze względu na jej interesy”. Czy zatem antyduch Soboru nie jest jakimś ideologicznym systemem? Celem tego systemu miałaby być realizacja jakiejś eklezjalnej utopii o nowym Kościele po Soborze lub kontynuowanie starego Kościoła przed Soborem. Ewentualnie, czy antyduch Soboru nie jest całością poglądów i ocen Soboru stojących w opozycji do jego słów? Te poglądy i oceny miałyby być w interesie Kościoła, czyli dla jego pożytku. 

Wpływem ideologii na doktrynę religijną zajmował się lubelski filozof Józef Herbut (1933-2018). W swoich badaniach wykazał, że doktryna religijna może zostać zideologizowana. Skoro możliwa jest ideologizacja doktryny religijnej, to możliwa jest również ideologizacja nauczania II Soboru Watykańskiego. Imieniem tej ideologizacji byłby „antyduch Soboru”. Aby wykazać, że antyduch Soboru jest ideologią, zostanie najpierw ukazana jego istota w oparciu o pisma i wypowiedzi Josepha Ratzingera/Benedykta XVI. Następnie zostanie podjęta próba ukazania antyducha Soboru w kluczu ideologii. Na końcu zaś ideologia antyducha Soboru zostanie ukazane na przykładzie liturgii. 

  1. Istota anty- ducha Soboru

Istotę anty-ducha Soboru ukazał Ratzinger w wykładzie „Litera i duch Soboru Watykańskiego II w przemówieniach soborowych kardynała Fringsa”. Antyduch Soboru jest progresizmem, który twierdzi, że po soborze nie interesuje go nic przedsoborowego Progresista najchętniej spaliłby wszystkie napisane przed Soborem książki i zabrałby się do pisania nowych. Wykazuje zatem skłonność do zapominania i równocześnie  uzależnia się od chwilowych poglądów teologicznych i od aktualnej mody. Modnym sloganem stała się teza, że w Kościele katolickim ważne jest tylko to, co można udowodnić z Pisma, a zatem  obowiązuje tylko to, co da się udowodnić egzegetycznie. Jeżeli jakiegoś dogmatu nie da się udowodnić egzegetycznie, to można go anulować. Uzależnienie od chwilowych poglądów teologicznych i od aktualnej mody staje się przygodą przypadkowości. Jej skutki ilustruje następująca anegdota: „kardynał Julius Döpfner powiedział, że Kościół po Soborze przypomina wielki plac budowy. Ktoś złośliwie dodał – tak, ale na tym placu zagubiono projekt budowy i każdy teraz ją kontynuuje wedle swego upodobania. Rezultat oczywisty”. Odcinając się od tego, co stare progresista prezentuje romantyczne podejście do nowoczesności będąc np. przekonanym, że ziemski postęp przechodzi bezpośrednio w królestwo Boże. W stosunku zaś do Kościoła ten romantyzm przejawia się w tym, że progresista chce tworzyć nowy Kościół będący pewnego rodzaju super-wyznaniem w wyniku koordynacji różnych chrześcijańskich wyznań. Według Ratzingera progresista na miejscu bojaźni Bożej stawia bojaźń ludzką, co jest początkiem głupoty. 

Ratzinger ukazuje anty-ducha Soboru jako papież Benedykt XVI. Czyni to szczególnie w dwóch przemówieniach, z których jedno pochodzi z początku, a drugie z końca pontyfikatu. W przemówieniu do kardynałów, biskupów i pracowników Kurii Rzymskiej Benedykt XVI porównał sytuację w Kościele po II Soborze Watykańskim do sytuacji po Pierwszym Soborze Nicejskim. Tą sytuację oddał św. Bazyli za pomocą porównania do bitwy morskiej pośród mrocznej nawałnicy: „Ochrypłe  wrzaski tych, którzy skłóceni występują przeciwko sobie; niezrozumiała gadanina, bezładny zgiełk krzyczących bez ustanku wypełnił już cały Kościół, zniekształcając – przez nadgorliwość lub uchybienia – prawdziwą naukę wiary”. Według Benedykta XVI sytuacja opisana przez Bazylego częściowo odzwierciedla sytuację po II Soborze Watykańskim. Zamieszanie i spory po tym Soborze wywołała hermeneutyka nieciągłości. Jest ona interpretacją Soboru, która zrywa z przeszłością i prowadzi do rozłamu na Kościół przedsoborowy i Kościół posoborowy. Według tej hermeneutyki prawdziwy duch Soboru objawia się w dążeniach do tego, co nowe, które są u podstaw soborowych dokumentów. Same te dokumenty są jedynie niedoskonałym odzwierciedleniem nowości ducha Soboru. Z tego względu należy śmiało wychodzić poza dokumenty Soboru, czyli iść nie za tekstami Soboru lecz za jego duchem. Duch Soboru byłby więc interpretacją Soboru w opozycji do jego słów, czyli przeciwieństwem ducha Soboru interpretującego Sobór zgodnie z jego słowami.  

Z kolei w przemówieniu do duchowieństwa diecezji rzymskiej pod koniec swojego pontyfikatu Benedykt XVI powiedział: „był Sobór ojców, prawdziwy Sobór, ale był też Sobór mediów. Był to niemal osobny Sobór, przez środki przekazu. Był to niemal osobny Sobór, a świat przez nie postrzegał Sobór, przez środki przekazu […] Podczas, gdy Sobór ojców urzeczywistniał się w obrębie wiary […] to Sobór dziennikarzy nie odbywał się […] na gruncie wiary, lecz w kategoriach współczesnych mediów, to znaczy poza wiarą, miał inną hermeneutykę. Była to hermeneutyka polityczna: dla mediów Sobór był walką polityczną, walką o władzę między różnymi prądami w Kościele. Oczywiście media popierały tę stronę, która w ich oczach lepiej odpowiadała ich światu […] Sobór wirtualny był silniejszy niż Sobór realny”. Sobór mediów, czyli Sobór wirtualny był również anty-duchem Soboru interpretującym Sobów w opozycji do jego słów za pomocą hermeneutyki politycznej stojącej w opozycji do hermeneutyki wiary.

Anty-duchem Soboru jest nie tylko progresizm lecz także integryzm. Integrysta będzie kwestionował prawomocność Soboru. Przykładem integrysty jest arcybiskup Marcel Lefebvr. Ratzinger nie widzi żadnej przyszłości dla postawy odrzucającej principia Soboru Watykańskiego II. Zdaniem Ratzingera „Postawa taka jest nielogiczna, bowiem punktem wyjścia jest tu sztywna tendencja zachowania wierności nauczaniu Piusa IX i Piusa X oraz Soboru Watykańskiego I z jego konstytucją o prymacie papieża. Ale dlaczego uznaje się ten prymat tylko do Piusa XII? Czyżby posłuszeństwo wobec Stolicy Apostolskiej miało być mierzone według roczników i w zależności od współbrzmienia nauczania papieży z własnymi, od dawna już ustabilizowanymi, przekonaniami?”. Antyduch Soboru przejawiałby się również w odrzucaniu prawomocności Soboru w imię tego, co było przed Soborem – w imię przeszłości. Antyduch Soboru jest więc konserwowaniem Kościoła przedsoborowego. Przyczyną ekskomuniki arcybiskupa Lefebvr`a było wyświęcenie nowych biskupów bez zgody papieża, a zatem był to akt przeciwko prymatowi Biskupa Rzymu. Jak podkreśla Ratzinger przyczyną ekskomuniki nie był stosunek arcybiskupa Lefebvr`a do II Soboru Watykańskiego. Ratzinger jako papież Benedykt XVI wyszedł naprzeciw zwolennikom arcybiskupa Lefebvr`a zezwalając na sprawowanie liturgii według Mszału Rzymskiego ogłoszonego przez św. Piusa V i wydanego po raz kolejny przez św. Jana XXIII oraz zdejmując ekskomuniki z czterech biskupów wyświęconych przez niego w roku 1988. Członkowie Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X nie zrezygnowali jednak z odrzucania prawomocności Soboru w imię tego, co było przed Soborem.

Antyduch Soboru może mieć oblicze progresisty i integrysty. Progresista będzie negował Sobór w imię tego, co nowe, a integrysta w imię tego, co stare. Progresista będzie stosował hermeneutykę zerwania z przeszłością, a integrysta – hermeneutykę konserwowania przeszłości. 

  1. Ideologiczna interpretacja anty-ducha Soboru

Ideologia może działać jak doktryna religijna, a doktryna religijna może być zideologizowana. Łatwiej jednak upodobnić ideologię do doktryny religijnej niż zideologizować doktrynę religijną. Według Herbuta zasadnicze wypowiedzi doktryny religijnej są przyjmowane przez wiarę w jakimś stopniu zracjonalizowaną i dlatego człowiek nie staje przed bóstwem w roli autonomicznego, krytycznego podmiotu. Nie występuje w roli życzeniodawcy lecz raczej czuje się zafascynowany bóstwem. Ci, których ogarnął antyduch Soboru raczej nie są zafascynowani Bogiem i dlatego występują jako życzeniodawcy wobec Kościoła. Przedmiotem ich życzeń jest nowy Kościół przyszłości lub zakonserwowany Kościół przeszłości. Taka życzeniowa hermeneutyka zerwania z przeszłością i zakonserwowania przeszłości otwiera antyduch Soboru na proces ideologizacji. Ten proces rozwija się w dwóch kierunkach.

 Pierwszy kierunek ideologizacji antyducha Soboru zmierza do nadania instrumentalnego charakteru temu, co pożyteczne dla danej grupy, czyli dla Kościoła. Dla antyducha Soboru pożytkiem dla Kościoła jest upodobnienie go do świata poprzez zniesienie wszystkich murów pomiędzy Kościołem i światem i w konsekwencji dopasowanie go do świata. To świat ma być światłem dla Kościoła, a nie Kościół światłem dla świata. W ten sposób Kościół chce być politycznie poprawny wobec świata. Wyrazem tej kościelno-politycznej poprawności jest „padanie do stóp świata” poprzez otwarcie Kościoła, bez żadnych hamulców, ani filtrów na nowoczesną mentalność. To otarcie Kościoła na oścież doprowadziło do następującego paradoksu: „nierozsądnym romantyzmem jest ubolewanie nad nastąpieniem zwrotu konstantyńskiego, podczas gdy sami padamy do stóp światu, od którego rzekomo chcemy uwolnić Kościół. Czymś jednak gorszym od tego paradoksu jest zwątpienia w depositum fidei, jako efekt „padania do stóp świata”. Bóg i Jego kryteria tracą znaczenie na rzecz mocy tego świata. Ideologizacja antyducha Soboru może zmierzać również w odwrotnym kierunku. Za pożytek dla Kościoła uznaje się nie jego otwarcie na świat lecz izolację wobec świata. Zamiast wpadać w ramiona świata tworzy się getto w świecie. To getto przybiera postać oblężonej twierdzy. Jej wysokie mury skutecznie oddzielają Kościół od świata. Kościół jako twierdza nie będzie jednak lumen gentium, lecz stanie się światłem postawionym pod korcem. Tymczasem Kościół ma być światłem na świeczniku i świecić całemu światu (por Mt 5, 15). Aby  być lumen gentium Kościół musi wyjść do świata, aż po jego krańce. Ratzinger przypomina, że „To nie chrześcijanie przeciwstawiają się światu. To świat jest w opozycji do nich odkąd ogłoszono prawdę o Bogu, Chrystusie i człowieku. Świat ten burzy się, kiedy grzech i łaska zostają nazwane po imieniu”. Aby chrześcijanie zdobyli twierdzę świata, sami nie mogą być twierdzą, lecz mają zdobywać twierdzę świata prawdą o Bogu, Chrystusie i człowieku.

Drugi kierunek ideologizacji antyducha Soboru zmierza do propagowania interesów grupowych jako jedynie słusznych i postępowych. Ich realizacja ma zaowocować jakimś doskonałym stanem w bliżej nieokreślonej przyszłości, czyli przybierze formę utopi. Antyduch Soboru kreuje się na jedynie słuszny i postępowy pożytek Kościoła, który będzie jakimś eklezjalnym utopizmem. On uczyni wszystko dobrze w przeciwieństwie do przeszłości, kiedy wszystko robiono źle. Utopizm domaga się zerwania z własną historią, która była jednoznacznie zła. „Manifestuje się to w wyznaniach winy, w namiętności samooskarżania się, co dotyczyło nie tylko wielkich newralgicznych punktów, takich jak reformacja czy proces Galileusza, lecz i tych, które wzmagały się w ogólnym i zasadniczym wyobrażeniu grzesznego Kościoła, a wszystkiego tego, co jest radością z Kościoła, z tego, co się dokonało i pozostało, lękano się jako tryumfalizmu. Utopizm jest nie tylko formą samooskarżania się z powodu własnej historii, lecz również zawiera optymistyczną wizję Kościoła, który nie powtórzy swojej złej przeszłości. Kościół nie stanie się ponownie winnym zła wobec świata, jeżeli od niego będzie uczył się dobra. Utopizm jest jakby „godziną zero”, od której wszystko zaczyna się na nowo i w której uczyni się zadość złej historii przed tą godziną. Ideologizacja antyducha Soboru może zmierzać również w odwrotnym kierunku. Utopizm może oznaczać gloryfikację przeszłości i chęć powrotu do niej w myśl zasady „stare dobre czasy”. Takich „starych dobrych czasów” nigdy nie było w historii Kościoła, nawet za Piusa X. Według Ratzingera „Kościół jest <nierządnicą> – wywodzi się z Babilonu tego świata: jednak Chrystus Pan obmył go i z <nierządnicy> uczynił oblubienicę […] Kościół wszystkich pokoleń jest Kościołem z łaski, który Bóg nieustannie przyzywa z Babilonu, w którym przebywają ludzie sami z siebie”. Ze względu na taki status Kościół potrafił stworzyć inkwizycję, ale również pełne światła i majestatycznej godności katedry. 

Antyduch Soboru może być zideologizowany przez absolutyzowanie człowieka. Przejawia się to w tym, że „człowiek zaczyna  przemawiać lub działać w imieniu bóstwa – i żądać od innych całkowitego podporządkowania się”. Taką rolę spełniają niektórzy progresywni egzegeci. W imię swoich egzegetycznych osiągnięć potrafią odrzucać dogmaty, dogmatyzując równocześnie swoje egzegetyczne osiągnięcia. W podobnej roli występują integrystyczni biskupi, którzy swoją krytykę Soboru stawiają ponad papieżem i soborem. Potrafią nią zakwestionować samą legalność wyboru papieży i zwołania soboru. Można odnieść wrażenie, że charyzmat nieomylności przysługuje im, a nie papieżowi i soborowi. Ideologizacja przez absolutyzowanie człowieka może mieć niebezpieczne skutki w postawach fanatycznych, „które cechują się – z jednej strony – stałym wzmacnianiem roszczeń do absolutnych uprawnień w zakresie wiedzy lub władzy, z drugiej zaś koniecznością maskowania bezpodstawności tychże roszczeń oraz ich faktycznych motywów”. Tak rozumiany fanatyzm zagraża zarówno progresywnym teologom, jak i integrystycznym biskupom. 

Ideologia czyni z antyducha Soboru upiór Soboru. Ten upiór Soboru uderza w samą eklezjalność Kościoła, bo upodabnia go do świata lub do oblężonej przez świat twierdzy. W ten sposób pozbawia Kościół bycia solą ziemi i światłem świata (Mt 5, 13-16). 

  1. Liturgia jako przykład zideologizowanego antyducha Soboru

Progresiści postrzegali Sobór jako rewolucję w Kościele, której jednym z ważnych, a może nawet  najważniejszym zewnętrznym wyrazem miała być nowa liturgia. Ona miała być niejako sztandarem posoborowego Kościoła, który wraca do swoich starożytnych korzeni. Progresiści uważają bowiem, że wszystko, co stało się w Kościele po papieżu Grzegorzu Wielkim jest znakiem dekadencji i dlatego wszelkie owoce tej dekadencji w liturgii należy wyeliminować. Ratzinger nazywa to „archeologizmem romantycznym”. Wyrazem tego archeologicznego romantyzmu jest celebracja versus populum, w której ołtarz jest ustawiony w taki sposób, żeby kapłan i lud patrzyli na siebie. Taka celebracja miała odpowiadać pierwotnemu modelowi Ostatniej Wieczerzy. Celebrację versus populum uzasadniano tym, że Bazylika św. Piotra jest ukierunkowana na zachód, o czym zadecydowały racje topograficzne. Jeżeli więc celebrujący kapłan chciał zgodnie z chrześcijańską tradycją modlitwy patrzeć w kierunku wschodu, to w konsekwencji musiał mieć lud przed sobą. Według Ratzingera nie można jednak dokonywać nadinterpretacji ustawienia ołtarza w Bazylice św. Piotra, jak również pierwotnego modelu Ostatniej Wieczerzy. Ratzinger powołuje się na Louisa Bouyer`a (1913-2004) – francuskiego teologa  specjalizującego się w studiach nad liturgią, jednego z promotorów odnowy liturgicznej doby II Soboru Watykańskiego – według którego „Pogląd, zgodnie z którym celebracja versus populum była formą pierwotną, a zwłaszcza że była formą Ostatniej Wieczerzy, jest oparty po prostu na błędnym pojmowaniu chrześcijańskiej albo także niechrześcijańskiej uczty w starożytności. Gospodarz wspólnoty biesiadnej w epoce wczesnochrześcijańskiej nigdy nie zajmował miejsca naprzeciwko pozostałych współbiesiadników. Wszyscy siedzieli lub leżeli po wypukłej stronie stołu, mającej kształt litery sigma lub podkowy […] Wspólnotowy charakter uczty był podkreślany […] przez to, że wszyscy biesiadnicy znajdowali się po tej samej stronie stołu”. Celebracja versus populum jest więc liturgią sfabrykowaną w antyduchu Soboru. Uzasadnia to również fakt, że nie pasuje ona do soborowej eklezjologii pielgrzymującego ludu Bożego. W pielgrzymce wszyscy patrzą w jednym kierunku – nikt nie idzie z twarzą zwróconą ku pielgrzymom i z plecami zwróconymi w kierunku pielgrzymowania. Takiej wizji pielgrzymującego ludu Bożego odpowiada dawna liturgia, w której wszyscy patrzą w jednym kierunku. Z kolei sfabrykowana w antyduchu Soboru liturgia odpowiada przedsoborowej eklezjologii, którą nazywano „hierarchiologią”, bo w centrum stawiała hierarchę: papieża i biskupów. Podobnie czyni posoborowa liturgia. Według Ratzingera: „ jesteśmy tu świadkami klerykalizacji na miarę, jakiej nigdy dotychczas nie znano. Teraz kapłan […] staje się rzeczywistym i właściwym punktem odniesienia całej celebracji. Wszystko obraca się wokół niego. Na niego musimy patrzeć, w jego akcji brać udział, jemu odpowiadać – o wszystkim decyduje jego kreatywność”. Tak jak nie można sfabrykować liturgii w duchu romantycznego archeologizmu, tak również nie wolno jej konserwować. Taką tendencję do konserwowania liturgii wykazują integryści. Dawna liturgia była zamknięta w Mszale rzymskim kapłana. Wierni natomiast modlili się ze swoich modlitewników w zależności od potrzeb serca. Nierzadko na liturgię nakładały się nabożeństwa z zakresu pobożności ludowej. Taka hybryda liturgii i nabożeństw ludowych prowadziła do dwóch paralelnych liturgii: „celebrans z ministrantami sprawował Mszę św. według Mszału, a świeccy, modlili się w czasie Mszy św. wspólnie z książeczek do nabożeństwa, zdając sobie zasadniczo sprawę z tego, co dokonywało się na ołtarzu”. Konieczna zatem była odnowa liturgii, tak, aby liturgia ołtarza i liturgia ludu stały się jedną liturgią. Ta jedność liturgii ołtarza i ludu umożliwia odkrycie piękna, głębi i historycznego bogactwa Mszału. Benedykt XVI przywracając możliwość posługiwania się Mszałem z 1962 roku jako forma extraordinaria Liturgii Mszy świętej wyraził pragnienie, aby dwie formy posługiwania się obrządkiem rzymskim ubogacały się wzajemnie. Jeszcze przed wyborem na papieża Raztzinger miał wizję liturgii ubogaconej dwoma formami posługiwania się obrządkiem rzymskim. „W liturgii Słowa zostajemy skonfrontowani z dialogiem między Bogiem i ludem, między ludem s łowem Bożym. A zatem właściwe jest, aby urzeczywistniać liturgię Słowa w wymiarze między kapłanem a ludem. Kapłan przemawia do ludu i sprawia, że słowo Boże jest obecne w sercach ludzi. Zatem jest to normalne, że to spotkanie między ludem a kapłanem odbywa się twarzą w twarz. Po liturgii Słowa cała wspólnota zwraca się w kierunku Pana. W całej tradycji, od początków chrześcijaństwa, Pan był symbolizowany przez kosmiczny znak wschodzącego słońca, które przychodzi i zapowiada drugie przyjście Chrystusa. W tej drugiej części liturgii wszyscy są skierowani ku Chrystusowi. Jest rzeczą normalną, że kapłan w tym momencie patrzy w tym samym kierunku co lud, bo przecież i on jedynie idzie na czele ludu w kierunku Pana. To nie kapłan jednak jest punktem orientacyjnym liturgii, lecz Chrystus. A zatem wypacza sens zaszufladkowanie tego jako <odwracanie się tyłem do ludzi>”. Wizja Ratzingera o liturgii ubogaconej dwoma formami posługiwania się obrządkiem rzymskim spełniła się w liturgii dla ordynariatów personalnych byłych anglikanów. Divine Worship: The Missal uwzględnia orientację. Jak pisze wrocławski teolog Paweł Beyga „Modlitwy bowiem są kierowane przecież do Pana, a nie do zgromadzonych wiernych […] są to: obrzędy wstępne od znaku krzyża aż do pozdrowienia wiernych po śpiewie Gloria, recytacja lub śpiew Credo […] The Penitential Rite, ofertorium, prefacja oraz modlitwa eucharystyczna, ryt komunijny aż do słów: The peace of the Lord be always with you, Prayer of Humble Access, modlitwa Almighty and everliving God oraz pokomunia. W kościołach należących do Ordynariatów Personalnych dla byłych anglikanów, jeśli niemożliwa jest celebracja ku wschodowi, liturgicznym wschodem staje się krzyż stojący na środku ołtarza”. Divine Worship: The Missal jest przykładem wzajemnego ubogacenia dwóch form posługiwania się obrządkiem rzymskim, a nawet elementami anglikańskiej tradycji. Pokazuje on, że w odnowie liturgii należy unikać dwóch skrajności. Pierwszą skrajnością jest fabrykowanie liturgii w oparciu o romantyczny archeologizm. Natomiast drugą skrajnością jest traktowanie liturgii jako jakiegoś rezerwatu czy relikwiarza przeszłości. Liturgista powinien bardziej przypominać ogrodnika, który troszczy się o rozwój rośliny niż mechanika, który buduje nową maszynę a starą wyrzuca na złom. Obie skrajności są ideologizowaniem liturgii w antyduchu Soboru. To ideologizowanie liturgii oznacza upodobnienie jej do świata poprzez przeakcentowanie „horyzontalnego” aspektu liturgii kosztem aspektu „wertykalnego”. W takim kontekście liturgia staje się instrumentem integracji Kościoła ze współczesnym światem. Zaczynają w niej dochodzić do głosu modne hasła współczesnego świata, takie jak: „pilne potrzeby nowoczesnego społeczeństwa”, „celebracja życia”, „sprawiedliwość społeczna” czy „ekologia”. W duchu tego ostatniego hasła wybudowano ekologiczny kościół w Leipzig. Przejawem ideologizacji liturgii może być również jakiś liturgiczny utopizm. Próbuje on upodobnić liturgię do jakiegoś party – miłego spotkania towarzyskiego. Świadczą o tym na przykład „rosnące znaczenie powitań i pożegnań, a także poszukiwanie elementów o wymiarze rozrywkowym. Efekt rozrywkowy staje się poniekąd miarą <udanej> celebracji liturgicznej, która z tego powodu zdana jest na <kreatywność>, to jest na pomysłowość jej organizatorów”. „Kreatywność” organizatorów liturgii prowadzi do dalszego ideologizowania liturgii, jakim jest absolutyzacja człowieka. To człowiek staje się kreatorem liturgii, a nie Bóg. W zideologizowanej liturgii chodzi o człowieka, a nie o Boga. Tymczasem liturgia jest dziełem przede wszystkim Boga, a nie człowieka. Jest ona bowiem „czymś już zastanym. Jest wstąpieniem w odwiecznie dokonującą się liturgię niebios. Liturgia ziemska jest liturgią wyłącznie dlatego, że włącza się w to, co już się dzieje i co ją przewyższa”. Tą liturgią niebios jest powstała w wyniku paschy Chrystusa nowa Świątynia z nowym kultem, takim jakiego pragnie Bóg. Liturgię ideologizują nie tylko progresiści lecz również integryści. Traktują oni liturgię jako instrument obrony Kościoła będącego oblężoną twierdzą. Samą zaś liturgię zamykają w przeszłości w myśl zasady „stara dobra liturgia”. Tym samym odrzucają możliwość rozwoju liturgii na wzór rośliny. Przesuwają więc granicę archeologicznego romantyzmu od Grzegorza Wielkiego do Piusa X, ewentualnie Piusa XII. Ustalenie jakichkolwiek granic archeologicznego romantyzmu jest przejawem absolutyzacji człowieka. Człowiek bowiem nie dopuszcza możliwości rozwoju liturgii poza pewną granicę. Tym samym stawia granicę Duchowi Świętemu, który inspiruje rozwój liturgii. Tak jak Duch Święty inspirował rozwój liturgii również po Grzegorzu Wielkim do Piusa XII, tak może inspirować dalszy rozwój liturgii również po II Soborze Watykańskim. Trzeba słuchać tego , „co Duch mówi do Kościołów” (Ap 2, 11), również o liturgii na II Soborze Watykańskim. Nie można zakładać, że ten Sobór nie jest akurat synergizmem Ducha Świętego i ludzi lecz jakimś nowym latrocinium – tym razem watykańskim. Tym latrocinium jest natomiast anty-duch Soboru, który ideologizuje liturgię w oparciu o jakiś archeologiczny romantyzm. Granicą tego archeologicznego romantyzmu jest pontyfikat Grzegorza Wielkiego (540-604) lub Sobór Watykański II (1962-1965). Progresiści odwołują się do liturgii sprzed pontyfikatu Grzegorza Wielkiego, a integryści do liturgii od Piusa V do Soboru Watykańskiego II.

Podsumowanie

To, co Ratzinger/Benedykt XVI napisał o antyduchu Soboru może uchodzić za nowy sylabus dla progresistów i integrystów. Tymczasem Ratzinger odczytuje II Sobór Watykański w świetle najbardziej katolickiej litery, czyli litery „i”. Uważa bowiem, że „„Po pierwsze – jest nie do przyjęcia, by katolik opowiadał się za Soborem Watykańskim II, a występował przeciw Soborowi Trydenckiemu lub Watykańskiemu I […] Po drugie – tak samo niepoprawna jest decyzja opowiedzenia się za Vaticanum I i Soborem Trydenckim, a przeciwko Soborowi Watykańskiemu II. Kto odrzuca Sobór Watykański II, neguje jednocześnie władzę, która zwołała i prowadziła tamte dwa Sobory, i w ten sposób odrywa te Sobory od ich fundamentu”. Ratzinger nie uznaje zatem alternatywy „albo – albo” – albo Sobór Trydencki i Watykański I, albo Watykański II. To „Zwolennicy ideologii stają wobec alternatywy „albo-albo”, konstruowanej tak, żeby wybór właściwej (z punktu widzenia twórców ideologii) nie nastręczał trudności”. Ratzinger stosując hermeneutykę ciągłości nie ulega antyduchowi Soboru, który podlega ideologizacji. Przypomina zatem owego „ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13, 52). Dla niego Sobór pochodzi od Ducha Świętego, który posługiwał się ludźmi. Od Ducha Świętego pochodzi prawdziwy duch Soboru, któremu litery dali ludzie Soboru. Antyduch Soboru został sfalsyfikowany w krajach tzw. Przymierza nadreńskiego: Francji, Niemczech, Belgii i Holandii. W tych krajach zaczął się proces  rozpadu katolickiego chrześcijaństwa, który przebiegał w dużej mierze pod znakiem powoływania się na Sobór. Szczególnie w tych krajach antyduch Soboru okazał się upiorem. Walcząc o chrześcijaństwo bardziej otwarte zamknął je w muzeach. Rewolucja według scenariusza ideologii antyducha Soboru uczyniła z Kościoła opuszczone miasto (por. Anne Muggeridge, Opuszczone Miasto: rewolucja w Kościele Katolickim). Ono jest świadectwem bankructwa tej rewolucji i równocześnie siłą integrystów czyniących z Kościoła zamkniętą twierdzę, aby nie stał się opuszczonym miastem.