KONFERENCJA NAUKOWA Filozofia i teologia wobec współczesnych ideologii

Wtorek, 24 września

Joachim Piecuch (UO), Utopia – ideologia – totalitaryzmu

Stanisław Kijaczko (UO), Liberalizm – ideologia czy wyznanie wiary?

Leon Miodoński (UWr), Ideologia w epoce „cynicznego rozumu”, czyli cynizm ideologii

Wojciech Grygiel (UPJPII), Kiedy nauka staje się ideologią? Analiza filozoficzna

Łukasz Nysler (EWST), Religia a ideologia w myśli Paula Tillicha

Paweł Beyga (PWT), Relatywizm jako współczesna ideologia w myśli Josepha Ratzingera/Benedykta XVI

środa, 25 września

Ilona Błocian (UWr), Ch. Tylor i imaginaria społeczne

Janusz Królikowski (UPJPII), Wiara i nowożytność. Doświadczenie żydowskie

Andrzej Glombica (PWT), Ideologia „Zielonego Nowego Ładu“

Piotr Lorek (EWST), (Bez)istotowość jednostki ludzkiej. Antropologiczna ocena łączenia buddyzmu zen i chrześcijaństwa

Agnieszka Łoza (PWT), Ideologizacja nauki w nowym ateizmie

Jarosław Lipniak (PWT), Czy holokaust można uznać za ideologię?

Czwartek, 26 września

Leszek Kleszcz (UWr), Ideologia konsumpcjonizmu

Joanna Giel (UWr), Estetyka formy dla sztuki wolnej od ideologii – casus muzyki

Karol Morawski (AK), „Bezsilny” Bóg? O teologii politycznej w czasach liberalnej demokracji

Krzysztof Wolnica (WSTJŁ), Ideologia sukcesu a chrześcijańska koncepcja zbawienia

Bogdan Ferdek (PWT), Ponowoczesność jako ideologia

Jan Krasicki (UWr), „Czysta filozofia” i „brudna sprawa”:  casus Martin Heidegger

 

Ponowoczesność jako ideologia

Jednoznaczne zdefiniowanie pojęcia „ponowoczesność” nastręcza wielu trudności, ponieważ pojęcie to wiąże się zarówno z mnogością nazwisk myślicieli, których poglądy określane są mianem „ponowoczesnych”, jak również z różnorodnością dyscyplin, których zjawisko „ponowoczesności” ma dotyczyć. Sprawia to, że pojęcie „ponowoczesność” staje się tak szerokie, że trudno je precyzyjnie zdefiniować. Według Chantal Delsol „ponowoczesność jest przedłużeniem nowoczesności, a zarazem jej zaprzeczeniem”. Chce bowiem dokonać całkowitej przemiany człowieka i świata niszcząc formy w jakich ludzkość i świat istniały od zawsze. „W istocie chodzi o to, by człowiek sam tworzył wszystko, co jest ważne, wszystko, co go dotyczy. Nie ma już niczego, co byłoby dane; wszystko jest konstruowane. Nie ma niczego, co by nas poprzedzało: wszystko jest naszym dziełem”. Tak rozumiana ponowoczesność ma swoje dogmaty w sensie przedchrześcijańskim. W starożytnej, przedchrześcijańskiej Grecji słowem „dogmat” określano prawną decyzję senatu, czy też jakieś twierdzenie szkoły filozoficznej, a także etyczne zasady działania człowieka. Słowo „dogmat” zawierało więc w sobie wymiary autorytatywny i zobowiązujący. Termin „dogmat” nie został więc stworzony przez chrześcijan, lecz funkcjonował w życiu publicznym a z czasem został przez nich przejęty. Dogmat w przedchrześcijańskim znaczeniu funkcjonuje w ponowoczesności. Zdaniem angielskiego pisarza Gilberta Keitha Chestertona (1874-1936) „istnieją tylko dwa rodzaje ludzi: ci, którzy przyjmują dogmaty i wiedzą o tym, oraz ci, którzy je przyjmują, ale o tym nie wiedzą”. Ponowoczesny człowiek jest tym, który zwalcza chrześcijańskie dogmaty i na ich miejscu stawia ponowoczesne dogmaty, choć o tym nie wie. Te ponowoczesne dogmaty traktuje on nie mniej poważnie niż chrześcijanie traktują swoje dogmaty. Dla chrześcijan odrzucenie dogmatu oznacza herezję, a dla ponowoczesnego człowieka zaprzeczanie jakiegoś ponowoczesnego dogmatu jest orwelowską myślozbrodnią. Myślozbrodnia jest przestępstwem karanym w Oceanii, czyli fikcyjnym państwie stworzonym przez George’a Orwella w powieści Rok 1984. Myślozbrodnia pochodzi z nowomowy i oznacza przestępstwo polegające na myśleniu przeciwko Partii oraz Wielkiemu Bratu. Myślozbrodnię wykrywa Policja Myśli, która pełni rolę tajnej policji, łapiącej ludzi nie mających takich poglądów, jakie odpowiadają Partii. Człowiek, który został ogłoszony przez Policję Myśli myślozbrodniarzem, zostaje poddany ewaporacji, tzn. wymazuje się jego wszystkie dane zacierając po nim wszelki ślad. Czy ponowoczesność ze swoimi dogmatami może stać się ideologią?

Według słownikowych ujęć ideologia ma trzy znaczenia. Ideologia – po pierwsze – jest ogólnym systemem pojęć i postaw, który charakteryzuje społeczeństwo w danej epoce. Po drugie – ideologia jest zbiorem poglądów, których funkcją jest afirmowanie aktualnego układu ekonomiczno-politycznego. Poglądy te są przyjmowane za prawdziwe przez ludzi żyjących w tym układzie. Powstały one jednak dzięki temu układowi i dlatego poza nim tracą swoją iluzję prawdziwości. Wreszcie – po trzecie – ideologia jest zbiorem poglądów wyrażających interesy jakiejś klasy, które mobilizują tę klasę do walki o władzę, aby następnie dzięki zdobytej władzy przekształcać rzeczywistość zgodnie z interesem i widzeniem świata będącej przy władzy klasy.  Ideologia jest przedmiotem bogatej refleksji zwłaszcza w tzw. szkole frankfurckiej. Czołowym przedstawicielem tej szkoły zajmującym się ideologią jest Karl Mannheim (1893–1947). Wyróżnił on dwa rodzaje ideologii: ideologię partykularną i ideologię totalną. Ideologia partykularna jest bliska kłamstwu. W interesie kłamcy leży bowiem ukrycie jakiegoś aspektu rzeczywistości. Z kolei ideologia totalna obejmuje wyraźnie określoną świadomość: albo jakiejś epoki, albo zdeterminowanej pod względem historycznym i społecznym grupy. Ta świadomość zawiera  podstawowe pojęcia i wartości tej grupy. Ideologia totalna ujawnia się w walkach politycznych, w ramach których strony przeciwne kwestionują podstawowe idee, na których opiera się ich świadomość. W tej walce ulega neutralizacji kłamstwo, które traktowane jest jako odmienny punkt widzenia, a nie jako świadome głoszenie nieprawdy. Stoi to w opozycji do średniowiecznego spojrzenie na świat, które było oparte na obiektywizmie poznawczym. Jednak od czasów renesansu zaczyna rozwijać się pogląd, według którego nie ma prawd obiektywnych i w konsekwencji poznanie, w tym również poznanie naukowe, uwarunkowane jest historycznie. Miejsce prawdy obiektywnej zajmuje skuteczność działań politycznych. Polityka jest walką o władzę. W walce politycznej partie dążą nie tylko do chwilowego zwycięstwa, ale do całkowitego zniszczenia bazy duchowej przeciwnika, aby móc sterować masami. Ideologia dąży więc do panowania totalnego. W ujęciu Mannheima na ideologię składają się dwa elementy: określona świadomość epoki lub grupy oraz skuteczne wprowadzanie tej świadomości w życie społeczne za pomocą działań politycznych. Mannheimowskie rozumienie ideologii będzie szczególnie przydatne w odniesieniu do ponowoczesności, ponieważ jej rysem jest marksizm. Przejawia się to m. in. w tym, że ponowoczesność potępia zbrodnie nazizmu, a rozgrzesza zbrodnie popełnione w imię marksizmu. Nazizm jest nieustannie potępiany, natomiast zbrodnie komunizmu są wstydliwie zamiatane pod dywan. Na uniwersytetach można epatować Stalinem czy Leninem, ale nie Hitlerem. Uniewinnia się zbrodnie Lenina czy Stalina, ponieważ były dokonywane w imię postępu.

Aby rozwiązać postawiony problem zostaną najpierw ukazane dogmaty ponowoczesności, czyli w języku Mannheima świadomość ponowoczesności. Następnie zostaną ukazane próby skutecznego wprowadzania w życie społeczeństw ponowoczesnej świadomości za pomocą skutecznych działań politycznych, których celem jest sterowanie masami i zniszczenie bazy duchowej przeciwnika. Wreszcie zostanie podjęta próba krytyki ponowoczesnej ideologii.

  1. Dogmaty ponowoczesności

Pierwszym dogmatem ponowoczesności jest postęp i emancypacja. Mają one doprowadzić do zniesienia granic, które są złem. Zniesienie granic będzie oznaczało bezgraniczną wolność, bezgraniczną równość, bezgraniczne szczęście, itd.. Zniesienie granic będzie możliwe dzięki temu, że człowiek dysponujący techniką wszystko może konstruować. Dlatego nic nie jest człowiekowi dane lecz wszystko jest kulturowe. Dosadnie oddaje to napis na okładce książki Yanna Moixa Narodziny (Naissance): „Wszelkie narodziny są przed nami. Za nami jest tylko śmierć. Rodzice dali nam życie? weźmy je zatem w swoje ręce. I to jak najszybciej”. O ile w przeszłości człowiek chciał zrozumieć siebie, o tyle dzisiaj chce konstruować siebie. Człowiek chce więc być swoim demiurgiem, i dlatego kwestionuje nie tylko dane, które przekazano mu, gdy jeszcze nie był świadomy ale również dane biologiczne. Wszystko ma być przedmiotem jego wyboru łącznie z płcią i imieniem. Dosadnie oddał to Moix: „Nie zabijać ojca, lecz zabijać w sobie syna”. W tym odrzucaniu wszystkiego, co zostało człowiekowi dane, dochodzi do głosu mrzonka o wszechmocy człowieka. Ona to sprawia, że człowiek próbuje zanegować tragizm swojego losu, na który składa się cierpienie i śmierć. Możliwość uwolnienia człowieka od cierpienia i śmierci głosi transhumanizm. „Transhumanizm stawia sobie trzy cele: naprawa człowieka […] zwiększenie jego wydolności fizyczno-psychiczno-intelektualnej i wreszcie transformacja jego natury. Chodzi o to, aby człowiek przekraczał własne ograniczenia. Inaczej mówiąc, ma się stać <ulepszaczem> samego siebie […] Radykalni ideolodzy transhumanizmu nie kryją, że pragną stać się panami życia i śmierci”. Władzę nad życiem i śmiercią zapewni człowiekowi możliwość wymieniania istotnych dla życia i zdrowia organów. W konsekwencji człowiek będzie umierał jedynie wskutek wypadku lub samobójstwa.

Ponowoczesność w sposób szczególny naznaczona jest dogmatem o równości, do tego stopnia, że najprostsze różnice uznawane są za nierówności. Różnice nie są traktowane komplementarnie i dlatego dąży się do wyeliminowania wszelkich nierówności. Są one stygmatyzowane i ścigane przez prawo. Nierównością u samej podstawy ludzkiej społeczności jest płeć. Tą nierówność chce wyeliminować gender. Ten dogmat ponowoczesności głosi, że nie ma dwóch płci. Każdy człowiek ma swoją własną płeć, ponieważ każdy jest mieszaniną mężczyzny i kobiety. Ponowoczesny dogmat równości chce ją zaprowadzić we wszystkich dziedzinach życia, a nie tylko w dziedzinie płci. W służbie równości jest tzw. prawo Jante. Wymyślił je pisarz duńskiego pochodzenia Aksel Sandemose (1899–1965). W książce Uciekinier przecina swój ślad (En flyktning krysser sitt spor, 1933) opisał wymyślone przez siebie, duńskie miasteczko Jante. Jego mieszkańców obowiązuje zasada: Nie sądź, że jesteś kimś – Nie sądź, że nam dorównujesz – Nie sądź, że jesteś mądrzejszy od nas – Nie wyobrażaj sobie, że jesteś lepszy od nas – Nie sądź, że wiesz więcej niż my – Nie sądź, że jesteś kimś więcej niż my – Nie sądź, że się do czegoś nadajesz.  wyszydza i rani każdego, kto chce się wywyższać. Prawo Jante przypomina ostrzeżenie w pociągu – nie wychylać się. Dotyczy ono wszystkich, na każdym stanowisku i w każdym wieku. Skandynawowie inspirowani prawem Jante kulturowo dążą do równości. W cenie jest skromność, a nawet przeciętność; wybitne jednostki nie są mile widziane, a wywyższanie się jest stanowczo potępiane.

Ważnym dogmatem ponowoczesności jest relatywizm, który „jawi się jako jedyna postawa godna współczesnej epoki. Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki”. Dla współczesnego relatywizmu „istnieje tylko jedna prawda, a mianowicie ta, że żadna prawda nie istnieje”. A skoro nie istnieje prawda, nie istnieje też kłamstwo, a zatem „wszystko jest względne z wyjątkiem względności uzurpującej sobie walor absolutny”. Mówienie o prawdzie jest uznawane za stygmat fundamentalizmu. Mówiąc o prawdzie można narazić się wszystkim, którzy jak Umberto Eco twierdzą, że: „Jedyna prawda to uczyć się, jak uwolnić się od chorej namiętności do prawdy” (Imię róży). Relatywizm zabija zdrowy rozsądek. Józef Herbut podaje trzy rozumienia zdrowego rozsądku. Jest to – po pierwsze – normalna zdolność rozumienia, bez której człowiek zwany jest „osobnikiem słabego umysłu”, „ograniczonym”, „tępym”. Po drugie – zdrowy rozsądek jest zdolnością do praktycznego, trzeźwego osądu w codziennych sprawach. Wreszcie po trzecie – zdrowy rozsądek jest zdolnością poznawania podstawowych prawd. W sumie więc zdrowy rozsądek byłby źródłem przekonań, których prawdziwość jest „wyczuwana” przez większość ludzi. Pojęcie rozsądku znane jest Biblii, o czym świadczy historia Dawida i Abigail. Dawid błogosławi rozsądek Abigail: „Niech będzie błogosławiony twój rozsądek, który zapobiegł rozlewowi krwi” (1 Sam 25,33). Zdrowy rozsądek wyraźnie wiąże się więc w Biblii ze zdolnością myślenia. O ile rozsądek Abigail zapobiegł rozlewowi krwi, o tyle relatywizm służy niszczeniu opinii przeciwników. Dotyczy to szczególnie poglądów religijnych, które utożsamia się z różnymi odmianami fanatyzmu. Relatywizm usuwa wszelką myśl metafizyczną, aby pytania o sens nie zatruwały egzystencji człowieka. W konsekwencji ma powstać społeczeństwo zabawy, którego wyznacznikami są wieczny student, długie wakacje i dostatnia emerytura.

Trzy podstawowe dogmaty ponowoczesności mają zapewnić człowiekowi zniesienie granic, które stwarzają konieczność życia i śmierci, wszelkiego rodzaju różnice na czele z kondycją seksualną oraz dyskryminacja i fanatyzm mające źródło w przekonaniu o istnieniu obiektywnej prawdy.

  1. Sposoby wcielania w życie ponowoczesnych dogmatów 

Ponowoczesność dąży za wszelką cenę do wprowadzenia swoich dogmatów w życie narzucając je w sposób sztuczny i wymuszony przede wszystkim za pomocą poprawności politycznej. Poprawność polityczna doczekała się katedry na Wydziale Filozofii i Socjologii  Uniwersytetu Iowa w Stanach Zjednoczonych. Na czele Katedry Filozofii Politycznej Poprawności stanął profesor Saul Jerushalmy – człowiek, który od momentu pojawienia się tego terminu i jego świadomego funkcjonowania w różnych dyscyplinach, próbował uczynić tematykę politycznej poprawności osobną dziedziną nauki, istniejącą na pograniczu kilku innych dyscyplin, takich jak: filozofia, politologia, hermeneutyka, socjologia czy lingwistyka. Polityczną poprawność można zdefiniować jako  filozofię, której celem jest zwiększenie tolerancji dla różnic kulturowych, rasowych, płciowych, ideologicznych, stylów życia, orientacji seksualnych, inności poglądów i zachowań. Polityczna poprawność chce uchodzić za jedyny możliwy do zaakceptowania pogląd. Jeżeli ktoś nie zgadza się z tym jedynie słusznym poglądem, to zyskuje miano bigota, seksisty, dewianta lub uprzedzeńca. Polityczna poprawność wyrosła w amerykańskich środowiskach akademickich ze sprzeciwu wobec różnego rodzaju dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, pochodzenie, wyznanie, światopogląd, ułomności. Jej naczelnym postulatem jest hasło zniesienia wszelkich form dyskryminacji, a środkiem do tego celu jest tolerancja dla odmienności. Poprawność polityczna stworzyła swój własny język, który eliminuje słowa, mogące kogoś urazić np.  pijak to przestrzennie zagubiony, prostytutka to prywatny, płatny specjalista ds. seksu, wariat to percepcyjnie inny. Język poprawności politycznej eliminuje wszystkie słowa wartościujące za wyjątkiem tych, które sama poprawność polityczna wartościuje. Język ten eliminuje negatywne oceny, gdyż bazuje na założeniu, że nie istnieje obiektywna prawda, że nie ma dobra i zła, a wszystko jest zbiorem równoprawnych odmienności. W konsekwencji poprawność polityczna – z jednej strony – „nie zabija nikogo, nie wykorzenia opinii, lecz skłania ludzi do ukrywania ich lub powstrzymywania się od wszelkich usiłowań ich rozpowszechniania”. Z drugiej zaś strony jest to „narzucanie określonego sposobu myślenia, poza którym trudne – jeśli nie niemożliwe – staje się wyrażanie swojej opinii bez narażania się na duże nieprzyjemności”. W ten sposób poprawność polityczna staje się obrożą nałożoną na myślenie człowieka. Konsekwencją poprawności politycznej jest to, że „społeczeństwo demokratyczne szybko zmienia się w bezwolne stado, a umysły, zamiast się wyzwalać, stają się zależne i uległe”. 

Zbrojnym ramieniem poprawności politycznej jest drwina. „Drwić to niekoniecznie wyśmiewać, by zniszczyć, ale przede wszystkim, a niekiedy nawet wyłącznie, mieć za nic”. 

Przykładem drwiny mogą być słowa współczesnej ideologicznej bojówkarki: „Jesteście śmieszni, nieaktualni. Czuć od was naftaliną”. Drwina dyskredytuje wszelkie próby krytyki, bo adwersarzy uznaje się za wcielenie zła i obłędu. Mówi się o ich zacofaniu, dziczy, i smrodzie.  Drwiną uderza się w religię. Ukazał to Leszek Kołakowski w eseju Jezus ośmieszony. „Ci, którzy się odważają […] głosić we własnym imieniu przykazania ewangeliczne na temat zachłanności i bogactw, współczucia i miłości narażają się na kpiny – nie mówi się: <to nieprawda>, lecz raczej: <to jest niepoważne, to śmieszne>. Dlaczego? Czy dlatego, że to są komunały? Ależ powtarzamy przecież bezustannie, nie rumieniąc się, banały co najmniej równie zużyte, choć o wiele mniej ważne. Krótko mówiąc: w wykształconych lub półwykształconych klasach naszych społeczeństw być chrześcijaninem to wstyd – nawet nie dlatego, że chrześcijaństwo nie cieszy się intelektualnym szacunkiem, lecz dlatego, że jest to moralnie śmieszne”. Drwina okazuje się skuteczniejsza od twardego terroru, bo bez pałek usypia umysły. Ludzie nie obawiają się już zbrodniarzy z Łubianki, ale panicznie boją się uchodzić za zacofanych i staroświeckich. Wystarczy, że media uznają jakąś opinię za staroświecką, by natychmiast się jej wyrzekli.

Poprawność polityczna pozornie respektuje zasady wolności myśli, jednak w taki sposób, żeby każdy dokonywał cenzury nie przyznając się do tego. W ten sposób sprawia, że każdy jest zarazem więźniem i strażnikiem więzienia, bo czuje lęk przed odmiennym myśleniem.

3. Krytyka ponowoczesnych dogmatów czyli ponowoczesna myślozbrodnia

Ponowoczesność podpada po definicję ideologii, bo zawiera dwa wyróżnione przez Mannheima elementy ideologii. Są nimi: określona świadomość epoki lub grupy oraz skuteczne wprowadzanie tej świadomości w życie społeczne za pomocą działań politycznych. Świadomość epoki określanej mianem ponowoczesności wyrażają jej dogmaty w przedchrześcijańskim rozumieniu. Najważniejszymi z tych dogmatów są: postęp i emancypacja, równość znosząca wszelkie różnice oraz relatywizm. Te dogmaty wprowadza się w życie jako jedynie słuszne za pomocą poprawności politycznej.

Ideologia ponowoczesności przybiera postać laickiej religii, której dogmaty są ugruntowanie w immanencji transcendentnych pojęć. Ponowoczesny dogmat o postępie i emancypacji bazujący na tym, że „wszystko jest możliwe dla nauki i technologii”, jest ukierunkowany na transcendencję, o czym świadczy transhumanizm. Wykorzystuje on ludzkie marzenia do  rozbudowy mitologii technologicznego postępu i apoteozy techniki jako narzędzi laickiego zbawienia. Byłoby to zbawienie o charakterze naukowym. Tym zbawieniem będzie re-kreacja człowieka dokonana przez samego człowieka mocą techniki. Twórczy człowiek stanie na miejscu stwórczego Boga. Ponowoczesność chce więc utworzyć ekwiwalent transcendencji tworząc jej hybrydę z techniką. Hybryda transcendencji i techniki sprawia, że wszystkie istotne pojęcia ponowoczesności są zsekularyzowanymi i stechnicyzowanymi pojęciami teologicznymi. W szczególności ponowoczesność jest małpowaniem eschatologii. Chce ona bowiem urzeczywistnić eschatologiczny ideał, który Apostoł Paweł wyraził słowami: „nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Gal 3, 28). Ponowoczesność dąży bowiem do równości pomiędzy mężczyzną i kobietą poprzez usunięcie różnic, jakie stwarza płeć. „By uniknąć hegemonii jednej czy drugiej płci, próbuje się wykreślić różnice między nimi, uznane za efekt warunków historyczno-kulturowych. W takim zrównaniu różnica cielesna, zwana płcią, zostaje zminimalizowana, natomiast wymiar kulturowy, zwany rodzajem, jest uznany za nadrzędny i pierwszorzędny”. Gdy Apostoł Paweł pisze, że „nie ma już mężczyzny ani kobiety”, to nie chce zanegować różnicy pomiędzy mężczyzną i kobietą, lecz chce powiedzieć, że „w Chrystusie rywalizacja, nieprzyjaźń i przemoc, które wynaturzają relację mężczyzny i kobiety są możliwe do przezwyciężenia i już przezwyciężone”. Gdy chodzi natomiast o różnice płci, to „Męskość i żeńskość są objawione jako przynależne ontologicznie stworzeniu i dlatego też są przeznaczone, aby trwać poza czasem teraźniejszym, oczywiście w przemienionej formie”. Ta przemieniona forma przynależącej ontologicznie stworzeniu męskości i żeńskości jest równością mężczyzny i kobiety na zasadzie komplementarności, a nie zniesienia różnic płci. „Zróżnicowani od początku stworzenia i pozostający takimi na całą wieczność, mężczyzna i kobieta włączeni w misterium paschalne Chrystusa, nie postrzegają więc już więcej różnic jako motywu ich niezgody, które trzeba przezwyciężyć poprzez ich negację albo przez ich spłycenie, ale jako możliwość współdziałania, o które należy się troszczyć we wzajemnym poszanowaniu odrębności”.

Laicka religia uważa się za jedynie słuszną i dlatego zgłasza pretensje do powszechnej obowiązywalności. Swoje dogmaty mające być normą dla wszystkich narzuca za pomocą mechanizmów poprawności politycznej. Ta poprawność posługuje się znanymi pojęciami, pod którymi ukrywa jednak inne znaczenia. Nierzadko przedefiniowuje chrześcijańskie pojęcia w duchu marksizmu pożenionego w 1968 roku z liberalizmem. Przykładem może być pojęcie tolerancji. Według Benedykta XVI „Prawdziwym zagrożeniem, przed jakim stoimy, jest usuwanie tolerancji w imię tolerancji”. Ponowoczesność bowiem przekonana o słuszności swoich dogmatów rości sobie prawo do ich totalnego obowiązywania. Narzucając swoje dogmaty uderza w wolność człowieka. Według Benedykta XVI „Nikt nie jest zmuszany, aby być chrześcijaninem. Ale też nie wolno nikogo zmuszać, aby żył <nową religią>, jedyną zdolną do nadawania norm i jedynie obowiązującą całą ludzkość”. Ponowoczesność z jednej strony zmusza do życia laicką religią, a z drugiej strony tępi chrześcijaństwo. Według Benedykta XVI „Chrześcijaństwo czuje się poddane nietolerancyjnej presji, która najpierw je ośmiesza – jako coś należącego do nurtu dziwnego, fałszywego myślenia – a następnie w ramach pozornej rozumności chce ograniczyć przestrzeń jego życia i działania”. Paradoksem politycznej poprawności jest to, że „Nietolerancja, którą miała uleczyć polityczna poprawność, zamieniła się w nietolerancję politycznej poprawności”. Polityczna poprawność prowadzi bowiem czasami do tego, że krzykliwa nietolerancja niewielu, nie mając argumentów- demonizuje, zamiast dyskutować- zastrasza. Dlatego też poprawność polityczna jest „córką” poprzednich reżimów, która założyła jedwabne rękawiczki i porzuciła legendarne sale tortur, zamieniając je na okazałe biura anonimowych biurokracji. Mechanizm politycznej poprawności przypomina aparat państwowy Oceanii, w której rozgrywa się akcja powieści Georgea Orwella Rok 1984. Na aparat państwowy Oceanii składają się cztery ministerstwa: Ministerstwo Pokoju, zajmujące się w rzeczywistości ciągłymi działaniami wojennymi; Ministerstwo Prawdy, którego celem jest propaganda i nieustanne fałszowanie wszelkich informacji; Ministerstwo Miłości, odpowiedzialne za inwigilację oraz egzekucje oraz Ministerstwo Obfitości, zajmujące się produkcją i gospodarką, wydzielające obywatelom głodowe racje żywnościowe. Zwłaszcza nazwy trzech pierwszych ministerstw są pojęciami bliskimi i ważnymi dla chrześcijaństwa, którym nadano jednak nowe znaczenia. Te nowe znaczenia zostały przewatościowane do tego stopnia, że stały się przeciwieństwem poprzednich, chrześcijańskich znaczeń.

Zwolennicy ponowoczesnej ideologii głoszą, że nie chcą prowadzić żadnej cywilizacyjnej wojny lecz bronią tylko fundamentalnych wartości nazywanych czasami europejskimi. Ideologia ponowoczesności nie znosi jednak krytyki, co potwierdza jej dążenia  do tworzenia ostatecznego, zamkniętego i „jedynie słusznego” świata. To, że wyklucza ona tolerancję dla przeciwników jedynie słusznej ideologii ma się rozumieć samo przez się. Ponowoczesne dogmaty są bowiem samym dobrem, które wyklucza sprzeciw. W stosunku do wszystkich, którzy kontestują dogmaty ponowoczesności, stosuje się cenzurę jako formę  zapobiegającą naruszaniu czyjegoś dobra, czy to słowem czy czynem. Taką formę cenzury określa się jako „selektywną wolność słowa”. Ma ona ukrócić jakąkolwiek formę werbalnego ataku na daną rasę czy mniejszość. W tej selektywnej wolności stojącej na straży jedynie słusznej ideologii tkwią zalążki nowego totalitaryzmu. Ponowoczesna ideologia walcząc z totalitaryzmem tworzy jednak nowy totalitaryzm. Wojując z totalitaryzmem od totalitaryzmu może zginąć. Ponowoczesność jest więc nie tylko przedłużeniem nowoczesności i równocześnie jej zaprzeczeniem, ale będąc ideologią narzucającą się jako jedynie słuszna osiąga zaprzeczenie swoich ideałów jak orwellowskie ministerstwa pokoju, prawdy, miłości i obfitości.