Jezus Chrystus przyszedł na świat w okresie spisu ludności, kiedy cesarz rzymski chciał wiedzieć, ilu poddanych liczy jego kraj. Dla cesarza rzymskiego człowiek był przedmiotem rachunku, był rozpatrywany tylko w kategorii ilości, był jednym z milionów. Z tym ilościowym traktowaniem ludzi przez cesarza rzymskiego kontrastuje cel przyjścia Pana Jezusa na ziemię. Pan Jezus przyszedł na świat po to, aby człowiek mógł narodzić się z góry, czyli z Boga. Jezus Chrystus przyszedł więc na świat dla jakości życia człowieka. Ta jakość ludzkiego życia określona jest właśnie przez narodzenie z góry, czyli narodzenie z Boga. To narodzenie z Boga jest duchową zmianą, spowodowaną łaską Bożą, dzięki której wierzący w Pana Jezusa Chrystusa staje się nowym stworzeniem.
Narodzenie z góry, czyli z Boga, rozpoczyna proces uświęcenia człowieka. Ten proces uświęcenia można opisać słowami Apostoła Pawła jako pozbywanie się starego człowieka wraz z jego uczynkami i równocześnie jako przyoblekanie nowego człowieka. Dzięki uświęceniu człowiek otrzymuje nową naturę. Tą nową naturę człowieka opisał Apostoł Paweł jako: serdeczne współczucie, dobroć, pokorę, uprzejmość, cierpliwość, przebaczenie, a nade wszystko miłość. Im więcej ludzi dzięki uświęceniu ma nową naturę, tym bardziej zbliżają się do siebie, co więcej, tworzą oni jedność, o której Apostoł Paweł napisał: „Nie ma już Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, cudzoziemca, Scyty, niewolnika, wolnego, ale wszystkim we wszystkich jest Chrystus”.
To nie przypadek, że dzisiejsze teksty biblijne zostały przeczytane w zborze Baptystów. Mają one przecież zasadnicze znaczenie dla Kościoła Chrześcijan Baptystów. Ale nie tylko. Przeczytane dzisiaj teksty biblijne mają zasadnicze znaczenie dla ekumenizmu. Wchodzą one do jakby konstytucji ekumenizmu. Mówią bowiem, że jedność jest tam, gdzie Chrystus jest wszystkim we wszystkich. Tą jedność niejako buduje uświęcenie człowieka będące konsekwencją narodzenia z góry, czyli z Boga.
Ten proces dochodzenia do jedności w Chrystusie zilustrował chrześcijan Doroteusz, żyjący w latach 510-565 w Gazie, która dzisiaj jest jednym z najbardziej niespokojnych miejsc na świecie. Wyobraźcie sobie – powiada Doroteusz – że na ziemi narysowano koło. Wyobraźcie sobie, że kołem tym jest świat, pośrodku zaś koła znajduje się Chrystus. Promienie, które biegną od koła do środka, to drogi ludzi. Gdy więc ludzie idą ku środkowi, w miarę podchodzenia stają się bliżsi tak Chrystusowi, jak i sobie nawzajem. Im bardziej ludzie zbliżają się do Chrystusa, tym bardziej zbliżają się do siebie. Podobnie ma się i rzecz przeciwna: gdy ludzie odwracają się od Chrystusa, to równocześnie odwracają się od siebie. Chrześcijanie muszą zatem podążać w kierunku Chrystusa, a zaczną zbliżać się do siebie. Ich jedność nastanie wtedy, gdy Chrystus będzie dla nich wszystkim we wszystkich.
Za dążeniem do takiej jedności przemawia ekumenizm męczenników. Chrześcijanie są dzisiaj najbardziej prześladowaną religią. Prześladowców nie interesuje ich konfesyjna przynależność, ale przynależność do Chrystusa. Baptyści, prawosławni, metodyści, katolicy i inni giną nie dlatego, że są baptystami, prawosławnymi, metodystami i katolikami, lecz dlatego, że wierzą w Jezusa Chrystusa. W prześladowaniu chrześcijan z powodu Chrystusa, a nie z powodu przynależności wyznaniowej, spełniają się słowa z Ewangelii Janowej: „nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu”. Tak myśli wielu prześladowców, którzy zabijają chrześcijan z zawołaniem Allah Akbar. W męczennikach Chrystus jest już wszystkim we wszystkich i dlatego w nich ekumenizm osiągnął już swój cel – jedno Ciało Chrystusa.
Słowa Apostoła Pawła: „wszystkim we wszystkich jest Chrystus” zostały streszczone w jednej z zasad Reformacji: Solus Christus – sam Chrystus. Ta zasada Reformacji ma więc również znaczenie dla ekumenizmu. Tak rzeczywiście jest: Christus solus – i nikt inny. Tylko Chrystus jest źródłem łaski narodzenia z góry i łaski uświęcenia. Tylko sam Chrystus usprawiedliwia i zbawia. Christus solus jest jednak równocześnie nunquam solus – nigdy sam. Gdy chodzi bowiem o sposób w jaki Chrystus nas ratuje, usprawiedliwia i zbawia, to sięga po różne instrumenty, którymi raczy się posługiwać. Chrystus sięga po Słowo Boże, które wciela się w usta kaznodziei lub litery ksiąg Biblii. Sięga po pełne różnych nędz struktury Kościołów. Sięga nawet po ten Kościół, który dawał powód do postrzegania go jako Wielkiego Babilonu, Macierzy nierządnic. Ale i ten Kościół był instrumentem Chrystusa w przekazywaniu Biblii. Jakaż bowiem inna z chrześcijańskich wspólnot poprzedzających Reformację mogła ofiarować ludzkości Biblię? Chrystus sięga również po Miriam z Nazaretu, by z wiarą przyjęła Słowo i po macierzyńsku Mu służyła. Chrystus zawsze jest sam i równocześnie nigdy sam”.
Ten sam Chrystus daje nam jakby dwa nieformalne przykazania: Musicie się narodzić z góry oraz aby byli jedno. To narodzenie z góry prowadzi do jedności również z góry. Tą jedność osiągnęli już współcześni męczennicy. My zaś wytrwale zdążajmy do jedności. Nie bądźmy obojętni na Słowo Boże, które każdego dnia Tygodnia ekumenicznego na różne sposoby przekonuje nas do podjęcia wyzwania, jakim jest jedność chrześcijan.